Galeria
Wyjechałam z Japonii w sierpniu 2013 roku. Wydaje mi się, jakby to było wczoraj. Dwuletni pobyt w Polsce minął tak szybko! I znowu od sierpnia 2015 jestem poza granicami Polski, w Mjanmarze zwanym dawniej Birmą, w niezwykłym mieście Rangunie.
Obserwuję na sobie dziwne zjawisko: kiedy wchodzę do sklepów, czy nawiązuję spontaniczny kontakt z ludźmi mam skłonność do tego, żeby używać języka japońskiego. Na usta cisną mi się wyrażenia takie jak „konnichiwa”, próbuję przedstawiać się po japońsku, dziękować dźwięcznym „arigatō gozaimasu”. Nie wiem, skąd bierze się ta tendencja. Powoli jednak, poruszając się po mieście, poszukując użytecznych punktów usługowych, oglądając jeżdżące po ulicach i jezdniach pojazdy odkrywam obecny tutaj na każdym kroku japoński mikrokosmos: napisy na autobusach uśmiechają się do mnie katakaną i hiraganą, restauracje noszą japońskie nazwy, serwują sushi, shabu-shabu, tonkatsu i tempurę, moje mieszkanie obwieszone jest klimatyzatorami firmy Mitsubishi, w łazience wodę podgrzewają termy firmy Rinnai, po ulicach Rangunu jeżdżą japońskie samochody osobowe i ciężarówki. Otwieram miesięcznik „Irrawaddi” i znajduję wywiad z dyrektorem JICA. Włączam telewizor – na mjanmarskim kanale MITV japoński inżynier mówi o modernizacji kolei birmańskiej. Na spotkaniu w Yangon Newcomers Club spotykam trzy Japonki, z którymi od razu nawiązuję dobry kontakt.
Poszukując czegoś mi bliskiego, znanego, odwołuję się do tego co japońskie! Zapewne dlatego, że w powodzi rzeczy nowych i obcych, jakie tutaj spotykam, to co japońskie wydaje się swojskie, dobrze znane. Nie mogę odwołać się do tego, co polskie, bo śladów polskich prawie w Mjanmarze nie ma. W czasie zwiedzania katedry świętej Marii w Rangunie, reakcja na podaną przeze mnie narodowość polską nie wywołuje oddźwięku. Jest to dla mnie nieco zaskakujące, gdyż nawet w Republice Palau na Północnym Pacyfiku Polska nie była dla ludzi tam mieszkających zupełnie obca, gdyż kojarzyła się z Janem Pawłem II. Tutaj – nic z tych rzeczy. Nie ma też innych, świeckich skojarzeń. Dowodzi to, jak bardzo Mjanmar był zamknięty na kontakty z zewnątrz. Często muszę tłumaczyć, że Polska to kraj graniczący z Niemcami, jeśli chcę jakoś usytuować ojczyznę na mapie świata. Japonię natomiast odkrywam wszędzie.
Nie tak dawno wybrawszy się na stare miasto w Rangunie trafiłam do miejscowej synagogi Musmeaha Yeshuy. Znajduje się ona w samym sercu Rangunu przy skrzyżowaniu ulicy Maha Bangyola Road z 26th Street. Synagoga była akurat otwarta, więc weszłam. Pomalowany na biało budynek z niebieskimi obwódkami na ścianach nie jest zbyt dobrze widoczny spoza mnóstwa oblepiających go małych budek handlowych. Trzeba spojrzeć do góry – można wtedy zobaczyć namalowaną na fasadzie gwiazdę Dawida. Wchodząc do synagogi mówię „shalom” do mężczyzny, który stoi przy wejściu. Shalom to hebrajski odpowiednik „dzień dobry”, czyli konwencjonalne, używane przez Żydów pozdrowienie. Mężczyzna odpowiada, ale po dłuższym namyśle, tak jakby nie od razu zorientował się, co powiedziałam. Zwraca moją uwagę jego zachowanie – wydaje się być niepewny siebie. Kiedy zaczyna mówić, nie porusza tematów związanych z synagogą, mimo że te najbardziej by mnie interesowały. Zadaje pytania skąd jestem, jak tu trafiłam, potem zaczyna opowiadać o sobie. Mówi dobrym angielskim, bez birmańskiej intonacji. Na głowie ma jarmułkę (kipę, myckę) – taką samą dostaje mój mąż do przywdziania. Ode mnie nikt nie oczekuje nakrycia głowy, więc nie nakrywam. Swoją drogą, ciekawe, ta synagoga jest, według moich informacji, ortodoksyjna, a w takiej kobiety powinny nakrywać głowę. