Logo
Wydrukuj tę stronę

POLKA W JAPONII - Rozmowa z dr Bożeną Sieradzką-Baziur

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

Językoznawcą, wykładowcą języka polskiego na Tokijskim Uniwersytecie Języków Obcych (TUFS)

Gazeta Klubu Polskiego w Japonii nr 1 (34), luty 2004

Renata Mitsui: Jak to się stało, że przyjechałaś do Japonii?
Bożena Sieradzka Baziur: To nie stało się tak nagle. W  latach 90. zaczęłam pracować jako nauczyciel języka polskiego jako obcego i wtedy zaczęłam uczyć też studentów japońskich. Dzięki jednej ze studentek, pani Chie Yamane  poznałam  profesora TUFS, pana Sekiguchi Tokimasa, z którym potem przez kilka lat kontaktowałam się w sprawie uczenia japońskich studentów. On zaprosił mnie tutaj do pracy na dwuletni kontrakt, z chęcią przyjęłam tę propozycję.

Polonistyka na tym uniwersytecie funkcjonuje już od dziesięciu lat, a ja jestem pierwszym nauczycielem z Polski zatrudnionym na pełnym etacie na tej uczelni.
Masz duże doświadczenie w nauczaniu studentów zagranicznych języka polskiego. Czym charakteryzują się studenci japońscy w porównaniu ze studentami innych nacji?
Zwykle w Krakowie spotykam się z grupami mieszanymi. Przeważają Amerykanie, ale są też przedstawiciele wielu innych krajów. Nie wydaje mi się, żeby Japończycy byli grupą, która się jakoś szczególnie wyróżnia. Z pewnością są oni bardzo skoncentrowani na nauce, język pisany ma dla nich duże znaczenie, pilnie (choć naturalnie nie wszyscy) piszą zadania domowe, bardzo szybko uczą się na pamięć nawet długich dialogów.  
Czy ta opinia potwierdziła się tu, w Japonii?
Tak. Bardzo przyjemnie uczy się Japończyków, z tego powodu, że są skupieni na tym, co robią.  Uczyłam w ciągu dwóch lat pracy dość sporą grupę studentów, w tym roku akademickim 2003/2004 mam 23 studentów na pierwszym roku, 20 na drugim roku, 22 na trzecim, a 4 osoby są na studiach doktoranckich pierwszego poziomu tzn. przygotowują pracę magisterską.  W poprzednim roku akademickim ta ilość moich studentów była porównywalna. Kiedy pracuję z japońską grupą, to zawsze mam odczucie, że studenci  traktują mnie bardzo życzliwie, akceptują mnie, są przyjaźni, nigdy nie okazują negatywnych uczuć. Nauka naszego języka m.in. ze względu na rozbudowany system fleksyjny naturalnie bywa stresująca, ale nawet jeśli pojawiają się jakieś frustracje z powodu trudności języka, którego uczę, to studenci japońscy nigdy tego nie okazują. Nie zauważyłam też, aby kiedykolwiek japońscy studenci oszukiwali podczas pisania egzaminów, aby sobie podpowiadali czy przeszkadzali w prowadzeniu ćwiczeń czy wykładów. Przyjazny stosunek do mnie jako nauczyciela stwarza bardzo komfortową sytuację, bardzo pomaga w prowadzeniu zajęć.
Ile czasu potrzebuje japoński student, aby nauczyć się podstaw języka polskiego?
Wystarczy 10 miesięcy intensywnej nauki, aby student osiągnął dobry stopień zaawansowania języka w zakresie języka mówionego i pisanego.  W tym roku akademickim w zespole składającym się z trzech osób (pani Grażyna Ishikawa, pan Tetsushiro Ishii i ja)  uczyliśmy wspólnie 23 studentów I roku polonistyki korzystając z nowego, polsko-japońskiego podręcznika tekstowego do nauki polskiej gramatyki, komunikacji językowej i słownictwa napisanego specjalnie dla studentów japońskich. Nowy podręcznik, a więc  nowy sposób uczenia… To był swoisty eksperyment, zarówno studenci, jak i nauczyciele zostali rzuceni na głęboką wodę. Nie byliśmy pewni na początku, czy podręcznik uda się zrealizować w ciągu jednego roku akademickiego, bo jest obszerny. Udało się, i bardzo nas to wszystkich cieszy. Rozmowy, które prowadzę ze studentami pierwszego roku oraz zadania, które otrzymuję od nich ostatnio, czy wyniki końcowych egzaminów pisemnych i ustnych  przekonują mnie, że rok akademicki wystarczy, aby komunikować się skutecznie po polsku, ale jest to rok intensywnej nauki.
