gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

Dwa miesiące po trzęsieniu mamy więcej informacji co do szkód, jakie wyrządził potrójny kataklizm, ale dramat czyli wychodzenie z kryzysu nadal trwa. Liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 15,000 osób, a zaginionych 9,500 (dane z 13 maja 2011). Pomimo, że myśli się już o przyszłości i że zaczął się etap odbudowy, nadal jednak trwa akcja unieszkodliwienia reaktorów w elektrowni Fukushima. Okazuje się, że kryzys atomowy ma coraz większe skutki, które odczuwane są przede wszystkim jako zwiększone promieniowanie w produktach roślinnych wykrywane w różnych rejonach Tohoku i nie tylko. Napromieniowanie to chyba najpoważniejszy problem, ponieważ jego skutki będą miały wpływ na życie w kraju przez najbliższe, a nawet dalsze lata.

Dla Polaków jak i innych obcokrajowców mieszkających w Japonii trzęsienie było zapewne większym szokiem niż dla Japończyków, ponieważ nie przygotowywano nas do tego od dzieciństwa i większość osób nie jest aż tak oswojona z trzęsieniami. Do tego doszła obawa przed promieniowaniem, ponieważ na początku wydawało się, że sytuacja w Fukushimie wymyka się spod kontroli. Każdy z nas przeżył to indywidualnie i podejście to kryzysu różniło się w zależności od osoby.


Sytuacja po trzęsieniu była przede wszystkim bardzo ciężka w rejonie bezpośrednio dotkniętym w Tohoku i trudno mi o tym pisać, ponieważ tego nie przeżywałam bezpośrednio. Osoby mieszkające w Kanto nie straciły swoich bliskich, domów i majątków, jednak sytuacja była wyczerpująca psychicznie. Tokio jest położone tylko 240 km od Fukushimy, a więc po pierwsze trzęsienie w Tohoku było u nas bardzo silnie odczuwalne, a po drugie jego skutkiem były różne awarie, a także szczególnie uciążliwy brak energii elektrycznej. Przez pierwsze dni nie jeździły podtokijskie pociągi i nie mogłam pojechać do pracy. W związku z wyłączeniami prądu sklepy były bardzo krótko i nieregularnie otwarte, a poza tym wykupywano produkty (zdjęcie poniżej przedstawiające puste półki w tokijskim supermarkecie pochodzi z połowy marca br., później zaopatrzenie szybko wróciło do normy). U mnie wyłączano prąd dwa razy dziennie i wtedy nie było także wody i gazu. Nie wiadomo było, co wtedy robić, a w dodatku co chwile były silne trzęsienia wtórne. Usiłowałam np. jeździć na rowerze po parku, ale ludzi było wszędzie mało, atmosfera bardzo smętna i ciężko było to wszystko znieść.


Myślę, że tak jak każdy szukałam wtedy wiarygodnych informacji. Zaglądałam na różne strony internetowe, w tym także na stronę ambasady w Tokio. W dniu trzęsienia, dosłownie zaraz po otrzymałam z ambasady mail z pytaniem czy wszystko w porządku. Taki wyraz troski był miłym doznaniem w całej tej dramatycznej sytuacji. Telefony nie działały i tylko Internet i mail łączył nas między sobą i ze światem. Po paru dniach, kiedy w moim mniemaniu sytuacja była coraz bardziej niestabilna, brakowało podstawowych produktów, benzyny i czytałam o tym, że niektóre ambasady wysyłają swoich pracowników na zachód Japonii, skontaktowałam się z naszą ambasadą w celu uzyskania informacji czy przewiduje się ewakuację i czy obywatele polscy mogą w razie czego liczyć na jakąś pomoc. Od pracownika ambasady, który zrozumiał mój niepokój uzyskałam krzepiące informacje, że sytuacja na razie nie wymaga ewakuacji i że ambasada ma wiarygodne informacje nie potwierdzające zagrożenia promieniowaniem. Po jakimś czasie, kiedy miałam coraz więcej obaw, zadzwoniłam także do pani konsul, która udzieliła mi również wyczerpujących informacji na temat aktualnej sytuacji i zapewniła, że ambasada monitoruje sytuację na bieżąco. Wtedy także okazało się, że osoby które się niepokoją, mogą skorzystać z lotów czarterowych, ale ja nie byłam jeszcze wtedy zdecydowana na wyjazd. Byłam jej wdzięczna za to, że z cierpliwością wyjaśniła mi sytuację i zobowiązała się pomóc, gdybym chciała wyjechać. Później wszystko już rozgrywało się bardzo szybko. Po którymś kolejnym trzęsieniu wtórnym i kolejnym dniu bez prądu poczułam, że tracę grunt pod nogami i że muszę na chwilę od tego odpocząć. Zdecydowałam się nagle na wyjazd, zadzwoniłam do pani konsul i poprosiłam o informację o czarterach. Bałam się, że w tej nadzwyczajnej sytuacji nie będę mogła w normalny sposób kupić biletu. Otrzymałam mail z informacją o czarterach, ale były to loty typowo ewakuacyjne, a mnie zależało żeby pojechać w konkretne miejsce. Ponieważ jednocześnie zaczęły lepiej jeździć pociągi zdecydowałam, że bilet kupię sama. Zawiadomiłam panią konsul, że rezygnuję z czarteru i ostatecznie nie pojechałam po bilet do centrum Tokio tylko kupiłam go przez telefon od kolegi, który posiada w Tokio swoje biuro podróży. Michał był bardzo uprzejmy, że załatwił mi ten bilet i w ciągu kilku godzin miałam e-ticket i byłam gotowa do wyjazdu. Wyjeżdżałam z ciężkim sercem, z wyrzutami sumienia, że pozostawiam męża i koleżanki. Później jednak mąż także przyjechałdo Polski na urlop, spędziliśmy go w Skandynawii i to jakoś ostatecznie postawiło mnie na nogi.


