Logo
Wydrukuj tę stronę

Przygoda z Nepalem Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(3 głosów)

 

099 800x600     

W trzecią rocznicę trzęsienia ziemi - dedykuję tym, co zginęli w 2015 roku

 

Nepal i ja

Moja przygoda z Nepalem zaczęła się właściwie już w dzieciństwie, kiedy mama co roku zabierała mnie w Tatry. Pokochałam góry. Potem jeździłam już sama i sama zdobywałam coraz to wyższe szczyty. Dosłownie sama, bo na wycieczki chodziłam samotnie, nawet na Rysy i Orlą Perć wspięłam się w otoczeniu zupełnie obcych mi ludzi. Już wtedy moim marzeniem było kiedyś pojechać w Himalaje. No, ale w czasach mojej młodości, w latach 70-tych i 80-tych zrealizowanie takiej wyprawy przez przeciętnego Polaka było marzeniem ściętej głowy.

Na początku lat 90-tych wyjechałam do Japonii i tu zaczęłam wspinać się na różne niższe i wyższe szczyty. Nadal jednak Himalaje były dla mnie nieosiągalne, głównie ze względów finansowych. Poza tym, taka wyprawa do Nepalu kojarzyła mi się zawsze z niesamowitą ilością przygotowań organizacyjnych, i oczywiście, kondycyjnych.

Jeśli Japonia, to Góra Fuji. Musiała być „zaliczona”. Pewnego razu zaryzykowałam wyjazd na nią w połowie września, już poza sezonem, bo bałam się niezliczonych tłumów turystów i pielgrzymów. Wszak Fuji to przede wszystkim święta góra pielgrzymkowa. Miałam niesamowite szczęście, bo na swej drodze wspinaczkowej nie spotkałam prawie nikogo, a i pogoda dopisała idealnie. Tydzień później spadł pierwszy śnieg i odciął drogę na szczyt wszystkim „niedzielnym” turystom, takim jak ja.

W drodze powrotnej w autobusie z Piątej Bazy na wysokosci 2,000 metrów spotkałam przemiłego Pakistańczyka, który jako pierwszy rozpalił we mnie promyk nadziei i zainteresowania, bardziej realnego niż w marzeniach z dzieciństwa, odwiedzenia Himalajów. No tak, ale on zachęcał mnie do odwiedzenia Himalajów w Pakistanie, w kraju niezbyt bezpiecznym dla indywidualnych turystów, zwłaszcza dla samotnych kobiet.

Niesamowitym zbiegiem okoliczności, w pociągu do Hiroshimy, gdzie mieszkam, zagadnął mnie pewien starszy Japończyk, też wracający z wyprawy na Fuji. Od słowa do słowa i się okazało, że ta wspinaczka była kolejną zaprawą przed jego wyjazdem w nepalskie Himalaje. I wtedy to po raz pierwszy, a było to pod sam koniec 20. wieku, perspektywa wyprawy trekingowej, nie za tak wielkie pieniądze, okazała się realniejsza niż przypuszczałam początkowo.

Jednak pełna realizacja moich marzeń musiała poczekać ponad dziesięć lat. W marcu 2011 po raz pierwszy wyjechałam do Nepalu i... zakochałam się w nim. Moja przygoda z tym krajem trwa nadal i być może na zawsze z nim się zwiążę. Odwiedziłam Nepal już pięć razy i na pewno będę tam wracać, do swych przyjaciół, do krajobrazów.

Kiedy wyjeżdżałam po raz pierwszy do Nepalu, nie myśłałam aż tak poważnie o smutnej sytuacji, w jakiej znajduje się ten kraj. Chciałam zobaczyć i przemierzyć moje wymarzone góry i poznać nieco lepiej ludzi, którzy tam mieszkają.

Dopiero po wylądowaniu na międzynarodowym lotnisku Tribhuvan, kiedy znajomi wieźli mnie ciemnymi, wąskimi ulicami do turystycznej dzielnicy Thamel, kiedy odwiedziłam wiele rodzin nepalskich w ich wioskach i rozmawiałam z nepalskimi przyjaciółmi, zorientowałam się, że nie można oddzielić piękna tego kraju od jego smutków.   