W jakim wymiarze?
Sześć zajęć w tygodniu, po 90 minut każde. To są zajęcia z gramatyki, słownictwa, komunikacji językowej, pisania. Gramatyka języka polskiego jest wykładana po japońsku i polsku,  a studenci dysponują opisem gramatyki języka polskiego w dwóch językach: polskim i japońskim. Gramatyki naucza prof. Tetsushiro Ishii, który jest językoznawcą. Myślę, że to jest dobra metoda: gramatyki naucza językoznawca japoński, który zna bardzo dobrze język polski, a native speakerzy uczą praktycznie naszego języka. Pani Grażyna Ishikawa prowadziła ze studentami pierwszego roku bardzo interesujące zajęcia z zakresu komunikacji językowej. Ja uczyłam gramatyki, komunikacji i języka pisanego. Jednocześnie studenci I roku korzystali też ze sprawdzonego już, dobrego, mniejszego  podręcznika prof. T. Ishii Ekusupuresu Pōrandogo.
Nowy podręcznik nosi tytuł „Z uśmiechem po polsku”, jesteś jego główną autorką.
Jest dwoje równorzędnych autorów, ja i profesor Tetsushiro Ishii,  wkład naszej pracy jest porównywalny. Bez pomocy japońskiego językoznawcy ten polsko-japoński podręcznik nie mógłby powstać. Napisaliśmy go w pierwszym roku mojego pobytu w Japonii, ale przez cały drugi rok uczenia z niego studentów testowaliśmy go, wprowadzaliśmy poprawki, do końca mojego pobytu w Japonii  będziemy go ulepszać. Integralną częścią podręcznika jest płyta CD ze wszystkimi tekstami z podręcznika i dialogami. Jest na niej również polski hymn i polska kolęda, a nawet przepis na polski bigos- wszystko w dwóch wersjach językowych.  Podręcznik jest kolorowy, jest w nim około 400 rysunków ilustrujących słownictwo zgromadzone w polach semantycznych, są zdjęcia i jest kilka polskich wierszy.
O ile wiem, od następnego roku akademickiego nowy podręcznik będzie dostępny także dla osób spoza Uniwersytetu?
Jest taki projekt i oczywiście bardzo byśmy się cieszyli, gdyby udało się go zrealizować. Kilkuosobowy zespół pracowników  japońskich i polskich poświęcił podręcznikowi dużo czasu, sporo prac redaktorskich  wykonał z podziwu godną sumiennością japonista-doktorant z Krakowa, pan Tomasz Majtczak. To był znakomity zespół i pracowało się bardzo dobrze. Myślę, że cały nasz zespół byłby bardzo zadowolony, gdyby nasz podręcznik miał szansę dotrzeć nie tylko do studentów pierwszego roku tokijskiej polonistyki, ale także do innych osób zainteresowanych naszym językiem.
Wiele razy mówiłaś, że lubisz uczyć. Kiedy odczuwasz satysfakcję z uczenia języka polskiego?
Właśnie niedawno dostałam miły list od studenta  I roku polonistyki. Napisał do mnie dwie strony tekstu, bardzo dobrą polszczyzną, z bardzo niewielką ilością błędów. W pełni odniósł sukces komunikacyjny, doskonale rozumiem, co chciał wyrazić. To są momenty, kiedy nauczyciel czuje pełną satysfakcję: oto udało się studenta wyposażyć w sprawne narzędzie komunikowania i teraz on może przekazać po polsku swój świat niedostępny dotąd dla mnie czy innego Polaka z powodu bariery językowej.
Co jest ważne w procesie nauczania języka polskiego?
Kiedy uczymy języka musimy pamiętać o tym, że uczymy nie tylko słów, ale też kultury. O tym często rozmawialiśmy ze współpracownikami. Ucząc studentów naszego języka musimy uczyć ich takich strategii (na przykład strategii grzeczności),  które przysporzą im życzliwości w naszym kraju i zapewnią im sukces komunikacyjny.
