Logo
Wydrukuj tę stronę

Rozmowa z Grażyną Ishikawą – „Uczę Japończyków języka polskiego” Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(4 głosów)

1. Grazyna Ishikawa1

 

 

Grażyna ISHIKAWA

Urodzona w Warszawie, od 1976 roku mieszka w Japonii. Jest absolwentką Uniwersytetu Waseda, na którym studiowała teatrologię. Od roku 1991 pracuje jako lektorka języka polskiego.

 

Gazeta.jp POLONIA JAPONICA: Na początku chciałabym zapytać, ile lat mieszkasz już w Japonii i jak to się stało, że będąc bardzo młodą osobą tutaj zamieszkałaś?

Grażyna Ishikawa: W Japonii mieszkam od 1976 roku, a więc 39 lat. Co roku spędzam w Polsce parę miesięcy, więc chyba powinnam odjąć od mojego japońskiego stażu być może nawet 7- 8 lat.

Nigdy w szczególny sposób nie interesowałam się Japonią ani nie myślałam o studiach na japonistyce. Po prostu pewnego dnia poznałam Japończyka, który mnie sobą zainteresował.

 

GPJ: Czy wcześniej interesowałaś się Japonią lub innymi krajami Orientu?

G.I.: Tak jak już wspomniałam nigdy wcześniej nie interesowały mnie kraje Orientu czy Dalekiego Wschodu. Dopiero spotkanie z konkretnym człowiekiem sprawiło, że chciałam się dowiedzieć czegoś więcej nie tylko o nim samym, ale również o kraju, z którego pochodzi i o kulturze, którą reprezentuje.

 

GPJ: Nie miałaś obaw przed wyjazdem na stałe do Japonii?

G.I.: Młodość nie zna chyba uczucia strachu. Gdy podejmowałam decyzję o wyjeździe do Japonii wszystko wydawało mi się łatwe i możliwe do zrealizowania. Myślę, że więcej obaw mieli moi rodzice, ale nigdy nie próbowali wpłynąć na moją decyzję. Znali mojego męża przez wiele lat, bardzo go cenili, lubili i darzyli zaufaniem. Zresztą ze wzajemnością.

 

GPJ: Jak wyglądał początkowy okres życia w Japonii? Czy nie czułaś się wtedy trochę obco, czy też polubiłaś Japonię od razu? Na jakie trudności napotykałaś na początku pobytu?
G.I.: Początkowy okres mojego życia w Japonii okazał się bardzo trudnym i skomplikowanym etapem „oswajania” i poznawania japońskiej rzeczywistości. W tamtych czasach przylatywało się na lotnisko Haneda. Tam właśnie pod koniec sierpnia 76 r. czekała na mnie rodzina męża, którą wtedy po raz pierwszy spotkałam. Nie była to standardowa japońska rodzina. Jeszcze w latach 60. starsza siostra mojego męża studiowała w Polsce, a jej mąż robił doktorat na Uniwersytecie Jagiellońskim. Oboje świetnie mówili po polsku, więc nie czułam się osamotniona, wręcz przeciwnie poczułam ciepło i akceptację. Pamiętam, że wewnątrzrodzinne kontakty od samego początku nie były dla mnie źródłem stresu, tylko raczej możliwością uzyskania odpowiedzi na nurtujące mnie pytania i skonsultowania trafności moich spostrzeżeń.

Mimo, że moja nowa japońska rodzina starała się, abym szybko i bezstresowo odnalazla się w nowym świecie nie było to takie proste. Świat zewnętrzny był nie tylko inny (choć już wtedy bardzo dobrze zorganizowany), ale również mało przyjazny, szczególnie dla obcokrajowców. Wszechobecnie panował japoński, bez znajomości którego nie byłam w stanie samodzielnie zrobić najprostszych nawet zakupów. Trudno w to dziś uwierzyć...