Sytuacja kryzysowa w Japonii nadal trwa, chociaż nie odczuwamy jej już tak dramatycznie. Zaczyna się także czas refleksji. Każdy z nas był i jest w innej sytuacji życiowej i ma swoje osobiste przeżycia. Pojawiają się oceny krytyczne rządu japońskiego, a Polacy w Japonii oceniają ambasadę. Pojawiają się żale i krytyczne opinie. Nie ma jednak w Japonii żadnej zintegrowanej dużej organizacji polonijnej, która mogłaby reprezentować Polonię japońską, a jedynie grupy redagujące strony internetowe oraz różne inne grupy. Nie ma więc zatem żadnego reprezentanta ani reprezentacji, która mogłaby jednoznacznie wyrazić nastrój i opinię całej Polonii. Odczucia indywidualne mogą być różne, a jeśli są krytyczne, to myślę że dla dobra wspólnego, czyli dla naszego komfortu w sytuacjach kryzysowych w przyszłości – których jednak mam nadzieję że unikniemy – konstruktywne opinie i krytyka powinny być bezpośrednio dyskutowane z ambasadą. Moim zdaniem ambasada starała się sprostać trudnej chwili i pracownicy na 24-godzinnych dyżurach starali się przekazać niezbędne informacje. Pamiętam, że w tych ciężkich momentach byłam bardzo wdzięczna pani konsul za dodanie mi otuchy, za udzielenie informacji o sytuacji i lotach czarterowych. Z drugiej strony uważam, że strona internetowa ambasady powinna podawać aktualne informacje o skażeniu i inne ważne informacje z niezależnych źródeł, a nie tylko powołując się na źródła japońskie. Taka bieżąca informacja na pewno uspokoiłaby wielu rodaków zaniepokojonych sytuacją w Fukushimie. Aby znaleźć takie informacje wchodziłam na stronę ambasady USA. Na ich stronie pojawiał się także często ambasador, którego aktywne działanie było widoczne na stronie internetowej i to zapewne także dodawało otuchy Amerykanom. Ambasada amerykańska udostępniła swoim obywatelom także na życzenie jodek potasu, zastrzegając jednocześnie, że nie ma takiej sytuacji aby go zażyć, a u nas było to niemożliwe. Amerykanie organizowali też spotkania, na których specjaliści wyjaśniali sytuację i publikowali ich wypowiedzi na stronie. Oczywiście rozmiary i środki obu ambasad są bardzo różne i pewne działania byłyby u nas niewykonalne, ale może nasze ministerstwo mogłoby w tym szczególnym czasie ambasadę wspomóc i przysłać personel i specjalistów do pomocy.


Myślę, że wszyscy powinniśmy wyciągnąć wnioski z lekcji, jaką dała nam potrójna katastrofa. Po pierwsze Polacy mieszkający w Japonii powinni zadbać o to, aby ich dane były na liście kontaktowej w ambasadzie i zapewne wszyscy powinniśmy być lepiej przygotowani na ewentualność trzęsienia. Ambasada mogłaby lepiej informować na swojej stronie internetowej i pokazywać na niej działania swoich decydentów wyrażające troskę o Japonię i rodaków. Wnioski powinien wyciągnąć także rząd japoński, ale mam nadzieję, że o to zadbają Japończycy.


Puste półki sklepowe w jednym z Tokijskich supermarketów

Opublikowano w Aktualności
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się