Logo
Wydrukuj tę stronę

Muzyka to proces samopoznania - rozmowa z Leszkiem Możdżerem Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(6 głosów)

leszek mozdzer  oficjalny profilLeszek Henryk Możdżer, urodzony w Gdańsku, polski kompozytor, pianista jazzowy, producent muzyczny, twórca muzyki filmowej i teatralnej. Laureat wielu nagród krajowych i zagraniczych.

Emilia Okuyama: Gości Pan w Japonii po raz drugi, pierwszy raz w 2010 roku z okazji obchodów 200. rocznicy urodzin Chopina. Dlaczego ten koncert ponownie jest mu poświęcony? Czy to Pan dokonał takiego wyboru, czy była to prośba ze strony organizatorów?

Leszek Możdżer: To organizator koncertu zaproponował repertuar. Przypuszczam, że nie będąc pewnym sprzedaży biletów, czuł się bezpieczniej, umieszczając nazwisko Chopina na plakacie. Często tak się dzieje, a ja bardzo chciałem przyjechać do Tokio i pomimo, że niechętnie gram ten repertuar, zgodziłem się na propozycję. Dawno nie grałem utworów Chopina, ale przyjechać do Tokio lub nie – to jest różnica.

Czy uważa Pan, że muzyka Chopina jest kwintesencją polskości?

Trzeba by najpierw zdefiniować „polskość”.

W Japonii Chopin jest uwielbiany.

Na pewno jest to muzyka zakorzeniona w polskiej tradycji ludowej, jest w niej pewnego rodzaju liryzm i smutek, jakaś melancholia. Rzeczywiście można powiedzieć, że muzyka Chopina jest na wskroś polska.

Nagrał Pan aż 3 albumy zawierające impresje na temat Chopina w 1994, 1999 i 2010 roku. Czy z biegiem lat zmienił się Pana stosunek do jego muzyki?

Od początku nie byłem przekonany, czy należy muzykę Chopina grać na jazzowo i dalej nie jestem przekonany do tego procederu. Uważam, że adoptowanie twórczości Chopina na grunt jazzu i muzyki improwizowanej nieuchronnie prowadzi do jej uproszczenia. Jako miłośnik tej muzyki i poniekąd znawca, bo grałem ten repertuar w szkole i znam wiele utworów Chopina, rozumiem tę muzykę na tyle, na ile Bóg mi dał rozumu i uważam, że nie powinno się takich rzeczy robić. Jednak czasami w życiu trzeba zawierać pewne kompromisy. Te płyty o których mówimy – pierwsza płyta, była moją pierwszą w życiu nagraną płytą solową, więc to była dla mnie wielka szansa przekroczenia samego siebie i wejścia na rynek płytowy. Druga płyta to z kolei fascynująca propozycja nagrania dla wytwórni zagranicznej, tym razem francuskiej, oznaczało to dla mnie wyjście poza granice Polski, a trzecia była możliwością zagrania koncertu dla 100 tysięcy ludzi, a to też jest dla każdego muzyka doświadczenie, które warto przeżyć. Zawsze ważę wszystkie „za” i „przeciw” i decyduję się zrealizować jakieś zamówienie albo nie. Mam nadzieję, że Chopin mi to wybaczy.

W Tokio da Pan tylko dwa koncerty w Cotton Club. Czy jest to fragment jakiejś dłuższej trasy koncertowej?

Nie, przyjechałem tylko na te dwa konkretne koncerty. Na 5 dni.

Mozdzer plakat

Jakie są Pana wrażenia z pobytu w Japonii? Dlaczego chciał Pan przyjechać nawet na parę dni?