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że mężczyzna jest Japończykiem z Tokio! Kiedy przebywał w Izraelu poznał swoją obecną żonę – Żydowkę. Aby mógł się z nią ożenić musiał przejść na judaizm. Przez sześć miesięcy intensywnie uczył się hebrajskiego i studiował kwestie religijne. Potem musiał poddać się obrzezaniu. Dzięki przyjaźni z synem niedawno zmarłego (2015 r.) rabina z Rangunu przyjechał do Mjanmaru i tutaj działa w lokalnej spoleczności żydowskiej. Jest ona niewielka – formalnie około dwudziestu osób, ale jest podobno więcej, tylko nie przychodzą do synagogi. Budynek pochodzi z czasów kolonialnych, z końca XIX wieku. W tamtym okresie w Rangunie była jeszcze jedna synagoga. Nie został po niej żaden ślad. Przy 91 Street, w miejscu gdzie się znajdowała zachował się jeszcze żydowski cmentarz. Okres dyktatury wojskowej w latach 1960-1970 i dokonana wtedy nacjonalizacja spowodowały, że Żydzi powyjeżdżali z Birmy. W ranguńskiej synagodze obchodzone są większe święta, czasami odbywają się tutaj modlitwy w szabat. Oglądam zwoje tory wykaligrafowane w języku hebrajskim. Mają ponad 100 lat i przechowywane są w srebrnych misternie rzeźbionych futerałach. W pobliżu synagogi znajduje się kilka meczetów, bo to muzułmańska dzielnica. Natrafić w muzułmańskiej dzielnicy w Birmie na synagogę, której dogląda Japończyk nawrócony na judaizm – to jest dopiero przygoda! Czyż nie świadczy ona o związkach Japonii z Mjanmarem? Przyjaznych związkach współczesnych, podyktowanych chyba jednak przede wszystkim kwestiami biznesowymi. Nie zawsze bowiem Birma i Japonia utrzymywały ze sobą przyjazne stosunki.
Okres tuż przed II wojną światową, kiedy to rozpadała się potęga kolonialna Wielkiej Brytanii miał dla Birmy znaczące konsekwencje głównie z powodu Japonii, która zainteresowana była zdobyciem tego kraju i doprowadzeniem do ostatecznego pogrążenia kolonii brytjskiej. Plany antybrytyjskiego powstania w Birmie opracował Aung San (1915 – 1947), ojciec birmańskiej laureatki pokojowej Nagrody Nobla (1991r.) Aung San Suu Kyi. Powstanie to miało poprzedzić szykowaną przez Japończyków inwazję w Birmie. Jak pisze Michał Lubina w swojej książce pt. „Birma”, Aung San odbył przeszkolenie pod okiem Japończyka, pułkownika Keiji Suzuki. Nie tylko przywdział kimono i przyjął japońskie imię Omoda Monji, ale również przyswoił sobie i uznał za fascynującą panującą w Japonii ideologię nacjonalistycznego militaryzmu[1]. Po pobycie w Japonii Aung San zostal wysłany do Birmy, gdzie zajął się dywersją. Przeszkolony przez Japończyków wraz ze swymi birmańskimi towarzyszami, przejął wzorce japońskiej wojskowości, które miały poźniej wpłynąć na charakter armii i polityki birmańskiej. Zainaugurowana w 1941 roku Birmańska Armia Niepodległościowa wraz z armią japońską przegnała Brytyjczyków. Ich niesławny odwrót opisała m.in. Ewa Curie, córka Marii Skłodowskiej-Curie w książce „Journey Among Warriors” (New York, 1943).