244 1024x768

Nie można być obojętnym na ich biedę, na ich otwarte i szczere serca, na ich bezradność wobec własnej politycznej i finansowej sytuacji. Nie dziwię się teraz, dlaczego tak wielu, zwłaszcza młodych ludzi, postanawia się tam zatrzymać na dłużej. Postanawia spędzić miesiące, a nawet lata w Dolinie Kathmandu czy gdzieś wysoko w górskich wioskach i uczyć dzieci angielskiego lub innych przedmiotów, uczyć dorosłych jak gospodarnie żyć, uprawiać ekologicznie ziemię, instalować panele słoneczne.

Nepal to jeden z najbiedniejszych krajów na naszej ziemi, ale równocześnie to jeden z najbardziej przyjaznych narodów, jakie spotkałam na swojej drodze podczas wielu wędrówek po Azji. Pogodni, pracowici, cierpliwi, uwielbiający festiwale i świętowanie.

Warto Nepalczykom pomagać, nie tylko ze względu na biedę, ale na autentyczną przyjaźń, jaką obdarzają ludzi. My, wychowani w dobrych warunkach, mający nieomal wszystko, co niesie ze sobą postęp cywilizacyjny, często narzekamy na to czy owo, że nie ma, że nie starcza, że za mało... Nepalczycy mają niewiele, ale cieszą się wszystkim, co posiadają. Pogoda ducha i serdeczne „Namaste” na każdym kroku aż zawstydza nas, przyjezdnych z sytych krajów.

Nepal powoli staje się mekką dla turystów, a takie miejsca jak Thamel w północnej części Kathmandu czy Pokhara, drugie co do wielkości miasto w tym kraju, są niemal oblężone przez przyjezdnych od połowy września do grudnia, potem w marcu, kwietniu i maju, póki nie nastanie pora deszczowa.

Nepal to nie tylko Himalaje i Everest, pod którego bazę ciągną już teraz tysiące turystów rocznie. To przede wszystkim kraj doświadczany strasznymi walkami wewnętrznymi i kataklizmami. Ten ostatni, gigantyczne trzęsienie ziemi w kwietniu 2015 roku (pierwszy wstrząs był 25 kwietnia, ale potem zanotowano wiele wtórnych wstrząsów) pochłonęło życie prawie ośmiu tysięcy ludzi a 22 tysiące zostało rannych. Tragedia tym większa, że uderzyła w jeden z najbiedniejszych krajów na świecie, który nawet bez takich kataklizmów potrzebuje pomocy. To co dopiero teraz!

 

     Z najnowszej historii Nepalu

Nepal przez wieki byl królestwem, nigdy nie podbitym przez żadne państwo europejskie, więc nie posiada takich podstaw administracyjno-politycznych jak wiele innych państw ościennych, Indie, Pakistan czy Bangladesz. Nie ma na przykład kolei ani dobrych dróg lądowych, łaczącyh choćby dwa najważniejsze miasta, Kathmandu i Pokharę.

Ostatnia dynastia Shah rządziła od 1768 roku, kiedy to król Prithvi Narayan Shah zjednoczył wiele małych państewek, aż do 2008 roku. W wojnę domową trwającą dziesięć lat, od 1996 do 2006, zaangażowała się Komunistyczna Partia Nepalu czyli tak zwani maoiści, działający obecnie pod zmienioną nazwą Zjednoczonej Komunistycznej Partii Nepalu. Rebelianci maoistów w chwili zakończenia działań wojennych kontrolowali znaczną część terenów wiejskich kraju. Szacuje się, że w wyniku tych rebelii
zginęło ponad 16 tysięcy ludzi, z czego połowę stanowili cywile. Maoiści dążyli do obalenia monarchii i wprowadzenia rządów komunistycznych w pierwotnej, to znaczy chińskiej formie. W kraju panował chaos, niepokój i strach. Co i raz dochodziły do nas zatrważające wieści o coraz większym zasięgu kontroli państwa przez żądnych władzy rebeliantów komunistycznych.