Ostatnio uczyliśmy studentów I roku m.in. tego, że w polskiej strategii grzeczności leży to, żeby rozmówcę pochwalić za  jego np. wygląd, powiedzieć coś miłego na temat mieszkania, w którym student się znajdzie, entuzjastycznie powitać. To zostanie przez Polaków dobrze przyjęte. Ważna jest też sprawa zwrotów grzecznościowych. Studenci japońscy doskonale wiedzą o tym, bo w swoim języku mają bardzo bogaty system takich zwrotów. Ale my mamy trochę inne strategie, trochę inne zwroty. Nie zawsze użyteczne są kalki językowe. Japońskie sumimasen tak dobrze wpisane w tutejszą rzeczywistość i mające kilka znaczeń, nie do końca się sprawdza jako nasze przepraszam, o czym opowiadają studenci japońscy po rocznym pobycie w Polsce.  Nie chodzi tutaj o to, żeby ze studenta japońskiego zrobić na siłę Polaka, lecz o to, żeby go wyposażyć w takie środki językowe, które pozwolą mu funkcjonować w danej społeczności i odnieść komunikacyjny sukces.
A jak Ty funkcjonowałaś w Japonii?
Od początku podchodziłam do tego wyjazdu z wielkim optymizmem i do tej pory nie zdarzyło się nic, co by ten optymizm mogło zakłócić. Z wielką sympatią myślałam i myślę o Japonii. Oczywiście nie obyło się bez trudności. Nie znam języka japońskiego, naturalnie po dwuletnim pobycie wiele rozumiem, ale nie podjęłam systematycznej nauki. To był świadomy wybór, nie można zrobić wszystkiego w tym samym czasie równie dobrze, więc trzeba wybierać, co w danym momencie ważniejsze. Szybko zorientowałam się, że mogę tutaj funkcjonować bez problemu, znając język angielski. Mogę się porozumieć po angielsku u lekarza, w sklepie, na ulicy, w biurze, na uczelni. Zdarzają się i takie sytuacje, kiedy muszę porozumieć się z kimś, kto nie zna angielskiego, a wtedy pomocny jest język gestów i zwyczajna ludzka życzliwość, której tu nie brak.
Czy nie przypisujesz tych dobrych doświadczeń także swojej umiejętności komunikowania się z ludźmi?
Może przez to, że od lat uczę języka polskiego jako obcego musiałam nauczyć się porozumiewać z ludźmi z różnych krajów, nie znając niekiedy ich języka. Istotne jest to, aby mimo wszystko próbować budować dobre więzi z ludźmi, zaskarbiać sobie ich życzliwość. Kiedy przyjeżdża się do obcego kraju i nie zna się jego języka,  to trzeba zmienić sposób myślenia, dostosować się. Mimo, że nie znam japońskiego, to rozumiem wiele pism, które docierają do mnie na uczelni, czy do mojego domu, wychwytuję liczby, nazwy na pieczątkach, jest mnóstwo sygnałów, które nauczyłam się odczytywać i reagować adekwatnie do sytuacji.
Jesteś nie tylko wykładowcą języka polskiego, zajmujesz się także pracą naukowo- badawczą.
Równocześnie wykonuję w Polsce dwie prace:  pracuję naukowo w Instytucie Języka Polskiego PAN w Krakowie i dodatkowo uczę języka polskiego jako obcego na różnych kursach w krakowskich uczelniach. Mój  instytut to placówka naukowa, w której opracowuje się najrozmaitsze słowniki języka polskiego: historyczne, gwarowe, onomastyczne. Jestem zatrudniona w pracowni, która opracowuje i wydaje słownik polszczyzny Jana Kochanowskiego (ukazały się już 3 tomy tego słownika). Prowadzę też własne badania naukowe, doktorat napisałam na temat języka Jana Kochanowskiego, a teraz przymierzam się do napisania po powrocie pracy habilitacyjnej na temat  języka Jana Kasprowicza. Obecnie przygotowuję kilka artykułów na temat przyswajania języka polskiego przez Japończyków.
Jakie trudności mają Japończycy?
