Dużym ułatwieniem i obniżeniem kosztów podróżowania jest bilet siedmiodniowy na wszystkie trasy kolejowe na Hokkaidō (ok. 220 dol.). Dla porównania, bilet z Sapporo do Wakanai (ok. 6 godz. jazdy) kosztuje ok. 80 dol. Wybierając się do Japonii należy bezwzględnie kupić jeden z kilku biletów - 7., 14. lub 21. dniowy - na wszystkie państwowe linie kolejowe i autobusowe, które kosztują odpowiednio ok. 260, 410 i 520 dol. Należy je kupić w Polsce gdyż nie przysługują one turystom już znajdującym się w Japonii. Dla porównania kosztów - cena biletu na legendarny superekspres, tzw. "shinkansen" z Tokio do Kioto (niecałe 3 godz. jazdy) kosztuje ok. 120 dol. Podróżując w sezonie należy też pamiętać o wcześniejszym rezerwowaniu noclegów.
Zaraz po wylądowaniu w Sapporo dało się odczuć chłodniejsze powietrze niż w Tokio, w którym już od ponad dwóch miesięcy panował nieznośny upał i duża wilgoć. Swoje podboje Hokkaidō rozpocząłem od miejsc blisko położonych od Sapporo. Repertuar pierwszego dnia zmieniłem jednak zaraz po przybyciu do Sapporo gdy znalazłem w lokalnych informatorach jeszcze jedno ciekawe miejsce. Był to Półwysep Shakotan. Z Sapporo wybrałem się na całodniową wycieczkę autobusem turystycznym wzdłuż brzegu tego półwyspu. Gdy nie posiada się własnego środka transportu jest to chyba jedyne rozwiązanie, aczkolwiek kosztowne (ok. 70 dol). Linia brzegu jest pięknie rozwinięta i sporo jest miejsc godnych chwili zatrzymania się i przynajmniej zrobienia zdjęcia. Niestety, zatrzymaliśmy się tylko dwa razy w miejscach widokowych, oczywiście najgodniejszych uwagi. Japończycy potrafią sobie radzić i w takich sytuacjach - po prostu pstrykają namiętnie zdjęcia z jadącego autobusu. Czas na postój w danym miejscu jest też oszacowany z japońską dokładnością i na japońskie potrzeby, tzn. aby dojść pośpiesznie do miejsca zainteresowania, pstryknąć zdjęcie przy tablicy informacyjnej i z powrotem. Ponieważ sam uwielbiam robić zdjęcia więc byłem zafascynowany pasją narodową Japończyków - właśnie robieniem zdjęć. Irytowało mnie natomiast to, że najważniejszym punktem miejsc widokowych wydawały się być tablice informacyjne. W moim odczuciu Japończycy uważają, że bez nich nie byłoby sensu "zaliczania" znanych miejsc.
Drugi dzień spędziłem w położonym blisko Sapporo Parku Narodowym Shikotsu-Tōya. Jezioro Shikotsu w tym parku jest bardzo pięknie położone i jest najgłębszym jeziorem na Hokkaidō (do 360m głębokości), a drugim w Japonii. W jego okolicach wznoszą się takie wulkany jak Tarumae, Eniwa oraz Fuppushi. Moim celem był najciekawszy z nich, Tarumae. Spędziłem na nim jakieś 4 godziny. Byłem bardzo zafascynowany tymi widokami bo był to mój pierwszy kontakt z wulkanem na bliską odległość. Sam krater jest potężny - z jednego końca na drugi idzie się ponad 40 minut. Obecny kształt wulkanu, tzn. stożek i krater zostały utworzone podczas erupcji w 1739r. Dokładnie pośrodku kratera znajduje się wysoka kopuła z zastygłej lawy, utworzona podczas erupcji w 1909r., która jest jednym z najlepszych przykładów kopuł lawowych w Japonii. Z niej w różnych miejscach wydobywają się kłęby pary i gazów, a wszechobecny jest ostry i nieprzyjemny zapach siarki. U podnóża samej kopuły jest główne ujście gazów z buchającymi wyziewami z otchłani ziemskich. Widoki wewnątrz tego krateru są niesamowite - zupełne pustkowie z niezwykle równomiernie porozrzucanymi skałami wulkanicznymi, sceneria istnie księżycowa. Wewnątrz krateru byłem sam i widziałem tylko kilka ludzkich sylwetek na jego krawędziach. Zaskoczyła mnie też niesamowita akustyka tego miejsca - rozmawiającą ze sobą dwójkę ludzi w odległości jakiś 400m słyszałem wyraźnie, tak jak przez telefon.