Jeszcze jeden niepokojący fakt wstrząsnął całym światem. 1 czerwca 2001 w pałacu królewskim doszło do masakry dziewięciu członków rodziny królewskiej. Zginął wówczas król Birendra wraz z żoną i najbliższą rodziną. Według oficjalnych źródeł, dokonał tego czynu jego własny syn, 30-letni Dipendra, podczas królewskiej kolacji. Chciał się ponoć zemścić w ten sposób za odmowę prawa wyboru własnej żony. Sam został śmiertelnie postrzelony w głowę i zdołał rządzić krajem tylko przez cztery dni. Potem popełnił samobójstwo. Trudno jednak jest uwierzyć Nepalczykom w te oficjalne raporty. Przypuszcza się, że była to nie zemsta na królu, ale konspiracja maoistów lub nawet kolejnego następcy tronu, biznesmena Gyanendra, który objął tron po śmierci bratanka. Gyanendra był już wcześniej królem jako dziecko, od 1950 do 1951, stąd są przypuszczenia, że chciał nim ponownie zostać. I tak też się stało. Rządził od królewskiej masakry w 2001 do 2008. Podczas jego panowania dochodziło do coraz częstszych głosów sprzeciwu wobec wprowadzenia przez jego poprzednika, króla Birendra monarchii konstytucyjnej.  

005 1024x768

Wobec nasilającej się wojny domowej, 1 lutego 2005, król Gyanendra wprowadził stan wyjątkowy, by stłumić maoistyczną opozycję. Objął wówczas władzę absolutną, zawieszając prawa obywatelskie i aresztując przeciwników politycznych, co wywołało szeroki sprzeciw zarówno w Nepalu jak i poza jego granicami. Zapewnił co prawda o tymczasowości owych posunięć, ale masowe protesty wszystkich największych ugrupowań politycznych nasilały się z tygodnia na tydzień. We wrześniu 2005, rebelianci ogłosili jednostronne zawieszenie broni, lecz odwołali je w styczniu 2006. W kwietniu 2006, wobec nasilających się protestów, król przywrócił do życia dawny parlament. Nowy premier zawezwał rebelianów do zawieszenia broni, co stało się w listopadzie 2006 i doprowadziło do podpisania 21 listopada 2006 roku 12–punktowego porozumienia kończącego dziesięcioletnią wojnę domową. W styczniu następnego roku podpisano tymczasową konstytucję, na mocy której rozwiązano dotychczasowy parlament i powołano nowy, w skład którego weszli też maoiści czyli dotychczasowi rebelianci. Po wielu przekształceniach rządu i parlamentu, przekładaniu wyborów do tego drugiego, zatwierdzono wreszcie wniosek o zniesieniu monarchii.

Król zatem rządził jeszcze do wiosny 2008. 28 maja 2008r. Nepalskie Zgromadzenie Konstytucyjne, w którym najwięcej miejsc zyskali maoiści, oficjalnie zniosło monarchię i proklamowało federalną republikę demokratyczną. Po głosowaniu w parlamencie, nakazano królowi i jego rodzinie opuszczenie pałacu królewskiego w ciagu 15 dni. Tak więc można powiedzieć, że Nepal jest jedną z najmłodszych republik na świecie.

Minęło parę lat od powstania pierwszego demokratycznego parlamentu, ale jakoś w kraju nadal panują niepokoje, przekomarzania i przez wiele lat konstutucja nie była w pełni uchwalona. Raz dowodzi krajem Komunistyczna Partia Nepalu i maoiści, raz partie opozycyjne, jak Kongres Nepalski. Do roku 2015 funkcję tymczasowego premiera sprawował dawny Minister Sprawiedliwosci, Khil Raj Regmi, którego zaprzysięgł prezydent Ram Baran Yadov w marcu 2013.

Przez lata planowano przeprowadzenie powszechnych wyborów, ale zawsze „coś” stawało na przeszkodzie, co najbardziej uderzało w gospodarkę i stabilność polityczną kraju. To „coś” to ciagłe strajki generalne, wywoływane głównie przez partię maoistowską, trwające kilka godzin, a nawet czasem kilka dni, które kompletnie dezorganizują całą nepalską, już i tak osłabioną, gospodarkę. Ostatecznie, nowa konstytucja została przyjęta 20 września 2015 i kraj powoli wraca do normalności.