Nie wydaje mi się, żeby studenci japońscy mieli jakieś szczególne trudności w uczeniu się języka polskiego jako obcego. Jeśli chodzi np. o fonetykę, to musimy pamiętać, że Japończycy nie mają pewnych dźwięków w swoim systemie fonetycznym, a które funkcjonują w języku polskim. Chodzi tutaj m.in. o ż, sz, cz, dż,  w, y.  Japończycy nie rozróżniają  l  i r tak, jak to się dzieje w polskim języku. Nauczyciel uczący Japończyków powinien wiedzieć o tym i zwrócić na to uwagę. Ale nie są to jakieś szczególne trudności. My też, kiedy uczymy się angielskiego musimy nauczyć się np. techniki wymowy th. Chciałabym tu zwrócić uwagę na inną sprawę. Bardzo dobrze, że rozwija się polonistyka, że coraz więcej polonistów japońskich kończy naszą uczelnię. Bardzo się z tego cieszę. Im jednak więcej studentów i nauczycieli, tym większa potrzeba pomocy naukowych. Wszyscy – wykładowcy i studenci – zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważne są słowniki. Zajmuję się zawodowo leksykografią, więc na tę sprawę jestem szczególnie uczulona. Istnieje paląca potrzeba powstania dużego słownika polsko-japońskiego i japońsko-polskiego i to takiego, w którym japońskie wyrazy zapisano by znakami nie tylko w  pisowni oryginalnej kanji, i przy użyciu rodzimego pisma sylabicznego kana, ale i w transkrypcji Hepburna, bo tylko wtedy taki słownik jest czytelny i dla osób znających język japoński i dla takich, którzy tego języka nie znają, albo znają go słabo. Obecnie dysponujemy tylko małym słownikiem polsko-japońskim kilku autorów (m. in. profesorów TUFS) wydawnictwa Hakusuisha,  słownikiem minimum japońsko-polskim i polsko-japońskim  autorstwa pani Adachi Kazuko oraz stosunkowo niewielkim słownikiem japońsko-polskim wydanym przez Fundację Japońską.
Brakuje nie tylko dużego słownika polsko-japońskiego i japońsko-polskiego, ale też innych słowników dwujęzycznych: frazeologicznych, synonimów, antonimów itd. To jest dziewiczy teren. Oczywiście to są kosztowne projekty, pytanie jak znaleźć na taki cel pieniądze. No i podręczniki, potrzebujemy więcej podręczników dwujęzycznych.
Wydaje się, że podręczniki wydane w Polsce nie nadają się do bezpośredniego przeniesienia na grunt japoński.
Problemem jest silna bariera językowa, szczególnie w początkowym etapie nauczania i uczenia się. Podręczniki wydawane w Polsce są albo polsko-języczne albo głównie polsko-angielskie.  Pośrednictwo trzeciego języka, np. angielskiego  w  procesie uczenia się czy uczenia języka obcego jest często bardzo męczące i dla studenta, i dla nauczyciela. Korzystanie z takiego podręcznika zabiera dużo czasu i jest zniechęcające, istnieje wtedy często niebezpieczeństwo uczenia nieznanego przez nieznane i nawarstwiania błędów.  W Polsce jest bardzo dużo naprawdę znakomitych podręczników do nauki języka polskiego jako obcego. Korzystałam z kilku z nich ucząc studentów średniozaawansowanych czy zaawansowanych, sporo przywiozłam z Polski, poza tym w czytelni polonistycznej jest duży zbiór polskich podręczników dla obcokrajowców, profesor Sekiguchi Tokimasa dba o ich sprowadzanie. Jednak tylko podręczniki japońsko-polskie mają szansę dobrze dotrzeć do studenta początkującego i nie tylko. Kilka takich podręczników już jest, np. wspomniany już podręcznik prof. Tetsushiro Ishii, ale to chyba wciąż za mało.  
Na swoich zajęciach chętnie odwołujesz się do literatury polskiej.
Wiemy, że podobno literatura jest w odwrocie, i że ludzie czytają coraz mniej tekstów literackich. Humaniści nie mogą jednak z tym się tak łatwo pogodzić. Gdyby studenci japońscy zdobyli ogólną informację na temat tego, jakie utwory polskiej literatury zostały przetłumaczone na język japoński i jeszcze mieli chęć do tego sięgnąć i czytać w dwóch językach, po polsku i po japońsku, gdyby każdy miał także swoje ukochane dzieła literatury polskiej – to na pewno  to  rozszerzyłoby  ich wiedzę nie tylko na temat literatury. Podejmowałam ze studentami z dobrym skutkiem takie próby czytania polskich utworów po polsku i po japońsku, np. Kamizelki Bolesława Prusa czy polskich wierszy w tłumaczeniu na japoński prof. Sekiguchi Tokimasa.
Przez dwa lata byłaś zatrudniona na japońskim uniwersytecie jako visiting professor. Czy dobrze Ci się pracowało?