Wieczorem zdrzemnąłem się jadąc pociągiem do miejscowości Tōya-onsen. Przebudziłem się o godzinę za późno i wysiadłem na najbliższej stacji - Mori. Nie chciałem jechać do końcowej stacji w Hakodate bo za daleko byłoby wracać następnego dnia, pomimo, że ta końcowa stacja słynie z pięknego widoku nocą. Jak się okazało, przypadkowo znalazłem się w pobliżu wulkanu Komagatake, który właśnie parę dni przedtem bardzo się uaktywnił i nawet były plany ewakuacji miejscowej ludności. Następnego ranka sfotografowałem ze stacji ten groźny wulkan na tle wschodzącego słońca i pojechałem do Tōya-onsen. Dojeżdżając do tej miejscowości z daleka już widziałem jakieś kłęby pary lub gazów unoszące się w dwóch miejscach. Z początku myślałem, że są to gorące źródła z parującą wodą, ale jak się później przekonałem były to wulkany, które znajdowały się prawie w ogródkach mieszkańców. Okazało się, że bardzo uaktywniły się w ciągu paru ostatnich dni. W ich pobliżu ustawiono nawet wielkie ilości olbrzymich worków z piaskiem tworzących koryto dla mazi, która ewentualnie miałaby się z tych wulkanów wydobywać. Z odległości ok. 150m wybuchy wydawały się bardzo groźne. Każdej erupcji towarzyszyło dudnienie i wysoko wyrzucane kamienie oraz trzęsienia ziemi, a co jakiś czas wszystko dookoła było hojnie obsypywane wulkanicznym popiołem.
Dodatkowych wrażeń, tym razem relaksujących (dla równowagi), dostarcza turystom malowniczo położone jezioro Tōya, oddalone o kilkaset metrów od wulkanów. Jest ono okrągłe, a pośrodku ma górzyste wyspy, które są właściwie małymi wulkanami. Czasami można zobaczyć płynące jelenie, których jest dosyć sporo na centralnej wyspie. Na największą wyspę Ōshima można dostać się łodzią turystyczną. Tam też znajduje się Muzeum Lasu, w którym można dowiedzieć się o historii jeziora. Atrakcją dla wędrowców jest również najwyższa góra parku, Yotei (w pobliżu północnego brzegu jeziora). Jest ona wygasłym wulkanem i bardzo przypomina swoim wyglądem górę Fuji, dlatego czasami nazywana jest też Ezo Fuji. Z Tōya-onsen pojechałem zobaczyć pobliskie wulkany, Usu-zan i Shōwa-shin-zan. Niestety, połączenie autobusem zostało zlikwidowane i w obie strony musiałem zapłacić 40 dol. za taksówkę. Wulkany te są główną atrakcją okolic jeziora Tōya. Rodzajem geograficznego "dziwu" jest najmłodszy wulkan Japonii, Showa-shin-zan. Zaczął on wyrastać na polu ziemniaczanym jednego farmera w 1943r. i rósł w tempie ok. 20cm na dzień, osiągając obecną wysokość 402m. Narodziny i rozwój wulkanu udokumentowane są w Muzeum Masao Mimotsu. Jak wynika z artykułów w anglojęzycznych ówczesnych gazetach, od właściciela ziemi z nowopowstałym wulkanem zażądano znalezienia sposobu na osłonę lub wygaszenie blasku bijącego z wulkanu, aby nie mógł służyć za punkt orientacyjny lotnictwu nieprzyjaciela. W pobliżu znajduje się drugi wulkan Usu-zan z kolejką linową na szczyt. Jego ostatnia erupcja w 1977r. zniszczyła poprzednią kolejkę i pokryła miasto Tōya-onsen 30-centymetrową warstwą popiołu. Z jednego miejsca widokowego na Usu-zan rozciąga się piękny widok na jezioro Tōya i Showa-shin-zan, a z drugiego na potężny, malowniczy krater wulkanu Usu-zan i odległy (po drugiej stronie zatoki Uchiura) wulkan Komagatake.