Jest coś bardzo inspirującego w tym kraju i w ludziach. Jest tu jakaś szczególna wibracja. Cały poprzedni rok pisałem operę i prawie nie koncertowałem i w związku z tym nabrałem apetytu na podróżowanie, więc kiedy przyszła propozycja z Tokio, natychmiast się zdecydowałem. Pobyt w Japonii zawsze bardzo mnie inspiruje z racji na specyficzny sposób zachowania, jaki reprezentują Japończycy. Oni mają pewien rodzaj delikatności w obyciu, który jest bardzo przyjemny, zwłaszcza dla kogoś, kto nie styka się z tym na co dzień. Cała mowa ciała wyraża szczególny wzajemny szacunek, to bardzo inspirujące i zgodne z moim wewnętrznym przekonaniem na temat otaczającego mnie świata. W Polsce nadal obowiązuje groźna mina na ulicy, uśmiech jest rzadkością, ale to się powoli zmienia, ludzie są coraz bardziej radośni. Tutaj jeśli chodzi o codzienne przebywanie wsród Japończyków, to jest to coś bardzo pięknego, będę sobie o tym przypominał i wprowadzał to do swojego życia.

Mozdzer 2

Koncertuje Pan w wielu krajach na całym świecie. Jak odbiera Pan japońską publiczność? Czy różni się od publiczności w innych krajach?

Nie mam takiego wrażenia, ale po pierwszym koncercie muszę powiedzieć, że jest to bardzo skupiona publiczność. Pomimo tego, że w Cotton Club podczas koncertu odbywa się konsumpcja, w ogóle się tego nie odczuwa na scenie, to znaczy, że ludzie są bardzo skupieni i chłonni na przekaz. Czuję, że energia płynie i słuchacze mnie wspierają. Chociaż, kiedy tu byłem po raz pierwszy, miałem wrażenie, że publiczność owszem jest uważna, ale nie jest zbyt entuzjastyczna. Dziś, kiedy gram w mniejszym pomieszczeniu i mam słuchaczy bliżej, mogę powiedzieć, że oni bardzo przeżywają muzykę, chociaż nie są zbyt skłonni do okazywania tego, ale jednak to przeżycie się odczuwa. Mam wrażenie, że słucha mnie publiczność świadoma. Wiedzą, o co chodzi.

Czy współpracował Pan z muzykami japońskimi? Czy istnieją takie plany? Czy jest Pan zainteresowany muzyką japońską? Czy miał Pan okazję posłuchać jazzu japońskiego?

Nie zdarzyło mi się jeszcze współpracować z Japończykami, ale bardzo bym chciał. Bardzo szanuję japońską tradycję muzyczną. Fascynujące jest to, że w japońskiej kulturze muzycznej tak wiele kobiet jest na pierwszej linii, zwłaszcza jeśli chodzi o pianistykę. O muzyce klasycznej nie będę mówił, bo to oczywiste, ale Japonia ma mnóstwo pianistyki jazzowej i to awangardowej w wykonaniu kobiet, wymieńmy choćby Aki Takase, Toshiko Akiyoshi czy Satoko Fujii. To, co robią, jest bardzo ożywcze i interesujące. Ostatnio Hiromi Uehara także robi karierę na całym świecie. To wydaje mi się ważne, bo trzeba powiedzieć, że we współczesnym świecie energia kobieca jest spychana na margines, a to nie jest dobre. W moim odczuciu energia kobieca to treść, a energia męska to forma. I one powinny się nawzajem uzupełniać. W dzisiejszych czasach owszem, forma jest, ale treści trochę brakuje i dlatego teraz jest czas na kobiety.

Jaki rodzaj jazzu jest Panu najbliższy? Jest Pan znany z wielu eksperymentów – poprzez rock, pop, hip-hop, aż po heavy metal. Czy to kwestia spotkań/zderzeń z różnymi artystami? Świadomy wybór czy przypadek?