 

GPJ: Czy kontynuowałaś kształcenie się w Japonii? Świetnie znasz język japoński. Jak się go nauczyłaś?

G.I.: Po przyjeździe do Japonii zdałam sobie sprawę, że sprawą priorytetową jest dla mnie opanowanie języka. Nie było to trudne. Mój mąż znalazł przyuniwersytecką szkołę nauki języka japońskiego, której ukończenie dawało nadzieję na możliwość podjęcia studiów na uniwersytecie Waseda. Niestety, szkoła, w której uczyłam się już nie istnieje, ale wspominam ją z ogromnym sentymentem. Trafiłam tam na grono wspaniałych pedagogów, którzy od podstaw uczyli nas gramatyki, fonetyki i pisma, a w wyższych grupach historii literatury i teatru, frazeologii języka japońskiego, teorii przekładu... Japońskiego uczyłam się bardzo intensywnie, ponieważ zajęcia odbywały się 5 razy w tygodniu po 4 godziny akademickie. Półroczny kurs dawał szansę opanowania podstaw języka japońskiego. Ale to był dopiero początek... W szkole języka spędziłam 5 lat i dopiero wtedy zdecydowałam się na podjęcie studiów.

 

GJP: Jak radziłaś sobie z wychowaniem dziecka bez pomocy rodziny? W Polsce często pomagają nam matki lub teściowe, ale w Japonii nie jest to praktykowane.

G.I.: Mój syn urodził się, gdy intensywnie uczyłam się japońskiego i nie mogłam sobie pozwolić na zbyt długą nieobecność na zajęciach. Wszystkie problemy organizacyjne udało się uporządkować dzięki obecności mojej mamy i dwóch opiekunek mieszkających w naszym sąsiedztwie. Z pomocy mamy korzystałam wielokrotnie. Po raz pierwszy przyjechała do nas na 3 miesiące zaraz po narodzinach Takao. Często wracała, czasem razem z moim tatą. Rodzicom naprawdę bardzo wiele zawdzięczam i do tej pory mam świadomość, że zawsze mogłam liczyć na ich pomoc.

Przyznam, że moi teściowie nie byli zbyt aktywni, ale z drugiej strony wiem, że podobnie jak moi rodzice brali bardzo czynny udział w wychowywaniu wnuczki czyli córeczki starszej siostry męża. Wydaje mi się, że relacje teściowej i synowej pod każdą szerokością geograficzną bywają trudne. Ja doceniam powściągliwość matki mojego męża.

 

GJP: To miło, że mimo oddalenia Japonii i Polski, Twoi Rodzice mogli uczestniczyć w Twoim życiu tutaj i nawet Ci pomagać. Tak naprawdę to w każdym wieku ma się silną potrzebę kontaktu z rodzicami – widzę to z perspektywy dawno już dorosłej osoby.

Czy pracowałaś kiedy Twój syn Takao był mały? Czy było Ci ciężko pogodzić obowiązki matki dziecka szkolnego, które w Japonii są bardzo szeroko traktowane (przygotowywanie obento, chodzenie do szkoły na liczne zebrania, uczestniczenie w różnych szkolnych imprezach, itp.) z własnymi zajęciami czy pracą zawodową?

G.I.: Chyba się powtórzę, ale wydaje mi się, że młodej matce łatwiej jest pogodzić ogrom obowiązków, który spada na jej ramiona. Nawet brak snu nie wytrąca z zaplanowanego harmonogramu dnia. Ja starałam się uczestniczyć w przedszkolnych, a potem szkolnych imprezach, chodziłam na zebrania, działałam w Komitecie Rodzicielskim, przygotowywałam obenta.

Moment skończenia przeze mnie studiów i rozpoczęcia nauki w szkole podstawowej przez Takao zbiegł się (zresztą tak to było zaplanowane). Pamiętam rozmowę z Takao, który zapytał mnie, czy już teraz zawsze będę w domu jak on będzie wracał ze szkoły. Nie potrafiłam odpowiedzieć, że nie.