Oczywiście, pracowało mi się bardzo dobrze. Przede wszystkim nauczyciel, który tu przyjeżdża ma bardzo dobre warunki do pracy: znakomicie wyposażony osobny gabinet i ogromne, przestronne, widne sale do prowadzenia zajęć w nowoczesnym budynku TUFS. Poza tym na uczelni jest czytelnia polonistyczna, z bogatym zbiorem polskich książek gromadzonym systematycznie głównie przez prof. Sekiguchi. Profesorowie, z którymi współpracuję, a więc  prof. Sekiguchi i prof. Ishii udostępniali mi też swoje książki. Jestem też wdzięczna moim polskim koleżankom z którymi współpracuję na TUFS: Tobie Renato i pani Grażynie Ishikawa za udostępnianie mi swoich książek. Nie mogłam narzekać na brak polskich pomocy naukowych. Jest na uczelni duży zbiór filmów polskich, bardzo często z niego korzystałam. Praca jest zorganizowana naprawdę bardzo dobrze. Nauczyciel, który przyjeżdża ma duży  zakres swobody, koledzy i koleżanki służą radą i pomocą, ale nie ma przymusu, aby tak czy inaczej, z tego czy z innego podręcznika korzystać, realizować ten czy ów program. Oczywiście jest też inna strona - należy opracować swój autorski program i konsekwentnie go realizować, żeby nie ponieść porażki dydaktycznej. Poza tym nauczyciel z Polski ma przydzielonego do pomocy asystenta, który jest opłacany z budżetu uniwersytetu. Asystent przez kilka godzin w tygodniu jest do dyspozycji nauczyciela. To jest ogromne udogodnienie – stała pomoc osoby, która zna dobrze oba języki, japoński i polski. Jestem bardzo wdzięczna moim dwóm asystentkom za pomoc: pani Miyuki Ishikawa , która zorganizowała mi moje życie w Japonii w trzech pierwszych miesiącach mojego pobytu i pani Akiko Miyazawa, która już od przeszło półtora roku pomaga mi funkcjonować w Japonii.
Trzeba dodać, że przyjechałaś do Japonii z dzieckiem w wieku przedszkolnym. Mąż nie mógł Ci towarzyszyć ze względu na obowiązki zawodowe. Jak sobie poradziłaś?
Sądzę, że dobrze. Kiedy otrzymałam zaproszenie do Japonii, musieliśmy z mężem  podjąć ważną decyzję. Mój mąż pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej w Krakowie i prowadzi tam  badania naukowe, których nie mógł przerwać. Syn miał cztery i pół roku, kiedy należało wyjechać z Polski. Zdecydowaliśmy, że powinnam pojechać z dzieckiem.
Czy brałaś pod uwagę możliwość zostawienia dziecka w Polsce?
Nie, bez dziecka na pewno nie przyjechałabym. Uważam, że naturalne jest, że dziecko jest tam, gdzie matka.  Jestem bardzo wdzięczna profesorom, którzy zgodzili się na mój przyjazd z Tomkiem. To był akt odwagi z ich strony, zaprosić do intensywnej pracy dydaktycznej i badawczej matkę z małym dzieckiem. Z kolei w Polsce wiele osób odradzało mi ten wyjazd, ja jednak postąpiłam dość odważnie, wyjeżdżając z kraju,  nie wiedząc, jaka naprawdę jest Japonia. Moją największą obawą było zawsze to, że syn się rozchoruje, bo tak się małym dzieciom często przytrafia, a ja nie będę mogła pracować. Okazało się, że nie opuściłam ani jednego dnia, ani jednej godziny pracy. Stało się to możliwe dlatego, że mój syn może uczęszczać do znakomitego  hoikuen  w pobliżu uniwersytetu. Tomek może tam przebywać od dziewiątej do osiemnastej, a ja jestem na uczelni codziennie zwykle od dziewiątej do siedemnastej trzydzieści. Mam osiem zajęć w tygodniu (trzy zajęcia z pierwszym rokiem polonistyki, dwa z drugim, jedne z trzecim, jedne z doktorantkami i jeden wykład dla studentów lat wyższych), a w czasie wolnym od ćwiczeń i wykładów pracuję nad podręcznikiem lub artykułami na temat przyswajania j. polskiego przez Japończyków lub przygotowuję się do zajęć. Studenci przychodzą też na konsultacje, jestem stale do ich dyspozycji.
