Galeria
XXI wiek wcale nie musi być naznaczony piętnem wojen, nienawiści i antagonizmów międzyludzkich. Historia narodów uwikłanych w konflikty na tle wyznaniowym, kulturowym i rasowym nie powinna się powtarzać - niech pozostanie jedynie nauczycielką z atrybutem przestrogi.
Chyba każdy kochający rodzic pragnie, by jego dziecko żyło w pokoju, otoczone akceptacją i przychylnością ludzi, ale także by w życiu kierowało się tolerancją dla indywidualnych cech każdego człowieka i narodu wplecionego w kulturową mozaikę świata. To, w jakim stopniu dziecko będzie umiało akceptować i szanować indywidualne wartości każdego człowieka, zależy od atmosfery panującej w rodzinnym domu. Dziecko jest uważnym obserwatorem dnia codziennego, naszych działań, gestów i nastrojów. Próbujemy je wychować poprzez nakazy, słowa, ale najistotniejszy w kształtowaniu małego człowieka jest przykład jaki mu dajemy. Małe dziecko nauczymy troskliwości i wyczulimy na potrzeby słabszych, jeżeli w zatłoczonym pociągu tata ustąpi miejsce kobiecie ciężarnej, z dzieckiem na ręku czy jakiejkolwiek osobie słabszej fizycznie. Także to, w jakiej formie zwracamy się do naszych dzieci rzutuje na rozwój ich społecznych zachowań. Jeżeli dla dziecka, w jego naturalnym środowisku, zwroty grzecznościowe wymieniane między rodzicami są codziennością, nauczanie ich w przedszkolu nie będzie już konieczne, bo dziecko automatycznie, uczestnicząc w życiu rodzinnym, przyswaja je sobie. Trzeba pamiętać, że każdy dom stanowi naturalne laboratorium norm i zasad przyjętych za właściwe w danym społeczeństwie. Doświadczenia wyniesione z życia rodzinnego są głównym bagażem w jaki zaopatrujemy dziecko na całe życie. To, czy dziecko będzie umiało porozumieć się z ludżmi na płaszczyżnie wielokulturowej, w dużej mierze zależy od wzorców, jakie dostarcza mu obserwacja relacji między członkami najbliższej rodziny. Ich zachowania w różnych życiowych sytuacjach, troska i szacunek jaki świadczą względem siebie, stanowią dla młodego odkrywcy bardzo bogaty przekaz na temat akceptacji różnic.
Mój dwukulturowy syn - Fryderyk Shion - styka się w domu na co dzień z odmiennością wynikającą z różnic kulturowych Polski - kraju mamy i Japonii - kraju taty. Jednak jak dotąd, te zauważalne rozbieżności nie stanowią dla niego żadnej przeszkody w nawiązywaniu kontaktu z Japończykami w Japonii czy Polakami w Polsce. Dwukulturowość może być doskonałym polem doświadczalnym (i nielada testem dla rodziców) na przekazanie dziecku zasad tolerancji i rozwinięcia w nim poczucia wartości i godności ludzkiej. Takie postawy u dziecka kształtują rodzice poprzez wielorakie formy wyrażania miłości. Jeśli obdarujemy dziecko akceptacją w momentach kiedy stara się ono robić rzeczy, które w naszym rodzinnym kodeksie wartości zasługują na uznanie, zaszczepimy w dziecku przekonanie, że jest ono przez nas doceniane, a także, że podąża we właściwym kierunku. Niech będą to czyny malutkie, nieznaczne kroczki w budwaniu właściwych relacji międzyludzkich, ale jakże istotne dla tego, jakim człowiekiem dziecko przez nie się staje.
Półtoraroczny Fryderyk dokarmiał z przystani rybki i żółwie w stawie. Radośnie podskakiwał kiedy starsza pani podawała mu następne kuleczki białego chleba; tego, co ryby lubią najbardziej. Chłopiec otwierał dłoń i kolejna kuleczka pokarmu wędrowała do malutkich paluszków. W tym momencie z ust Fryderyka usłyszałam...nie, nie wyraźne „dziękuję”, ale „cici”. To głośne „cici” napawało mnie dumą, bo wiedziałam, że w jego dziecięcym języku „cici” oznacza podziękowanie. Po chwili wiatr targnął i strącił na pomost torbę pani od chlebka, a moje dziecko chwyciło ją i oddało starszej pani - znowu mówiąc „cici”, co w tym wypadku zabrzmiało jak „proszę”. Jestem mile zaskoczona zachowaniem synka i cieszy mnie to, że gesty, zaobserwowane w zamkniętej przestrzeni domowej, zaczął właściwie stosować w przestrzeni otwartej, w stosunku do osób, z którymi nie jest związany emocjonalnie. Starsza pani i ja pochwaliłyśmy Fryderyka za jego uprzejmość, bo trzeba pamiętać, że poprzez pochwały utwierdzamy dziecko w przeświadczeniu o słuszności jego postępowania i tym samym wskazujemy mu wartości wyznawane przez naszą rodzinę.