Przez 6 lat byłam w domu, dbałam o dziecko i męża, sprzątałam, gotowałam, prałam i zastanawiałm się po co studiowałam.

 

GPJ: No tak, kiedy ma się małe dziecko, a potem dziecko w wieku szkolnym to nie brakuje różnych zajęć w domu. Kiedy Takao był mały nie było jeszcze polskiej szkoły w Tokio. Czy sama uczyłaś go języka polskiego?

G.I.: Tak, szkoły nie było i nawet do głowy by mi nie przyszło, że szkoła może być. Całe szczęście, że czasy się zmieniają. Ja nie uczyłam polskiego tradycyjnymi metodami - nie było lekcji, siedzenia nad książkami i odrabiania zadań domowych. Właściwie od narodzin Takao mówiłam do niego wyłącznie po polsku i nie dopuszczałam do wtrącania japońskich słówek, choć na pewnym etapie ten system postępowania wymagał ode mnie żelaznej konsekwencji. Myślę, że ani dla mnie ani dla Takao nie był to łatwy okres. We wczesnym dzieciństwie Takao kochał czytanie książeczek, więc lektura polskich lub japońskich bajeczek lub opowiadań była obowiązkowa. W zależności od wybranego przez syna języka zmieniał się czytający. Ostatnim etapem rytuału usypiania były polskie bajki puszczane z taśm magnetofonowych. I tak przez całą szkołę podstawową!

Przełomem w żmudnym procesie nauki języka polskiego było zdobycie umiejętności czytania, ale to już nie moja zasługa. Takao, który bardzo interesował się kolejnictwem zaczął prenumerować polskie czasopismo kolejowe. Gdy zaczęły przychodzić pierwsze numery przeglądał je bezradnie oglądając zdjęcia i śledząc schematy. Potem zaczął zadawać pytania. „ Jak to się czyta?”, „ Co tu jest napisane?”, „Jak to przeczytać?”. Ciekawość wygrała z zawiłościami reguł czytania.

 

GPJ: Zatem Takao poznał język polski, a po zakończeniu szkoły wybrał studia w Polsce na Uniwersytecie Warszawskim. Czym się kierował?

G.I.: Tak, Takao wybrał biologię i studia w Polsce. Przyznam, że było to dla nas pewnym zaskoczeniem, ale podobnie jak moi rodzice i rodzice mojego męża uszanowali naszą wspólną decyzję tak i my staraliśmy się nie ingerować w życie Takao. Czym się kierował? To bardzo trudne pytanie i wydaje mi się, że powinnam odpowiedź na nie skonsultować z Takao. Ja mogę tylko domniemywać jakie impulsy „popchnęły” go do Polski. Myślę, że postanowił w pewien sposób zresetować własne życie. Znaleźć się w nowym miejscu i zacząć wszystko od nowa (to uczucie nie jest mi obce; a muszę też wspomnieć, że japońska szkoła podstawowa była dla Takao dość trudnym doświadczeniem). Okres studiów jest dla nas wielu rozpoczęciem zupełnie nowego etapu życia. Często łączy się z opuszczeniem rodzinnego miasta, utratą kontaktu ze znajomymi, pewną dozą smutku, lecz jest też obietnicą czegoś nieznanego, ale fascynującego. Mogę tylko przypuszczać, że mój syn podobnie jak ja wybrał drogę trudną, ale pełną zaskakujących niespodzianek.

 

GPJ: Obecnie Takao mieszka w Polsce. Jak sądzisz dlaczego tak świetnie się czuje w kraju swojej mamy?

G.I.: Takao mieszka w Polsce od 17 lat. Dlaczego świetnie czuje się w Polsce? To też pytanie do niego. Wydaje mi się, że w naszym kraju wszedł w prawdziwie dorosłe życie. Znalazł przyjaciół, miłość i zapewne akceptację. Czuje, że jest u siebie i często o tym mówi. Realizuje się w życiu zawodowym i jest szczęśliwy w życiu osobistym. Jako matka niczego więcej nie oczekuję.

