gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

Rozmowa z Hanną Polańską –„Polska rodzina w Japonii” Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(8 głosów)

Hanna POLAŃSKA

Urodzona w Poznaniu, ale w wieku 3 lat rodzice przenieśli się do Warszawy, czyli prawie warszawianka. Studia i doktorat na Politechnice Warszawskiej na Wydziale Chemii. Pracowała na tym wydziale prawie 20 lat, a w międzyczasie odbyła staż-stypendium w Japonii na uczelni Tokyo Institute of Technology (Tōkyō kōgyō daigaku - Tōkōdai). Obecnie pracuje w firmie zajmującej się produkcją i serwisem automatów do zdjęć potrzebnych do rożnych dokumentów i paszportów.

 mniejszeHania

Gazeta.jp POLONIA JAPONICA: Na początku chciałabym zapytać, ile lat mieszkasz już w Japonii i jak to się stało, że tutaj zamieszkałaś wraz ze swoją rodziną? Czy Twój przyjazd był związany z Twoją lub męża pracą w Japonii? Czy przyjechaliście od razu razem i z córką? Co zdecydowałaś się zostawić w Polsce?

Hanna Polańska: Na stałe jestem od 1993 roku, czyli już ponad 20 lat. Mój mąż pracował w firmie w Tokio na długo przed tym, zanim my się tu pojawiłyśmy. My dołączyłyśmy do niego właśnie w 1993 r., gdy moi najbliżsi w Polsce tzn. brat i rodzice już nie żyli i właściwie nie miało sensu dłuższe mieszkanie na odległość. A poza tym Ola, nasza córka, była wtedy w wieku szkolnym i trzeba było zadecydować gdzie będzie chodziła do szkoły, w Polsce czy w Japonii. Po długich namysłach i konsultacjach z zaprzyjaźnionymi osobami doszliśmy do wniosku, że może jest to dla Oli niezwykła szansa na poznanie dość trudnego języka na poziomie drugiego języka ojczystego. I w ten sposób wszyscy wylądowaliśmy w Japonii.

HaniaPolanska2

 

GPJ: Jak wyglądały Wasze pierwsze lata w Japonii? Czy we wczesnym okresie nie czułaś się tutaj obco? Czy polubiłaś Japonię od razu? Na jakie trudności napotykaliście na początku pobytu?
H.P.: Wydaje mi się, że nie było specjalnie dużych problemów z aklimatyzacją w Japonii. Wynikało to pewnie z faktu, że już wcześniej rok tutaj mieszkałam (stypendium UNESCO), a poza tym w czasie jednej z podroży statkiem do Japonii poznałam Japonkę, która miała raczej światowe podejście do cudzoziemców i w razie problemów związanych z codziennym życiem zawsze mogliśmy liczyć na jej pomoc. A potem, chcąc nie chcąc, musiałam się nauczyć poruszać w japońskim środowisku chociażby za sprawą wizyt w szkole, do której chodziła Ola. To była zwykła szkoła publiczna, najbliższa naszego miejsca zamieszkania (tzw. szkoła dzielnicowa, czyli kuritsu shōgakkō) i co pewien czas odbywały się tam spotkania z nauczycielami, a raz na kwartał nauczyciel przychodził do domu. Niestety w tej szkole nikt nie mówił po angielsku a moja znajomość japońskiego była na poziomie mniej niż podstawowym. Może właśnie przez to zmuszona byłam do trenowania języka. Oczywiście problemem zawsze były i są różne oficjalne pisma urzędowe. Teraz co prawda jest łatwiej, bo zawsze możemy liczyć na Olę, która zna japoński jak rodowita Japonka. Tak jak większość cudzoziemców na początku nie mogliśmy wynająć mieszkania i w tym pomagała firma męża. Gdy dostaliśmy wizę pobytową sytuacja uległa zmianie i teraz sami możemy załatwiać wiele spraw.

HaniaPolanska3

 

GPJ: Wiele osób przyjeżdżających do Japonii to japoniści, którzy znają język i jest im dużo łatwiej niż osobom o innych zawodach. Nie jesteście japonistami, jak sobie zatem poradziliście z językiem?

H.P.: Zgadza się. Moja znajomość języka opierała się na 2 latach kursu japońskiego w Warszawie. I choć trochę podstaw tego języka zdobyłam, to był to tzw. język książkowy, który z żywym miał mało wspólnego. Ale jak wspominałam wcześniej, potrzeba zmusza człowieka do działania i języka najlepiej uczyć się poprzez praktykę.

 

GPJ: Czy możesz opowiedzieć o pracy zawodowej Twojej i męża?