Kocham muzykę i chciałbym o niej jak najwięcej wiedzieć. W muzyce nie zawsze chodzi o styl, bo spotkanie z człowiekiem to najważniejsza część tej pracy. To, co powstaje w procesie twórczym zmienia mnie samego. Końcowe nagranie to jest coś, co się pakuje do pudełka, foliuje i później sprzedaje w sklepie, ale to jest już końcowy produkt, tymczasem na nagranej płycie zawarty proces dochodzenia do pewnego brzmienia i to mnie właśnie bardzo interesuje. Jeżeli dostaję np. propozycję współpracy od zespołu heavymetalowego, to przyjmuję ją, bo bardzo chcę zobaczyć, jak oni omikrofonowują wzmacniacze gitarowe, jakich używają gitar, w jaki sposób osiągają swoje brzmienie. Taka współpraca daje możliwość popatrzenia, jak ktoś pracuje innymi narzędziami niż ja, ale w tym samym materiale, czyli w dźwięku. Mogę się czegoś dowiedzieć. Heavy metal to nie jest moja ulubiona muzyka, jednak ma w swym brzmieniu pewne atuty i dźwięki, które później mogę wykorzystać w swojej twórczości, tylko muszę wiedzieć, jak to się robi. Muszę to zobaczyć od kuchni. Spotkania, np. z hip-hopem, z warstwą słowa, też są fascynujące, bo oni traktują słowa tak, jak my traktujemy dźwięki. Byłem świadkiem rozmów pomiędzy hiphopowcami, całkowicie rymowanych i to było niesamowite w jakim stopniu są oni zespoleni z językiem jako medium. To były fascynujące przeżycia.

Jest Pan artystą o wielu twarzach – pianistą, kompozytorem aranżerem, co jeszcze Pana pociaga? Ostatnio opera?

Kocham muzykę, więc pociąga mnie wszystko, co jest związane z dźwiękiem. Dla mnie osobiście wszystko jest muzyką, wszystkie dźwięki, które słychać wokół mnie, nawet szum stojącego w tej chwili obok nas klimatyzatora. To wszystko jest muzyką...

W czym się Pan najbardziej realizuje?

To jest trudne pytanie. Zrozumiałem, że jestem duszą zamkniętą w ciele i naprawdę chodzi o to, żeby ta dusza się rozwijała i to jest najważniejsze, więc wszystkie sukcesy wewnętrzne, te małe zwycięstwa, które odnoszę nad sobą samym na polu duchowym, to jest to, w czym ja się tak naprawdę realizuję i to są moje największe osiągnięcia. Oczywiście, to co robię na zewnątrz, czyli naciskanie klawiatury palcami albo dokonywanie nagrań, to jakoś służy i mnie, i innym, ale najważniejsze jest to, co się odbywa w środku, czyli nakierowywanie się na wewnętrzne cele, ciągły proces tego wewnętrznego rozwoju, kiedy mogę obserwować sam siebie, by być coraz jaśniejszą duszą. To jest dla mnie najważniejsze. A upadanie jest konieczne, żeby nie czuć się lepszym od innych.

Czy uważa Pan, że muzyk ma jakąś misję do spełnienia?

Może mieć misję. Muzyka jest takim samym narzędziem rozwoju jak wszystko inne. Po prostu poprzez uprawianie muzyki mam szansę rozwijać się też duchowo, mogę podróżować, mogę spotykać się z innymi, mogę też wpływać na innych za pomocą swojej muzyki, mogę się dostrajać do jakichś wyższych pól częstotliwości, które są dostępne duszy, która jest w ciele ludzkim. Uprawiając muzykę mogę osiągnąć pewne stany umysłu, które są nazwane przez innych stanami medytacyjnymi albo jakimiś takimi ciekawymi stanami. I na pewno uprawianie muzyki jest do tego bardzo przydatnym narzędziem.

Czy ten podział na duszę i ciało, o którym Pan mówi, można rozumieć w kontekście chrześcijańskim?