Czasami obowiązki domowe i zawodowe absorbują naszą uwagę na tyle, że nie starcza nam czasu na baczne obserwowanie poczynań i dokonań dziecka. Tym samym tracimy szansę na wydobycie z małego człowieka jego naturalnej skłonności do czynienia dobra. Dlatego warto pamiętać, że pielęgnowanie duchowych wartości dziecka jest równie ważne jak zaspokajanie jego potrzeb materialnych.
Pojawienie się w naszym życiu dziecka często powoduje diametralne zmiany także w naszej świadomości. Rzeczy, które były kiedyś dla nas powszednie i zwyczajne, które rzadko zauważaliśmy, odkrywamy na nowo patrząc na nie oczami naszego dziecka.
Największą przyjemność sprawiają mi wyjazdy z Fryderykiem, podróże, nawet te dalekie za góry i morza, do ludzi i miejsc mi drogich. (Nie będę tutaj omawiała prolematyki przygotowań do wyjazdu z małym dzieckiem, bo rodzic wie jak się spakować, zaplanować lot, jazdę pociągiem czy samochodem i każdy ma w tym względzie wiele własnych doświadczeń.) Podczas takich rodzinnych wypraw mamy okazję pogłębić wiedzę na temat swojego dziecka i siebie samych. Pokazując synkowi najpiękniejsze rejony Polski widzę jaki zachwyt wywierają one na nim i sama też ulegam ich czarowi. Poprzez wspólne kontemplowanie uroków przyrody dostarczam synkowi nie tylko nowych bodźców zmysłowych, które wspmagają jego rozwój umysłowy, ale również wzbogacam naszą sferę wspólych przeżyć. Pogłębiam więź emocjonalną jaka powstała między nami w chwili narodzin. Widok Bałtyku, fal obmywających małe nóżki malca, biały sypki piasek kryjący w sobie różnokształtne kamyki są dla Fryderyka tym, czym Ameryka była dla Kolumba; odkryciem świata nieznanego, nowego lądu. Świadomość bycia przewodnikiem dziecka po świecie i stwarzanie mu warunków pobudzających emocjonalnie i intelektualnie poprzez podróże, zwiedzanie muzeów, wyjścia do zoo, są dla mnie na tyle ważne, że nauczyłam się cenić każdą chwilę spędzoną z synkiem. Cieszę się, że we wczesnych latach dzieciństwa Fryderyka mogę mieć wpływ na kształtowanie jego osobowości. Muszę też przyznać, że synek niejednokrotnie zadziwiał mnie swoimi zdolnościami pedagogicznymi. Nasze wspólne i częste wyjazdy dostarczały nam okazji do nawiązywania kontaktów ze współpasażerami, bo Fryderyk zarażał podróżnych swoim uśmiechem, roztaczał wokół jakąś aurę przychylności i tym samym dawał wszystkim lekcję, że nawet w podróży trzeba się uśmiechać, pozyskiwać życzliwość otoczenia i burzyć niewidzialną szybę anonimowości.
Okazuje się, że twierdzenie, iż dziecko jest wdzięcznym uczniem lecz wymagającym nauczycielem ma w sobie wiele prawdy. Dorośli mogą przeglądać się w swoim dziecku niczym w czarodziejskim zwierciadle, które zawsze powie prawdę.
Gazeta polska w Japonii Nr 3 (48), czerwiec 2006
Zaloguj się, by skomentować
Komentarze
- PLUSK WODY DO STAREGO STAWU WSKOCZYŁA… Skomentowane przez ELZBIETA dodany czwartek, 08 listopad 2012 19:09 O stawie i żabie (Literatura, Język)
- Chcialbym na poczatku powiedziec, ze naprawde… Skomentowane przez Seweryn Karłowicz dodany piątek, 24 sierpień 2012 04:47 Tematyka spotkania polonijnego w ambasadzie 5 lipca br. (AKTUALNOŚCI)