Późnym popołudniem dotarłem do Sapporo, a stamtąd pojechałem nocnym pociągiem do Wakanai, najbardziej wysuniętego na północ portu Japonii. Następnego ranka popłynąłem pierwszym promem na wyspę Rishiri. Należy ona do Narodowego Parku Rishiri-rebun-sorobetsu, który obejmuje wyspy Rishiri i Rebun oraz 27-kilometrowy pas wybrzeża Hokkaidō. W pierwszy dzień planowałem objechać wyspę rowerem (53 km) i zacząć wspinać się na położoną pośrodku wyspy górę Rishiri, a w drugi wejść na szczyt (dotrzeć przed wschodem słońca), zejść innym szlakiem, wrócić do Wakanai, a potem pojechać w głąb Hokkaidō. Ze względu na niepewną pogodę plany ograniczyłem do wejścia na Rishiri. Na wyspie, oprócz wspinaczki, innymi atrakcjami są oryginalne wioski rybackie wzdłuż skalistego wybrzeża, możliwość zobaczenia fok zwłaszcza w Senhoshi-miseki na południowym wybrzeżu, oraz dwa piękne jeziorka: Hime-numa i Otadomari-numa.
10km od Rishiri znajduje sie Rebun, najbardziej wysunięta na północ wyspa Japonii, zwana też "wyspą kwiatów". W sezonie, od czerwca do sierpnia, kwitnie tam ponad 300 gatunków kwiatów. Główną atrakcją są też szlaki turystyczne prowadzące wzdłuż skalnych urwisk zachodniego wybrzeża z odległymi wioskami rybackimi. Na Rishiri, szlak z Oshidomari na szczyt jest początkowo przyjemny i łatwy, lecz na jakąś godzinę przed szczytem staje się dosyć trudny z powodu znacznej erozji gruntu, a szczególną uwagę należy zachować po silnych deszczach. W ładną pogodę można zobaczyć oddaloną o 100km, rosyjską wyspę Sachalin. Następnego dnia udało mi się (jest to duża odległość) planowo dotrzeć do Kamifurano w Parku Narodowym Daisetsu-zan, który jest największym parkiem narodowym Japonii. Warto tutaj wspomnieć, dla wybierających się na Hokkaidō w zimie, że pobliskie Furano jest jednym z najsławniejszych ośrodków narciarskich w Japonii, a przez niektórych uważane nawet za najlepszy na świecie. Z pobliskiej miejscowości Tokachi-dake-onsen planowałem dojść do Shirogane-onsen, zaliczając po drodze aktywny wulkan Tokachi-dake. Obie te miejscowości słyną z gorących źródeł (sama nazwa "onsen" znaczy gorące źródło). Niestety, pogoda się popsuła i plany uległy zmianie. Przedpołudnie spędziłem więc kąpiąc się w naturalnym, gorącym kąpielisku w plenerze, tzw. rotenburo, o nazwie Fukiage. Jest ono bardzo popularne z powodu ładnego położenia w górach, a dodatkowej sławy przysporzyło mu kręcenie tam jakiegoś serialu telewizyjnego. Od razu wzbudziłem zainteresowanie (zresztą jak wszędzie gdzie bywałem) współkąpiących się, jako jedyny obcokrajowiec.
Gorące źródła są jedną z największych przyjemności dla podróżujących po Japonii, a szczególnie na Hokkaidō znajduje się ich niepowtarzalna gama, począwszy od kwaśnych po alkaliczne, od ciepławych po wrzące, od nowocześnie zagospodarowanych po dziury wykopane w żwirze górskich strumieni, od kąpieli w małych, drewnianych beczkach aż po wodospady Kamuiwakka-no-Taki. Są one wspaniałym sposobem na zrelaksowanie zmęczonych mięśni pod koniec długiego dnia wędrówki lub na rozgrzanie kości w zimny lub deszczowy dzień. Faktem jest, że nawet małpy lubią gorące kąpiele w Nagano.