Niekoniecznie, chociaż już samo „wcielenie się” Boga mówi o tym podziale. Jezus rzeczywiście dużo wniósł do naszego rozumienia duchowości, ale ja znajduję wątki, które pozwalają mi zrozumieć świat, w którym żyję nie tylko w religii czy też w literaturze chrześcijańskiej, ale także w tekstach buddyjskich, w wedach słowiańskich czy też w książkach psychologicznych. Teraz jest bardzo dużo wartościowej literatury, z której można uzyskać bardzo dużo cennych informacji. Wydaje mi się, że Jezus przyszedł w takim momencie, kiedy ludzkość była przygotowana na pewien określony rodzaj nauczania. W tej chwili już jesteśmy w innym momencie, mamy prasę drukarską, umiemy czytać, mamy internet, system edukacji. W tej chwili mądrość i wiedza mogą przychodzić bardziej wprost – w postaci chemii, biologii, psychologii, już niekoniecznie muszą to być jakieś przypowieści, tak jak to robił Jezus, żeby dotrzeć do innych. Nasza wiedza przez cały czas się rozwija. Wydaje mi się, że Biblia nie jest jedyną ksiegą, w której jest zawarta prawda. Tym bardziej, że prawda jest procesem i prawda nieustannie się zmienia. Kosmos się zmienia, wszystko się zmienia, więc moment uchwycenia prawdy dzieje się w danej chwili, ona już minutę później może być nieaktualna.

Mozdzer Cotton Club 1

Mozdzer Cotton club 2

Cotton Club, fot.Y.Yoneda

Jak Pan się przygotowywuje do koncertu? Jak wygląda przygotowanie muzyka jazzowego do występu?

Każdy koncert ma inną specyfikę, bo zależy z kim się gra i co. Koncerty z orkiestrą wymagają szczególnych przygotowań, bo każdy osobno ćwiczy swoją partię i spotykamy się aby złożyć to wszystko w jedną całość. Ale są też takie projekty, kiedy wychodzimy z kolegami na scenę niemal bez próby. Wtedy to porozumienie jest na innym poziomie, ale to trzeba byłoby porozmawić o konkretnym projekcie. W każdym razie ja uważam, że trzeba trochę poćwiczyć i zrobienie prób jest konieczne, ale bywają projekty w których artyści są wystarczająco doświadczeni, ale też duchowo sprawni, żeby zagrać bez prób.

Gra Pan i koncertuje od najmłodszych lat, czy muzyka nadaje sens Pana życiu?

Myślę, że tak, ale uważam na to, aby zbytnio się nie przywiązywać do niczego, bo aby dusza się rozwijała, musi być naprawdę wolna. Widać to często u artystów, że gdy stają się zbyt przywiązani do swojej twórczości albo do swojego talentu, to stają się aroganccy albo zamknięci w sobie. Uważam na to, aby przez cały czas pielęgnować w sobie te „miękkości” i te cechy, które są przydatne w życiu, bo życie bez miękkości, bez zalet charakteru, byłoby nie do zniesienia. Utrzymanie równowagi pomiędzy poziomem technicznym i poziomem artystycznym oraz wewnętrznym nakierowaniem na światło jest dla mnie najważniejsze.

Czy muzyka jest dla Pana drogą rozwoju duchowego?

Zdecydowanie tak.

Czy chciałby się Pan tym dzielić ze słuchaczami, czy grać tylko dla siebie?

No, nie tylko dla siebie, chociaż gdyby nie było słuchaczy, to sam też grałbym dla siebie. Ale dzięki temu, że są odbiorcy, że kupują płyty, ja mogę się tym zajmować zawodowo, mogę też prowadzić tę działalność w cudzysłowie „usługową”.

Mozdzer Cotton Club IP

Cotton Club, fot. Instytut Polski w Tokio

Jako człowiek ciągle przebywający na walizkach chyba nie może Pan tak dokładnie określić, gdzie Pan należy i gdzie jest Pana miejsce?

No właśnie, dzięki takiemu stylowi życia uzyskuje się pewien rodzaj zrozumienia rzeczywistości, np. hotel staje się domem. To daje uzyskanie poczucia bycia w domu wszędzie, gdzie się jest. To jest umiejętność, nad którą przez cały czas pracuję. Na przykład operę pisałem na laptopie, a ten można zabrać w każde miejsce.

Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej na temat tej opery?

To jest już projekt skończony, nuty zostały oddane i nawet odbyło się prawykonanie utworu. Opera nazywa się „Immanuel Kant”, napisałem ją do dramatu Thomasa Bernharda na zamówienie Opery Kameralnej w Warszawie.