Od 1942 Japończycy przejęli kontrolę nad Birmą i rozpoczęli okupację kraju, która trwała do 1 sierpnia 1943 roku. Mimo, iż przyznana wówczas Birmańczykom niepodległość miała czysto formalny charakter, wywołała ona ogromną radość i entuzjazm. W końcu jednak armia birmańska postanowiła zwrócić się przeciw Japończykom. Wybuch powstania pod dowództwem Aung San’a w marcu 1945 roku, zmusil Japończyków do definitywnej ewakuacji z Rangunu. Wojna pozostawiła Birmę w ruinie. Wycofujący się w popłochu Brytyjczycy niszczyli wszystko, co napotkali po drodze. Japończycy podczas okupacji i po formalnym przyznaniu Birmie niepodległości nie odbudowywali niczego. Toteż dzisiejszą pozytywną obecność Japończykow w Mjanmarze można postrzegać jako formę zadośćuczynienia.
„Myanmar plus Japon”, miesięcznik poświęcony biznesowi i stylom życia w Mjanmarze, na rozkładówce zamieszcza MyanJapo Map – plan centrum Rangunu z naniesionymi nań japońskimi apartamentowcami, centrami biznesowymi, restauracjami. Japonia inwestuje w Mjanmarze na tyle skutecznie, że obecność japońską tu widać[2]. W „Myanmar plus Japon” można też znaleźć opisy świąt obchodzonych w danym miesiącu w obu krajach – Mjanmarze i Japonii. Październikowy numer magazynu informuje, że w Mjanmarze w czasie październikowej pełni księżyca obchodzi się Święto Świateł (Thadingyut); w Japonii natomiast obchodzone jest święto Taiiku-no Hi – Narodowy Dzień Sportu. W sierpniu 2015 roku powstalo w Mjanmarze pismo „Otaku’s Digest” poświęcone popularyzowaniu japońskiej kultury. Wydawanie pisma rozpoczęli ludzie, którzy zainteresowani są Japonią nie tylko w aspekcie rozrywki (anime, moda), ale i najświeższych wiadomości politycznych z Kraju Kwitnącej Wiśni. Widać też zainteresowanie wprowadzeniem japońskich sieci handlowych na mjanmarski rynek. Niedawno będąc w centrum handlowym Dagon natrafiłam na zupełnie nowy sklep UNIQLO – proponowane fasony wpisywały się raczej w miejscowy gust, były nawet tradycyjne longyi, czyli powszechnie noszone przez Birmańczyków ubrania w bardzo współczesne, nietradycyjne wzory. Sieć japońskich sklepów samoobsługowych Daiso jest chętnie odwiedzana, zwłaszcza przez młodsze pokolenie. Import zdaje się obejmować również produkty niematerialne. Chodzą słuchy, że w okolicach Rangunu odbywają się w tajemnicy spotkania Sokkai Gakkai; jest to zakazany w Mjanmarze kult. Można natomiast w sposób otwarty i legalny studiować japońską ceremonię herbaty. I jeść, jeść, jeść potrawy japońskie w licznych japońskich restauracjach Rangunu.
tekst i zdjęcia: Danuta Zasada
tekst specjalny dla gazety internetowej gazeta.jp Polonia Japonica
[1] Patrz: Michał Lubina, „Birma”, Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2014. Opisując wydarzenia wojenne i okres niepodległości Birmy korzystam z faktów przytoczonych przez autora w rozdziale „Od okupacji japońskiej do niepodległości (1942-1948), str. 109-142.
[2] Ambasada Japonii w Rangunie podaje, iż w latach 1988 – 2013 suma bezpośrednich inwestycji japońskich w Mjanmarze wyniosla $270 milionów.
Danuta Zasada – urodzona w Krakowie, absolwentka iberystyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, poetka, podróżnik. Publikowała wiersze w prasie polskiej i nowojorskiej; autorka tekstów podróżniczych do czasopism w języku angielskim, m.in. Tashi Delek i Tourism & Wildlife oraz dwóch tomików wierszy Iberia (New Delhi 2001)oraz Pogański mistyk (Warszawa 2005).W latach 1991-97 mieszkała w Madrycie (Hiszpania) gdzie współpracowała z miesięcznikiem Polonia oraz wydawanym przez Ratusz Pozuelo de Alarcón pismem Ciudad Escolar y Universitaria. W latach 1999 - 2004 pracowała w New Delhi (Indie) a następnie w Japonii (2007 – 2013). Obecnie mieszka w Rangunie (Mjanmar).