Za każdym razem, kiedy jechałam do Nepalu, sytuacja polityczna nie była ustabilizowana i wielokrotnie doświadczałam podobnych strajków generalnych, kiedy nie było prądu, kiedy stały wszystkie środki lokomcji, a więc autobusy dalekobieżne i busiki kursujące po mieście, taksówki a nawet prywatne motocykle. Ludzie poruszali się tylko rowerami lub pieszo. Maoiści wyłapywali ludzi, którzy nie przestrzegali strajku generalnego. Regularne rządowe dostawy prądu były wstrzymane i tylko co nieliczni bogatsi ludzie, korzystający z własnych generatorów prądu, mogli w miarę normalnie egzystować. Wszystkie sklepy musiały być pozamykane, więc całe życie skupiało się na ulicach. Nie dało się podróżować po kraju. Zabrzmię tu może cynicznie, ale w pewnym sensie dla turystów, którzy na co dzień nie doświadczają takiego życia, mogło to być kolejną „atrakcją”. Dla Nepalczyków jest to szara codzienność, do której przywykli i której nie są w stanie zmienić. Prąd jest wyłączany regularnie. Choć kraj bogaty jest w energię, powstałą w Himalajach, ale ta sprzedawana jest za grosze do Indii, po czym kupowana za ogromne pieniądze od tychże Indii. Chodzi o przekręty finansowe rządu.

 

Santi i Shanti

Nepal odwiedziłam już pięć razy, pomiędzy 2011 i 2015. Ostatnia moja wizyta przypadła na miesiąc przed tym straszliwym trzęsieniem ziemi wiosną 2015. Po tym katakliźmie nie odważyłam się jeszcze tam pojechać, bo nadal serce mi krwawi na samą myśl, że tylu wspaniałych ludzi zginęło, że tyle pięknych, historycznych budowli, jak stara dzielnica Durbar w Kathmandu czy Durbar w Lalitpur (Patan), legło w gruzach.

W 2011 jechałam do Nepalu z nadzieją na spełnienie moich marzeń z dzieciństwa: na własne oczy zobaczyć i doświadczyć Himalajów. Marzenie się spełniło. Wielodniowy treking z przemiłym przewodnikiem zaowocował dotarciem do ABC (Annapurna Base Camp). Wyprawę tę pomógł mi zorganizować Rabindra Maharjan, powszechnie zwany Rabim, założyciel agencji turystycznej w Kathmandu, Experience Outdoors Nepal (EON). http://www.outdoorsnepal.com/index.php I to od niego po raz pierwszy usłyszałam historię, która poruszyła moje serce. Doszedł „konkurent” do moich aspiracji nepalskich, a mianowicie oprócz wypraw w wyższe partie Himalajów, w moim sercu narodziła się myśl, żeby poznać bliżej program edukacyjny w wioskach nepalskich, prowadzony przez Rabiego.

070 800x600

071 800x600

075 1024x768

Był początek 21. wieku. W Nepalu nadal trwała wojna domowa i walki o władze nie ustawały. Kto tracił na tym najbardziej? Ludność cywilna, której zginęło wtedy najwięcej, zwłaszcza na terenach wiejskich, odległych od stolicy. Traciły dzieci, które nie mogły chodzić do szkoły. Kraj ubożał, turyści niechętnie go odwiedzali, bo bali się napaści ze strony uzbrojonych band maoistów.

Pomimo niebezpieczeństw czyhających w odległych od stolicy wioskach, w roku 2003 odwiedził Nepal Amerykanin, Christopher Heun. Włóczył się po górach blisko granicy z Tybetem i tam spotkał człowieka o nazwisku Lili Bahadur Tamang. Wspólnie zaczęli odwiedzać oddalone od cywilizacji górskie wsie, do których dostęp był bardzo utrudniony ze względu na brak jakichkolwiek dróg.

Lili zaprosił Chrisa do swej rodzimej wioski, położonej w górach dwie godziny wspinaczki krętą ścieżką, zaczynającą się w małym wówczas miasteczku Ramche, usytuowanym przy tzw. Drodze Przyjaźni, budowanej przez Chińczyków a prowadzącej do Tybetu. Ramche 20 lat temu liczyło zaledwie 3000 mieszkańców, ale obecnie rozrosło się do znacznych rozmiarów. Góry w tym rejonie zamieszkuje głównie mniejszościowa grupa etniczna Tamang, trudniąca się rolnictwem. Każdy skrawek nieurodzajnych ziem zajęty jest pod uprawę warzyw i ryżu. Ze względu na brak drogi dojazdowej, wszystko wnoszone jest na plecach a dostęp do elektryczności i wody bieżącej jest niemal zerowy. 