Siedzenie nago w naturalnej, gorącej kąpieli z pluskającą wodą, w otoczeniu sielankowej scenerii i Japonek niekoniecznie musi być dla każdego sposobem na rozkoszne spędzenie czasu. Jednak sceptykiem pozostaje się tylko do momentu spróbowania. Po prostu każde źródło, czy to znajdujące się wysoko wśród bujnej, górskiej zieleni, przy jeziorach, przy kamienistych korytach rzek czy przy brzegu morskim ma swój niepowtarzalny urok. Polubiłem kąpiele w takich plenerowych miejscach od razu podczas pierwszego kontaktu z taką przyjemnością, nie tylko w Japonii, ale w ogóle. Podczas kąpieli nawiązałem rozmowę z dwoma Japończykami. Byli bardzo spragnieni kontaktu ze "światem zewnętrznym" więc zaprosili mnie na obiad, a potem oferowali się podwieźć mnie do Asahikawa skąd pojechałem do Sounkyo. Miejscowość ta jest głównym ośrodkiem Daisetsuzan i bazą wypadową dla wędrówek w głąb parku.
Dolina Sounkyo leży w północno-zachodniej części parku Daisetsuzan i jest największą doliną w Japonii, rozciągającą się na ok. 20km. Słynie ona z dwóch malowniczych wodospadów oraz z formacji wulkanicznych skał wysokich miejscami na 150m. W czasie lata, w miejscowości Sounkyo, odbywają się regularne przedstawienia tradycjonalnych tańców, śpiewów i religijnych rytuałów lokalnych mieszkańców - Ajnu - ludzi pierwotnie zamieszkujących Hokkaidō. Najbardziej popularne turystyczne szlaki w tym parku prowadzą poprzez wulkaniczne szczyty, pomiędzy Sounkyo a najwyższym szczytem Hokkaidō - Asahidake (2290 m). Wędrówkę w głąb parku ułatwia kolejka linowa z Sounkyo, a dalej wyciąg krzesełkowy. Park ten jest też jednym z najlepszych miejsc w Japonii do obserwacji kwiatów alpejskich. Dla Europejczyka park ten ma niepowtarzalną scenerię, gdyż wszystko wygląda tam jak "nie z tej ziemi". Z wieloma kolorami wulkanicznej ziemi mieszały się kolory wczesnej jesieni, dodając uroku długiej wędrówce. Zbliżając się do Asahidake od północno-wschodniej strony byłem zaskoczony zdumiewająco prostym wyglądem tej góry. Jest to stromy stożek o idealnie gładkim zboczu i szlaku prowadzącym w lini prostej na szczyt. Góra ta wygląda natomiast bardzo ładnie od strony kolejki linowej (płd.-zach.), z olbrzymimi wulkanicznymi głazami na jej zboczu oraz dymiącymi ujściami gazów i jeziorkiem u jej podnóża. Niestety, począwszy od szczytu aż do kolejki (ok. 1,5 godz.) schodziłem w potężnej ulewie i nie mogłem nawet uwiecznić tego pięknego widoku.
Swoją wędrówkę po tym parku przedłużyłem o odcinek Yukomambetsu-Teninkyo Onsen z pięknym widokiem na dolinę Teninkyo. Wybrałem się tam pomimo tego, że autobusy z Teninkyo jeżdżą dosyć rzadko i trzeba poświęcić jeden dzień na tę trasę oraz dotarcie do Asahikawa. W ten sposób zrekompensowałem sobie nieudany pobyt w Sounkyo gdzie widoczność była bardzo mała, przez co czułem się trochę zawiedziony. Widoki w Teninkyo wynagrodziły mi tę stratę z nawiązką bo akurat pięknie się wypogodziło tego dnia, a poza tym w tej dolinie, podobnie jak w Sounkyo, znajdują się dwa wspaniałe wodospady, które powiększyły kolekcję moich zdjęć.
Gazeta Klubu Polskiego w Japonii Nr 1 (28), luty 2003