 

GPJ: Czy możesz opowiedzieć o swojej pracy zawodowej?

G.I.: Moja praca zawodowa związana jest z japońskimi uczelniami. Na TUFS-ie pracuję od 1991 roku, na pozostałych uczelniach zaledwie od dwóch lat. TUFS (Tokyo University of Foreign Studies; Tōkyō Gaikokugo Daigaku)to uczelnia, na której znajduje się jedyna w Japonii polonistyka przyjmująca co roku 15 studentów. Na pozostałych uczelniach prowadzę lektoraty języka polskiego, więc siłą rzeczy koncentruję się na przekazaniu podstawowej wiedzy na temat naszego kraju, ale staram się również aby studenci przyswoili sobie zwroty pozwalające na komunikowanie się w naszym języku.

Mówiąc o pracy zawodowej nie mogę nie wspomnieć o moich przygodach teatralnych czyli współpracy z Janem Peszkiem (Teatr X ) i Rudolfem Zioło ( Bunkamura ). Wreszcie dane mi było skorzystać z wiedzy zdobytej podczas studiów i w sensowny sposób połączyć znajomość języka z przygotowaniem zawodowym.

wywiadGI1

Obozy integracyjne dla studentów I roku w Kawaguchi-ko (m.in. Jagna Malejka)

wywiadGI6

 

GJP: Czy mogłabyś powiedzieć coś bliżej o Twoich związkach z teatrem oraz z ludźmi kultury w Polsce? Czy w Japonii jest duże zainteresowanie polskim teatrem oraz twórczością polskich dramaturgów?

G.I.: Mój związek z teatrem to przede wszystkim współpraca z Teatrem X, który od momentu swego powstania promuje polskich aktorów, twórców teatralnych i dramaturgów. Właśnie na tej scenie w roku 1992 w trwającym 3 miesiące festiwalu inaugurującym powstanie teatru zaprezentowano szerokiej publiczności sylwetkę Stanisława Ignacego Witkiewicza. Równocześnie odbyły się warsztaty aktorskie prowadzone przez Jana Peszka. Poproszono mnie o tłumaczenie 10 spotkań Jana Peszka z aktorami japońskimi i stąd moja wieloletnia współpraca z tym wybitnym aktorem i Teatrem X.

Kolejne projekty realizowane w Teatrze X przedstawiały sylwetki naszych znakomitych dramaturgów: Bruno Schulza i Witolda Gombrowicza, ale jednocześnie były okazją do poznania nowych technik aktorskich, z którymi można było zapoznać się podczas warsztatów.

Wspomniałam o swojej pracy w Bunkamura, ale niestety nie były to projekty promujące polskich dramaturgów. Rudolf Zioło reżyserował klasyków teatru europejskiego, ale chciałabym przypomnieć, że to właśnie w Bunkamurze w Teatrze Cocoon w 2010 roku wystawiono „ Tango“ Sławomira Mrożka.

Myślę, że takie postaci jak Tadeusz Kantor i Jerzy Grotowski są znane osobom interesujacym się teatrem. Jak wiemy rok 2015 został ogłoszony rokiem Kantora i właśnie dlatego w Teatrze X mamy okazję brać udział w sympozjach dotyczących twórczości wybitnego artysty. Kolejne spotkanie będzie miało miejsce 18 kwietnia. Bardzo serdecznie zachęcam do udziału...

wywiadGI2

Podczas prób do „Iwony, księżniczki Burgunda” (m.in. Jan Peszek)

wywiadGI3

Po spotkaniu z publicznością. Wojtek Smarzowski i Jacek Rzehak (producent), Tokijski Międzynarodowy Festiwal Filmowy (2014), „Pod Mocnym Aniołem” z nagrodą dla R. Więckiewicza

 

GPJ: Co sądzisz o japońskich studentach? Dlaczego uczą się języka polskiego?