074 1024x768

078 1280x960 1024x768

068 1280x960 800x600

163 1024x768

Wtedy to, w roku 2003, powstał w głowie Chrisa pewien szalony pomysł, żeby wspierać finansowo powstawanie i wyposażanie szkół położonych wysoko w górach, takich ta w Ramche, gdzie dostęp do wszystkiego jest niemal niemożliwy. Jedynym połączeniem wiosek z cywilizacją jest urwista ścieżka. Tam też rodzą się dzieci i potrzebują się uczyć.

Po powrocie do Ameryki Chris założył organizację Santi School Project (SSP). Wybrał słowo „Santi”, które w języku nepalskim i w sanskrycie oznacza „pokój”, uznając je za najodpowiedniejsze w sytuacji, kiedy Nepal znajdował się jeszcze w stanie wojny domowej.

Dwie dość wpływowe organizacje północnoamerykańskie, mające sukcesy w dziedzinie kształcenia, wsparły go finansowo i rok później, w 2004 wybudowano bibliotekę i centrum komputerowe niedaleko Ramche.

Lili Tamang, były nauczyciel, zorganizował siłę roboczą w swojej wiosce do wnoszenia z dołu materiałów budowlanych a potem wyposażenie sal w ławki, tablice, stoły. Nadzorował też konstrukcję budynku i czuwał nad zarządem szkoły oraz prawidłową jej rejestracją u lokalnych władz.

I tak w latach 2006-8 powstała pierwsza publiczna szkoła, wysoko w górach, gdzie nigdy wcześniej nie było takiej instytucji, finansowana głównie przez SSP. Należy tu podkreślić, ze SSP jest organizacją pozarządową, prowadzoną przez wolontariuszy i cały jej dochód idzie na potrzeby organizacji o podobnym charakterze. 

142 800x600

143 1024x768

Równocześnie z amerykańską strukturą, której przewodniczy rada zarządu z jej założycielem Christopherem Heun, w 2010 roku powstała podobna organizacja w Nepalu. Jest to, która została oficjalnie zarejestrowana w Nepalu 1 stycznia 2011 roku jako organizacja pozarządowa, będąca wyłącznym przedstawicielstwem i wykonawcą amerykańskiej Santi School Project. Rabindra Maharjan pełni obowiązki przewodniczącego zarządu SEI.

http://www.santischool.org/

https://www.givingway.com/organization/shanti-education-initiative-nepal

https://www.globalgiving.org/projects/support-furnishing-schools-at-the-epicenter-of-eq/

     

     Jakie cele przyświecają tym organizacjom?

Istnieją trzy najważniejsze. Przede wszystkim jest to renowacja publicznych szkół, niedofinansowanych ze skarbu państwa. Jest to podniesienie standardu nauki na wsiach, a więc na terenach, gdzie dostęp do szkół jest utrudniony lub nie ma go wcale. Metody to finansowe wspieranie poprawy infrastruktury; budowa nowych klas i toalet oraz ulepszanie już istniejących; wyposażanie tych klas w podstawowe sprzęty szkolne, jak ławki, stoły i tablice; dostarczanie podstawowych materiałów i pomocy szkolnych, takich jak kreda, zeszyty, podręczniki oraz inne książki, także obrazkowe po nepalsku i angielsku, ołówki, materiały wizualne, jak plakaty, tablice informacyjne.    

Wszystkie te materiały mogą zmienić przyszłość dzieci, które dotychczas uczyły się siedząc na podłodze i powtarzając jedynie za nauczycielem. Nepal jest jednym z najbiedniejszych krajów na świecie i choć nauka w szkołach podstawowych jest za darmo, większość szkół otrzymuje od rządu bardzo niewielkie wsparcie finansowe dla rozwoju infrastruktury.   

129 1024x768

147 1024x768

148 800x600

149 1024x768

W związku z tym przeciekające dachy, pękające ściany, wybrakowane okna i drzwi lub ich brak to typowe obrazki. Nauczyciele zmuszeni są prowadzić lekcje na zewnątrz ze względów bezpieczeństwa. Lekcje są odwoływane, kiedy pada deszcz lub jest zbyt zimno.