H.P.: Mój mąż już jest na emeryturze, ale wcześniej pracował w oddziale japońskim firmy angielskiej. Ja też zaczęłam tam pracować, ale dopiero jak Ola już się trochę usamodzielniła. Teraz nadal tam pracuję, chociaż nie w swojej dziedzinie (chemia), a w dziale finansowym.

 

GPJ: Twoja córka Ola chodziła do japońskich szkół i studiowała na japońskim uniwersytecie. Najpierw chciałabym zapytać, jak Ty dawałaś sobie radę jako mama? Mam na myśli zwłaszcza szkołę, kiedy trzeba przygotowywać obentō, chodzić do szkoły na zebrania, uczestniczyć w różnych szkolnych imprezach i być w stałym kontakcie z nauczycielami, często także z innymi rodzicami. W Japonii rodzice, a raczej głównie matki, są bardzo zaangażowane w życie szkolne. Pamiętam z własnego doświadczenia jak trudno to pogodzić z pracą.

H.P.: Chyba mi się trochę udało bo obenta nigdy nie przygotowywałam. W szkole podstawowej i średniej były tzw. kyūshoku i tu ciekawostka. W podstawówce w Ikebukuro, pani która ustalała menu, czyli po naszemu dietetyczka, postanowiła zrobić dzień polski. W tym celu zaprosiłam ją do domu i pokazałam jak się robi barszcz i pierogi. Od tej pory, mimo iż ona jest już na emeryturze, jesteśmy nadal w kontakcie i przynajmniej 2 razy w roku się spotykamy wraz z jej przyjaciółkami (przeważnie u mnie na obiedzie). Najgorzej wspominam dzień zabawy dzieci z rodzicami w szkole podstawowej, bo nigdy nie byłam specjalnie wysportowana i czołganie się przez wąską rurę spowodowało, że miałam rany na kolanach. Ale poza tym jakoś dawałam sobie radę z zebraniami i z rozmowami z nauczycielami, a nawet byłam w PTA (Parent-Teacher Association), bo to było niejako obowiązkowe zadanie dla rodziców.

 

GPJ: Jak radziła sobie na początku Ola i jak potem przebiegała jej edukacja?

H.P: Ola zaczęła pierwszą klasę szkoły podstawowej od września (czyli od 2 okresu), bo przyleciałyśmy dopiero w lipcu 1993 roku. Przez pierwszy tydzień chodziłam z nią do szkoły, aby ewentualnie zapisać pracę domową lub inne informacje, które podaje nauczyciel. Byłam dość powolna w pisaniu wiec zapamiętywałam lub robiłam notatki po polsku. W każdym razie po tygodniu Ola postanowiła się usamodzielnić i „zabroniła” mi pojawiać się w szkole. I to jest niesamowite jak szybko nauczyła się znaków mimo, że dopiero startowała. My staraliśmy się jej pomagać w rożnych przedmiotach poza japońskim, ale właściwie nie było to potrzebne. Doszliśmy też do wniosku, że nie będzie chodziła do juku (specjalne szkoły prywatne oferujące dodatkowe zajęcia), bo to zbyt duże obciążenie i tak skończyła podstawówkę i szkołę średnią. W sprawie wyboru liceum doradził nam jej nauczyciel od japońskiego, który uważał, że międzynarodowe liceum Toritsu kokusai kōkō jest w sam raz dla niej, gdyż chodzą tam cudzoziemcy wykształceni w Japonii i Japończycy po dłuższym pobycie za granicą. Poza tym liczba nauczycieli przypadająca na jednego studenta jest tam dwa razy wyższa niż w normalnym liceum, a więc istnieje możliwość lepszej opieki, czy też indywidualnej nauki w przypadku trudności w jakimś przedmiocie.

Uniwersytet wybrała sama i choć wszyscy namawiali ją na Uniwersytet Tokijski poszła na Wydział Prawa na Wasedzie (Waseda daigaku).

HaniaPolanska4                      

GPJ: Co sądzisz o japońskim systemie edukacji? Masz porównanie, ponieważ Ola studiowała także w Europie. Gdzie efektywniej Twoim zdaniem kształcą, a gdzie studia są przyjemniejsze?

H.P: Jest wiele dobrych stron w systemie edukacji, jak choćby sprzątanie klasy czy nawet korytarzy (uczy szacunku do pracy), ale też pewne reguły są zbyt sztywne. Pamiętam, jak toczyłam bój, aby Ola mogła w zimie nosić rajstopy i na nie dopiero podkolanówki lub długie spodnie, albo żeby na wycieczce szkolnej w czerwcu pozwolono jej założyć czapkę, gdyż jak wiadomo my Europejczycy mamy inną karnację i szybciej się opalamy. Nie lubiła też zajęć dodatkowych (badminton), gdyż starsze koleżanki (sempai) traktowały ją jak „służącą”, czyli osobę do podawania piłek lub sprzątania boiska. W końcu z tych zajęć zrezygnowała.