G.I.: Studenci, którzy uczą się języka polskiego uczą się go z bardzo różnych powodów. Nie sposób wszystkich wyliczyć, ale ponieważ prowadzę zajęcia dla studentów I roku wydaje mi się, że będę mogła coś na ten temat powiedzieć. Wielu naszych studentów wybiera język polski ze względu na tragiczną historię naszego kraju. Niektórych interesuje kino lub teatr. Często zainteresowani są muzyką, szczególnie Chopinem. Bywają też tacy, których intryguje język, języksam w sobie. Polityka, gospodarka, życie w PRL-u to też tematy, które interesują studentów polonistyki.

Od czasu do czasu zdarzają się takie perełki, które w momencie rozpoczęcia studiów na polonistyce są już po lekturze Gombrowicza i Schulza... na szczęście nie w oryginale.

Zastanawiam się, czy powinnam mówić o studentach japońskich, bo jest to jakaś forma generalizowania, a jak wszyscy wiemy czymś się różnimy od siebie mimo, że wychowujemy się w tej samej kulturze i tradycji. Ale... gdybym miała generalizować to powiedziałabym, że studenci japońscy są: pracowici, systematyczni, obowiązkowi, cisi, jednym słowem zdyscyplinowani. Często brakuje im spontaniczności, aktywności, i tu właśnie pojawia się pole do działania dla polskich lektorów. Uczymy nie tylko języka, ale również kultury i komunikacji niewerbalnej: mimiki, języka gestów i ciała.

wywiadGI4

Spotkanie w Warszawie; w tle budynek BUW

wywiadGI5

W ambasadzie RP w Tokio

GPJ: Czy odnosisz wrażenie, że Japonia bardzo się zmieniła w ciagu ostatnich 20-30 lat? Co wg Twoich obserwacji zmieniło się najbardziej?

G.I.: Ja mam perspektywę niemal 40 lat i wydaje mi się, że najbardziej zmieniły się obyczaje. Do dziś pamiętam mój szok po przybyciu do Tokio. Koniec sierpnia (choć wtedy te lata były mniej upalne, ale jednak wilgotne), wszyscy panowie pod krawatem i w garniturach, no i kobiety w sukienkach z długimi rękawami, rajstopach, z wachlarzami w rękach. Któż by pomyślał o krótkich spodenkach czy gołych nogach??? Poza tym życie sąsiedzkie kwitło. Wszyscy się znali, wymieniali się kolacyjnymi daniami, żyli we wspólnocie. Na przestrzeni lat bardzo się te obyczaje zmieniły. Dziś nawet nie wiem kto mieszka obok mnie, a jeśli ktoś powie mi „dzień dobry” to uznaję, że jest bardzo dobrze wychowany. Kiedyś był to standard... ale taką skłonność do krytyki rzeczywistości mają podobno osoby starsze, choć ja jeszcze się taką nie czuję.

 

GPJ: Często jeździsz do Polski. Gdzie czujesz się lepiej?

G.I.: Nie jestem w stanie odpowiedzieć jednoznacznie. Czuję się inaczej. W Polsce odpoczywam w oderwaniu od pracy zawodowej, cieszę się rodziną, przyjaciółmi i jestem trochę turystką. Moje prawdziwe życie jest w Tokio, gdzie również mam rodzinę, przyjaciół, ale koncentruję się na pracy, która jest dla mnie bardzo ważna i która daje mi wiele satysfakcji.

 

GPJ: Dziekuję za rozmowę.

G.I.: Dziekuję.

Rozmawiała Ewa Maria Kido

 

 

 

 

 

 

Najnowsze od Ewa Maria Kido

© 2013 www.polonia-jp.jp