Organizacje Shanti i Santi wyszukują takie szkoły publiczne i zapewniają im opiekę finansowo-materiałową przez cały czas, co jest ważne i godne podkreślenia!

W Nepalu działa wiele międzynarodowych organizacji pozarządowych, które dofinansowują nepalskie szkolnictwo. Z własnego podwórka wiem o japońskiej JICA (Japan International Cooperation Agency). Z rozmów z pracownikami Shanti dowiedziałam się jednak, że JICA po sfinansowaniu jakiegoś projektu, nie zajmuje się nim już więcej i cały nadzór nad jego wykonaniem zleca lokalnym władzom. Te z kolei, niekontrolowane potem przez organizacje międzynarodowe, zgarniają większość pieniędzy dla siebie.

Jak to bywa w wielu ubogich krajach, korupcja jest jedną z dróg wzbogacania się czyimś kosztem. Początkowe taryfy dla robotników zaniża się na tyle, że robotnikom nie opłaca się pracować i budowy zostają wstrzymywane. Tak dzieje się nie tylko ze szkołami. Kiedy ja byłam w Nepalu, od wielu lat trwało na przykład poszerzanie głównych ulic w Kathmandu. Wszystko było rozkopane, stalo w błocie i... nikt nic nie robił! Bo nie ma pieniędzy, które zostały wcześniej rozkradzione przez tych na górze.

Shanti dozoruje prace na całej linii, od rozpoczęcia konstrukcji, poprzez wyposażanie klas, i potem po ukończeniu, nadal czuwa nad właściwym wykorzystaniem budynków. Naprawia przeciekające dachy, buduje lub dobudowuje toalety dla dziewcząt, poszerza budynki szkolne już istniejące, które popadły w ruinę, poprzez dobudowę nowych klas.

Od momentu oficjalnego założenia Shanti w 2011, tylko przez dwa kolejne lata roztoczono opiekę nad około dwudziestoma szkołami publicznymi w środkowym Nepalu. Kiedy wznoszono coraz więcej szkół, na coraz to większym obszarze w Dolinie Katmandu, trzęsienie ziemi zniweczyło większość ich wysiłków. Szkoły nie wytrzymały wstrząsów w 2015. Mozolna walka o odbudowę już raz zbudowanych szkół oraz budowa nowych ciągle trwa. Według ostatnich danych udostępniono ponownie 30 nowych klas i 15 szkół.

Kolejnym ważnym celem organizacji jest szkolenie nauczycieli. Uczący w szkołach rządowych, do których chodzi większość dzieci, posiadają bardzo teoretyczną wiedzę. Nie mają pojęcia o edukacyjnych potrzebach dzieci, nie posiadają żadnego praktycznego przygotowania do pracy z nimi.Często też zdarza się, że nie dostają wynagrodzenia za swoją pracę. Shanti wypełnia doskonale tę lukę, organizując bezpłatne okresowe czterodniowe kursy przygotowawcze dła nauczycieli, zachęcając ich wyższymi stawkami za pracę po ich ukończeniu. Otrzymują również premie za wyniki swoich uczniów (na przykład statystycznie, ile dzieci dostaje się do szkół wyższego szczebla, bo to oznacza lepsze ich przygotowanie do dalszej nauki).

Kursy prowadzone są przez pracowników SEI, posiadających stopnie magisterskie z pedagogiki, głównie nauczania początkowego w klasach 1-5 oraz duże doświadczenie w prowadzeniu zajęć i nauczaniu języka angielskiego. Trzeba tu zaznaczyć, że w szkołach nepalskich coraz większy nacisk kładzie się na kształcenie właśnie w języku angielskim i SEI podąża za tym trendem.