Nie wszystkie dzieci lubią przedszkola.
Tomek spędza w hoikuen dosyć dużo czasu, ale nigdy nie narzeka, wręcz przeciwnie, biegnie tam z radością. Na pewno panie, które opiekują się dziećmi są znakomitymi opiekunkami i nauczycielkami, a inne dzieci są w stosunku do Tomka bardzo życzliwe.  Nauczył się szybko japońskiego, już po dwóch miesiącach potrafił się bardzo dobrze komunikować. Zżył się z kolegami, jest radosny, szybko rośnie, dobrze wygląda. Japonia to przyjazny kraj – oboje przez dwa lata funkcjonujemy tu bez problemu. Naturalnie ogromnie tęsknię za mężem, Tomeczek za tatusiem, obydwoje za całą rodziną i Polską, ale na to rady nie ma.
Co było dla Ciebie ostoją duchową podczas pobytu na obczyźnie?
Na to, że jest mi tutaj dobrze składa się wiele czynników. Wierzę, że czuwa nad nami jakaś  dobra moc, wierzę w Boga – to jest bardzo istotne. Nie pozwalam sobie na użalanie się nad sobą, bo wiem, że wszystko ma w życiu sens. A z innego poziomu: pomaga to, że jest ze mną dziecko. Z jednej strony jest trudniej, są najrozmaitsze obowiązki, ale jest też drugi człowiek, myślący, czujący, potrzebujący. Dziecko, które czeka na mnie. Mój mąż pisze do mnie codziennie e-maile, telefonuje co tydzień w niedziele, czasem w ciągu tygodnia i oczywiście we wszystkie święta i uroczystości. Na pewno tęskni, jest mu ciężko, ale nigdy nie narzeka. Podoba mi się cytat z pewnego wiersza:  „Jeśli masz czyjeś serce, to masz dom, gdziekolwiek się znajdziesz."
W Japonii udało mi się stworzyć dobre więzi z wieloma ludźmi: z moimi kolegami i koleżankami w pracy, ze studentami. W Mitace, a więc w pobliżu Tama, gdzie mieszkam znajduje się anglojęzyczny kościół chrześcijański, ekumeniczny (West Tokyo Union Church) , do którego przychodzą i Japończycy, i cudzoziemcy. Nadałam swemu życiu pewną regularność podobną do polskiej: w każdą niedzielę chodzę tam na mszę. Jeżdżę też na nabożeństwa do polskiego kościoła w Yotsuya, czy do katolickiego kościoła w Kitchijoji.
 Przyjechałam do Japonii znając tylko kilka osób, a po dwóch latach pobytu mam wokół siebie ogromną grupę ludzi życzliwych i przyjaznych.
Czego Ci tu brakowało?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, czy mi czegoś tu brakuje. Od początku przyjęłam taką postawę: przyjechałam, mam tu do wykonania pewne zadanie, i trzeba moje zadanie doprowadzić konsekwentnie do końca. Ostatnio łapię się na tym, że gdy znajomi i przyjaciele z Polski w listach lub telefonach zadają mi niekiedy podchwytliwe pytania na temat Japonii, to ja bronię Japonii i Japończyków, tak jakbym broniła swojego kraju.
Stałaś się japonofilką.
Tak, lubię Japonię, ale nie wiem, na ile to jest zasługa Japonii, na ile moja własna.  W obcym kraju szczęśliwi są tylko ci, którzy polubią go i  zaakaceptują jego inność. Jeżeli więc są sposoby na to, żeby polubić miejsce, w którym się jest, to należy z nich korzystać. Powinno się szukać dobrych, wartościowych rzeczy, a przymykać oko na złe. Piękno jest podobno w oczach patrzącego. Od lat uczę cudzoziemców w Polsce, od nich też się czegoś  nauczyłam. Jeśli ktoś nie potrafił polubić Polski, nie zaakceptował inności, to czuł się u nas nieszczęśliwy. Nie można niczego robić wbrew sobie.
Czy chciałabyś w przyszłości jeszcze raz przyjechać do Japonii?
Tak, oczywiście, chciałabym, ale już wtedy i z mężem, i z dzieckiem. Może to będzie możliwe za kilka lat...
Czekamy tu na Ciebie. Dziękuję za rozmowę.

Najnowsze od Renata Mitsui

© 2013 www.polonia-jp.jp