Czyli to coś nowego w Pana twórczości. Teatr był, film był..

Tak, to było olbrzymie wyzwanie. Kosztowało mnie to mnóstwo pracy.

Czy to jest opera jazzowa?

Nie, klasyczny skład – soliści, chór i orkiestra w tradycyjnym sensie, duży skład orkiestrowy. No, ale jakoś się to udało, wykonawcy są zadowoleni, mówią, że im się to dobrze śpiewa, orkiestra też zbytnio nie narzeka, dyrygent mówi, że napisane jest to nienajgorzej. Największym problemem była wiara w to, że uda mi się to dzieło skończyć. Kiedy stawiałem pierwszą nutę, świadomość tego, co jeszcze przede mną, była ciężka do uniesienia. Więc ten rok był bardzo ciężki, cały czas czuję ile energii to pochłonęło. Jeszcze się nie zregenerowałem do końca.

Kiedy ta opera wejdzie na scenę?

Prawykonanie odbyło się w grudniu 2015 roku w Warszawie, w Basenie Artystycznym, firmowane logiem Opery Kameralnej. Wiem, że w kwietniu albo w czerwcu tego roku opera wróci na scenę i artyści będą eksploatować ten materiał. No i zobaczymy. Tekst jest bardzo ciekawy, nie do końca jeszcze zrozumiały. Mam wrażenie, że on nie do końca się przede mną odkrył. Kiedy wchodzi się w pracę kompozycyjną, to wchodzi się też w całą energetykę tekstu i wszystkie przekazy ukryte pomiędzy wierszami. Wiadomo, że każdą sylabą trzeba się zająć, na przykład sylabę akcentowaną należy zaplanować tak, by wypadała na mocną cześć taktu i tak dalej, więc to jest bardzo głębokie wchodzenie w tekst. Udało mi się wyłapać parę ciekawostek np. to że autor tekstu umieszcza we wkładkach butów Immanuela Kanta azbestowe wkładki, które mają go uchronić przed spaleniem się. To by sugerowało, że Immanuel Kant zdecydował się oddzielić od ziemi. Nie umiał uziemić tej mądrości, która spływała do niego z wyższych sfer, nie umiał ich przekazać do warstwy materialnej.

A czy nie możemy przypuszczać, że jest po prostu mężczyzną o niskim wzroście?

Nie można tego wykluczyć, ale mowa jest o wkładkach azbestowych, Pani Kant mówi wyraźnie, że jej mąż boi się, że się spali kiedy wygłasza swój odczyt, więc zakładam, że one miały za zadanie odizolować go od ziemi. To jest interesujący szczegół i sam jestem ciekaw, czy reżyser zdecyduje się jeszcze coś zrobić z tym faktem. Takich drobiazgów jest więcej. Kant na przykład cały czas awanturuje się, żeby bardzo delikatnie i powoli odsłaniać zasłonę na klatce swojej papugi. Dla mnie ma to bardzo symboliczne i głębokie znaczenie. Stworzenie zamknięte w klatce musi być bardzo ostrożnie wystawiane na światło. To dużo mi mówi o rzeczywistości w której żyjemy.

Czego Pan oczekuje od publiczności?

Że zagłębi się w muzykę. Słuchanie muzyki to jest też proces samopoznania. Ludzie myślą, że słuchają muzyki, a tak naprawdę, przez to że są zmuszeni do wyciszenia się i wyhamowania myśli, dzięki temu mogą sami ze sobą załatwić pewne sprawy. I po prostu słuchając muzyki, można samego siebie pooglądać od środka.

Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę wielu kolejnych sukcesów muzycznych w imieniu redakcji strony internetowej gazeta.jp Polonia Japonica. Czekamy także na Pana kolejne koncerty w Japonii.

 

Rozmowa odbyła się w Tokio, w dniu 10 marca 2016 roku, przed koncertem w Cotton Club. Przeprowadzenie jej było możliwe dzięki pomocy Instytutu Polskiego w Tokio.

mozdzer 3

© 2013 www.polonia-jp.jp