Jak wspomniałam wcześniej, pierwszą inicjatywą amerykańskiej Santi było wybudowanie w 2008 roku szkoły położonej wysoko w górach w pobliżu miasta Ramche. Nosiła ona nazwę The Shree Shanti Primary School, gdyż nadzorem nad budową tej szkoły zajęła się nepalska Shanti. W marcu 2011 miałam przyjemność ją odwiedzić, spotkać się z jej nauczycielami, porozmawiać z dziećmi. (Dzieci powitały mnie girlandami z kwiatów i tradycyjnymi szarfami bialymi i kremowymi; jest to nepalski sposób witania gości.) To z niej wyszła Rosy Lama, młoda nauczycielka, która obecnie jest głównym filarem Shanti w przeszkalaniu kadry nauczycielskiej. Niestety, w wyniku rozbieżnych interesów Shanti z lokalnymi władzami, w maju 2012 roku edukacyjno-finansowy nadzór nad szkołą przejęła lokalna gmina. 

092 1024x768

100 1024x768

103 800x600

137 800x600

Zarówno SSP jak i SEI prowadzą jeszcze jedną bardzo istotną działalność na rzecz nepalskich szkół. I jest to trzeci najważniejszy cel obu organizacji. Mobilizują miejscowych i zagranicznych wolontariuszy, przeważnie młodych ludzi, do prowadzenia zajęć, głównie w języku angielskim. W zasadzie każdy może dołączyć do Shanti Education Initiative w Nepalu lub i Santi School Project w Stanach Zjednoczonych i wesprzeć je własnym wysiłkiem. Jak wspomniałam, obie struktury mobilizują wolontariuszy do pracy z dziećmi w odległych wioskach Doliny Kathmandu. Można przyjechać na miesiąc, dwa lub trzy. Zakwaterowanie jest na miejscu, we wsi, a u rodziny dostaje się pokój wraz z wyżywieniem.

Wolontariusze z zagranicy prowadza zajęcia z języka angielskiego z klasami początkującymi. Jako że wioski położone są w dość odległych od miast miejscach, wyjazd do Kathmandu może nastąpić tylko w soboty i niedziele. Korzystanie z Internetu czy sieci komórkowej też jest często utrudnione, ponieważ Nepal nie ma jeszcze dobrze rozwiniętej tej sieci. Jeśli wiec komuś odpowiadałoby takie, trochę prymitywne życie, z dała od cywilizacji, ale za to na łonie natury, pośród gór i prostych, otwartych ludzi, zapraszam do kontaktu z SEI. https://www.facebook.com/SEINepal-114989635662282/

Wszystkim zapewne praca wolontariusza kojarzy się z bezpłatnymi usługami na jakiś cel. Jednakże w tym przypadku, jako że trzeba opłacić mieszkanie i wyżywienie, a także zebrać nieco pieniędzy na szkołę, każdy przyjezdny musi zapłacić sam za swój przylot do Kathmandu i wnieść opłatę 400 dolarów miesięcznie za pobyt. Nie są to chyba aż tak ogromne pieniądze, jeśli zważyć, że pomagamy bardzo biednemu krajowi.

Sprawami organizacyjnymi w wyszukiwaniu i obsłudze wolontariuszy zajmuje się zaprzyjaźniona agencja turystyczna Experience Outdoors Nepal (EON), o której wspomniałam wcześniej i dzięki której poznałam działalność SEI. Rabindra jest zaangażowany osobiście w zbieranie pieniędzy dla SEI. Co roku w lecie wyjeżdża do Niemiec, Szwajcarii, Austrii bądź USA i dzięki pomocy tamtejszych przyjaciół organizuje imprezy charytatywne, takie jak festiwale nepalskiej kultury. Serwuje wtedy własnoręcznie przygotowane potrawy nepalskie m.in. pierożki momo czy ryż z mięsem i warzywami dal bhat, prowadzi prelekcje o Nepalu i sytuacji szkolnictwa, zachęca do przyjazdu do Nepalu. Jako właściciel agencji turystycznej, prowadzi też porady dla przewodników alpinistycznych i dzieli się swoimi doświadczeniami w organizowaniu wypraw himalajskich. Dzięki tej działalności zbiera fundusze na budowę nowych szkół.

Nepal to wielka przygoda, zwłaszcza do młodych i sprawnych ludzi, tych którzy mają chęć i ochotę nie tylko przeżyć wspaniałą przygodę z wyzywającą naturą, ale i pomóc innym. Taki pobyt móglby połączyć przyjemne z pożytecznym, zamiłowanie do gór, do wędrówek po nieznanych krajach i pomoc biedniejszym od nas.

055 1024x768

110 1024x768

177 800x600

© 2013 www.polonia-jp.jp