Logo
Wydrukuj tę stronę

Obca Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(6 głosów)

“Co jest dziś? Znowu akumulator rozładowany?” ― pytał pan z naprawy samochodów. Był po czterdziestce, zawsze pachniał olejem i benzyną. „Nie, nie, dziś coś jest nie w porządku z silnikiem. Od rana buczy groźnie” ― odpowiedziałam. Przecież gdyby akumulator był rozładowany, nie mogłabym tu przyjechać, aż na Ursynów. Stanęliśmy przed garażem, przy kałużach. Pan mechanik otworzył bagażnik i spojrzał do środka. Grymasił, mruczał coś i wreszcie wziął w rękę narzędzie. Tymczasem ja rozglądałam się dookoła ― liczne nowe bloki w monotonnym kolorze, szara ziemia bez zieleni. Wreszcie mechanik powiedział: „Na razie tyle wystarczy” ― to znaczy, że wkrótce znow mam tu przyjechać. ”Nie rozumiem, po co pani jeździ taką szmatą? Niech pani kupi auto waszej produkcji, Mazda, Toyota, czy Nissan... wszystko jedno jakie. A to wyrzucić!”  

„Albo może pani go wywieźć do Japonii i sprzedać muzeum techniki...” ― młody asystent dodał ze śmiechem. „Japończycy są bogaci, mają znakomite auta, tu w Polsce też jeżdżą pięknymi samochodami, a pani jak? Męczy się pani z taką staruszką, co?”

To prawda, kiedy kupiłam tego małego fiata, miał już swoje lata, czyli sporo przejechanych kilometrów. 6000? Czy 7000? Obdarował mnie kupą kłopotów, a jednak ulatwił mi życie, kiedy miejska komunikacja publiczna byla zupelnie niesolidna. Nie raz tłumaczyłam panu mechanikowi, że nie jestem bogata, bo jestem na studiach, że w Japonii też są ludzie niebogaci, niepracowici, nieodpowiedzialni... Nawet chętnie rozmawiał ze mną, może dlatego, że kobieta z Azji mieszkająca w Polsce była jeszcze wtedy rzadkością. Przy robocie opowiadałam mu krótko o Japonii, o obyczajach, o jedzeniu, o pensji, i tak dalej. „Czemu wy siedzicie tak? Za karę jakąś?” ― zapytał mnie pewnego dnia, pokazując zgięte nogi. Ciekawiła go pozycja „seiza”, siedzenie bez krzesła na podłodze (na tatami). Roześmialiśmy się. Zaczęłam tłumaczyć mu tę pozycję, potem mówiłam o tatami, dalej o ceremonii parzenia herbaty. Nagle zauważyłam, ze jego oczy tracą blask.

Powiedział: "Ale macie dobrze! Macie wszystko, macie dolary i możecie wszędzie jechać. A my, nie, nie. Tu wszystkiego brakuje. Dobrze, że pani ma gdzie uciec.”

Było to cztery lata przed Transformacją.

 

***

 

Zawsze i wszędzie dzieci reagują na wszystko bardzo szczerze. W małym miasteczku Maroka dzieci obserwowały mnie z ogromną ciekawoscią. Jedno uśmiechało się do mnie całkiem przyjacielsko, drugie z lekką drwiną wołało: „China, China, czin-czin...”  Obraz ten przypominał mi Polskę z lat 80-tych. Wtedy traktowano mnie jak istotę spadającą z kosmosu. Byłam obiektem obserwacji. Dziś to stało się już nawet milym wspomnieniem.

W kraju północnej Afryki były kolumny palm zamiast brzeziny, niezmierna plaża zamiast żyznego pola. Dzieci, które biegały i pomagały rodzicom na bazarze, zapytały mnie: ”Japonia, gdzie?” Pracowite były dzieci. „Tam gdzie słońce wschodzi” ― odpowiedziałam ― ”Tu, u was, słońce zachodzi.” Potakiwały z szeroko otwartymi oczami.   Z kolei ja spytałam: „Nie idziecie do szkoły?” Zamiast odpowiedzi jeden z chłopców podał mi mały bukiecik kwiatów ze sklepu ojca, mówiąc z niewinnym uśmiechem: ”C’est pas cher (To niedrogo).”

Wiele rzeczy mnie dziwiło: istnienie do dziś systemu poligamii, ograniczenia praw kobiet nakazywane przez religię islamską, pobudzająca i jednocześnie lamentująca muzyka arabska. Młody marokańczyk pochwalił technologię japońską. Ślub jego siostry udał się dzięki sprzętom karaoke, świetna akustyka oczarowała śpiewających ludzi.... Akurat byliśmy w kawiarnii. Głośna muzyka aż dudniła mi w uszach. Na tarasie siedzieli sami mężczyźni, a kobiety miały swoje osobne miejsce, wyłącznie dla kobiet, gdzieś w głębi. Nigdy razem na widoku publicznym. Spytałam tego młodego, czy taki widok nie wydaje mu się dziwny.

Wzruszył ramionami i powiedział: „Nie, to nic dziwnego. Tak nam wygodnie. Mnie wcale nie przeszkadza.” A czy przed Wiosną Arabską, która wybuchła w ubiegłym roku, i po tej fali coś się zmienilo w tym kraju? Nie było na to odpowiedzi. Pomyślałam, że może nie wypadało zadać takiego pytania. Po chwili milczenia, toczyła się dalej rozmowa o technice, o nowoczesności Japonii, a akompaniowała nam przez cały czas muzyka arabska ― krzyk smyczkow, przeciągłe głosy, werbel, rytmiczne pulsowanie ― której było tak pełno w mieście, że nikt przed nią nie ucieknie.

Nie mogliśmy pogadać, nie możemy się dogadać.

 

***

 

„Ale nagle poczułem wstyd, jakiś niedosyt, uczucie po chybionym strzale. To, co zostało opisane, nie jest moim krajem. Zaraz; śnieg, brak kolonii przecież racja. Ale to jest nic, nic z tego, co wiemy, co nosimy w sobie, nawet się nie zastanawiając, co jest naszą dumą i rozpaczą, życiem, oddechem i śmiercią.”

「不意に恥ずかしさと、何か足りないという感覚に捕らわれ、的外れな矢を放ったあとのような気分になった。ここまでの説明は自分の国のことではない。待てよ;雪が降る、植民地はなかった―その通りじゃないか。だが我々の知っていること、内に抱えていることから見れば、そんなことはゼロに等しい。我々の誇りと悲しみ、人生、生きること、死とは何かを深く考えもせずに無頓着に語られたそんなことは。」

„.....klucz do szyfru leży w mojej kieszeni.

Wozimy go zawsze do obcych krajów, w świat, do innych ludzi, i jest to klucz naszej dumy i naszej bezsiły. Znamy jego schemat, ale nie sposób uprzystępnić go drugim. Zawsze będzie nie to, nawet jeśli bardzo się chce. Coś nie będzie powiedziane, to najważniejsze, najistotniejsze coś.”

「・・暗号を解く鍵は自分のポケットの中にある。

見知らぬ国へ、世界へ、他者の中へと入っていく時に常にたずさえていくそれは、我々の傲慢と無力の証しでもある。その構造はわかっていても、相手にそれを分かりやすく示す手立てはない。どんなにそうしたいと望んだところで結果は違うものとなるだろう。最も重要で、かつ根源的なものは何か、それは言葉にされないだろう。」

― z tomu „Busz po polsku” Ryszarda Kapuścinskiego

Ostatnio zmieniany
© 2013 www.polonia-jp.jp