gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

Jeden bóg wyrzuca, a drugi zbiera Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(4 głosów)

psy

Mam na imię Sara. Niedawno skończyłam dziewięć lat. Nie znam ojca, bo go już nie było, kiedy się urodziłam. Gdzieś uciekł? A może moja mama odeszła od niego? Nie wiem. Mama nic o tym nie mówiła. Mama jest wysoka, zgrabna i bardzo szybko biega. Niewątpliwie pracowała pilnie i chętnie przy polowaniu na bażanty. Czy ludzie polują w tym kraju? Tak, choć jako hobby nie jest to zbyt popularne.
 
Pewnego dnia mama znalazla się sama, bez pana. Okazało się, ze została wyrzucona po polowaniu, daleko od domu, aby w żaden sposób nie mogła wrócić. Coś okropnego! Ludzie zachowują się czasem tak bezczelnie. Jakie przygody miała potem moja mama, to nie do pomyślenia! Ale jest w Japonii stare przysłowie: "Jeden bóg wyrzuca, a drugi zbiera", czyli są ludzie dobrzy i źli. Dawno, dawno temu bylo dużo bogów w tym kraju. Przyslowie nie kłamie. Po pewnym czasie, tacy dobrzy państwo znaleźli pod miastem mamę z sześcioma szczeniętami (między nimi byłam ja!) i przyjęli do siebie tę całą kudłatą rodzinę. Szukali dla sześciu maluchów nowych właścicieli przez znajomości, przez wolontariuszy i dzięki temu szczęśliwie zostaliśmy rozesłani w różne strony Japonii. Gdyby nas wtedy złapał strażnik schroniska państwowego, nasz los byłby zupełnie inny...

U tych państwa nazwano mnie tymczasowo "Sakura", czyli po polsku: "wiśnia". Miałam sierść białą i nosek różowy. Kolor biało-różowy bardzo często kojarzy się Japończykom z kwiatem wiśnii. Podobno samo to słowo "sakura" brzmi dla nich miło i słodko. Dlatego tyle dziewcząt (i psów!) ma na imię Sakura w tym kraju. Widocznie wiśnia tak mocno przylgnęła do serca ludzi. Ciekawa jestem jak dla Polaków brzmi "sakura"? Czy też ładnie?

I teraz mam na imię Sara, bo od "sakura" odjęto "ku". Moja pani zrobiła taką grę językową, która jest dla Japończyków zabawna, a jednocześnie trochę poważna. Mianowicie sylaba "ku" ma trzy znaczenia: albo "dziewięć", albo "trud", albo "dział", zależy jakimi znakami chińskimi to zapiszemy. Jeśli słyszy się tylko dźwięk "ku", nie wiadomo, o które znaczenie chodzi. Interesująca zagadka. Moja pani skreślając "ku" z mojego starego imienia, życzyła mi, abym nie miała trudu w życiu.

Na marginesie powiem, że "si" ma znaczenia: "śmierć" i "cztery". Można zauważyć, że w niektórych hotelach w Japonii nie ma pokojów numerowanych na 4. Już rozumiecie? Kierownik hotelu nie chce, aby goście czuli choć odrobinę nieszczęśliwej atmosfery. Jeszcze są różne inne gry znaczeniowe z ideogramami, ale tu pokazałam typowe dwa przykłady. Skąd ten zwyczaj pochodzi, nie wiem. A w ogóle język nie bardzo mnie obchodzi...

Życie codzienne psa domowego chyba wszędzie jest podobne. Spacery, zabawy, jedzenie, drzemka... Pani na mnie narzeka, że potrafię tylko polować na koty. Tak, uwielbiam biegać, mam to po mamie i może czasem, przy okazji, gonię dzikie koty w parku. W życiu im prościej, tym lepiej, hmmm.

Jednak niektórzy z moich kolegów i koleżanek mają piekielnie dużo zajęć: raz na dwa tygodnie do salonu fryzjerskiego, na czyszczenie zębów, na zabiegi pielegnacji paznokci (asfalt niszczy łapy), na basen i na ćwiczenia (aby nie było nadwagi), na badanie ilości tłuszczu i cukru we krwi (już jest nadwaga!), na zakupy nowych sukni (nawet kimon!), na przyjęcie urodzinowe, a na koniec idą na masaż z olejem aromatycznym, bo są bardzo zestresowani. Znajoma mojej pani mówi do niej: "Ostrzyżenie mojego męża za 1000 jenów, a mojej Maron (piękny pudel sztandardowy) za 10 000 jenów." No proszę... A ja wolalabym śmierdzieć niż znosić mycie przez pół dnia takim koglem-moglem bio-amino-organiczny-bezkonserwantowym.

Przez ostatnie dwadzieścia lat gwałtownie przybywa takich różnych usług dla zwierząt. Ale czy naprawdę te wszystkie usługi są dla zwierząt? Czy są niezbędne dla nas?
Kiedyś pani mi opowiadała prawdziwą historię o jednym szogunie z epoki Edo, który szaleńczo kochał zwierzęta, między innymi psy. Ten szogun wydał prawo zwane "Nakaz troski o zwierzęta". Za jego panowania zwierzęta miały pierwszeństwo we wszystkim. Kiedy pies szedł ulicą, ludzie musieli mu ustąpić i ukłonić się. W centrum stolicy pojawił się ogromny teren dla zwierząt, gdzie było pełno psów najedzonych, zadowolonych i rozpieszczonych. Jeśli jakiś człowiek maltretował zwierzę, wtedy od razu dostawał ciężką karę. Legenda mówi, że była nawet kara śmierci.
Pani pyta mnie: "Co o tym sądzisz?"
...Buda jak pałac, miękka poduszka, tluste pachnące kiełbasy, tyle, ile chcę... Ach to byłby raj!
"No tak, ale możesz sobie wyobrazić, co wściekli ludzie zrobili z tymi psami, jak szogun zmarł?"
...Oj, to strach myśleć...!

Zawsze nasze życie zależało i zależy od ludzi, to prawda. W tej chwili w Japonii ponad 23 miliony psów i kotów mieszka jako zwierzęta domowe w ludzkich domach. Jest nas więcej niż dzieci poniżej piętnastu lat! Z jednej strony są psy, które mają wszystko w nadmiarze, z drugiej strony straszna liczba psów została zlikwidowana gazem w tak zwanych "dream-box" w schroniskach państwowych. Te sprzeczne rzeczywistości wspierają ludzie, którzy zakładają fabryki (oni to nazywają: "hodowla") szczeniaków, aby systematycznie zaopatrywać sklepy w rasowe psy i ludzie, którzy kupują bezmyślnie.

Ciekawa jestem co powiedziałby ten szogun, gdyby zobaczył taką rzeczywistość wokół nas...

1 komentarz

  • Tom

    Ciekawie i dobrze napisana historia. Dla mnie ciekawa zwłaszcza, że dotyka mnie w sposób osobisty. Przez wiele lat nieco inna Sara (owczarek niemiecki) była mi wiernym towarzyszem na długich, psich spacerach.
    Pozdrowienia

    Raportuj Tom Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się