 

GPJ: Ola jest już dorosłą osobą, pracuje zawodowo. Jest Polką, ale wychowała się w Japonii, czyli jest osobą dwu-kulturową. Jak sądzisz, jakie to daje jej korzyści? Czy są też jakieś minusy takiego wychowania? Gdzie Ola czuje się u siebie?

H.P.: Na pewno ma szersze spojrzenie na kraje i ludzi i lepiej rozumie pewne zachowania. Łatwiej też się jej dostosować do sytuacji w towarzystwie czy w pracy i wie czego nie powinno się robić, a co wypada. Minusem tej dwu-kulturowości jest zaś to, że tak naprawdę nie jest ani w 100% Polką ani Japonką i choć pewnie w każdym kraju dałaby sobie rade, to tam gdzie reguły gry (np. w pracy) są bardziej brutalne, byłaby narażona na potężny stres.

 

GPJ: Utrzymujecie relacje towarzyskie z Japończykami, a także różnymi obcokrajowcami mieszkającymi w Japonii. Z kim Ci łatwiej znaleźć wspólny język? Jak sądzisz, czy narodowość, kultura mają wpływ na relacje międzyludzkie (mówi się na przykład, że Japończycy są bardzo nieprzystępni), czy raczej zależy to od charakteru człowieka?

H.P: Wydaje mi się, że tak naprawdę ludzie wszędzie są tacy sami i tylko od charakteru człowieka zależy, czy chce utrzymywać bliższe czy dalsze relacje z cudzoziemcami. Mamy bardzo zaprzyjaźnionych Japończyków i zawsze możemy liczyć na ich pomoc ale i takich którzy trzymają się na dystans. Oczywiście lepiej zna się zwyczaje i zachowania Europejczyków i nie trzeba być tak „czujnym” w kontaktach niż w przypadku Japończyków, zwłaszcza starszej generacji, którzy nadal zwracają uwagę zarówno na treść jak i na formę wypowiedzi.

 

GPJ: Większość Polaków, a dokładniej przynajmniej dotąd - kobiet, mieszka w Japonii z powodu zawarcia małżeństwa z Japończykiem. Mam wrażenie, że w ostatnich latach pojawia się w Japonii także coraz więcej mężczyzn, jednak rodziny polskie są nadal nieliczne. Jakie musieliście pokonywać trudności jako zamieszkała w Japonii rodzina?

H.P: Właściwie nie przypominam sobie specjalnych trudności, no może poza oczywistymi problemami językowymi. Ale tak z perspektywy czasu to w zasadzie w każdym urzędzie traktują człowieka i petenta przyjaźnie i jeżeli ma się wszystkie wymagane dokumenty to sprawa zawsze będzie załatwiona.

 

GPJ: Myślę, że udało Wam się to, co nie jest łatwe do realizowania nawet dla Japończyków. Wasza córka otrzymała staranne wykształcenie, wybudowaliście także tutaj dom. Jak się mieszka w japońskim domu?

H.P: Rzeczywiście, najbardziej cieszy nas to, że Ola mogła dzięki stypendium z Wasedy wyjechać na studia do Cambridge i zdobyć wykształcenie, które w świecie jest bardzo cenione. Pracuje zresztą w firmie, która ma kontakty z całym światem.

Długie lata mieszkaliśmy w wynajętych mieszkaniach (manshon w Ikebukuro i dom w Otsuce na Yamanote Line), ale jak w końcu zdecydowaliśmy się na mieszkanie w Japonii to postanowiliśmy płacić sobie, a nie komuś. Szukanie domu zajęło nam około pól roku. Przejechaliśmy prawie całe Tokio (oczywiście poza centrum z wiadomych względów) i kawałek Chiby, traktując to jako jednodniowe wycieczki w nieznane. Wybieraliśmy zarówno miejsca z ogłoszeń, które dołączane są do gazet, jak i z Internetu. Naszym celem było znalezienie miejsca z w miarę dobrym dojazdem do mojej firmy oraz do Tokio. I takim miejscem okazała się mała miejscowość w Saitamie. Żyje się tu naprawdę komfortowo w ciszy i zieleni. Dom został zbudowany przez firmę japońska, więc jest zimny w zimie i gorący w lecie, ale on już stał więc wielkiego wyboru nie mieliśmy. Mamy tutaj zaprzyjaźnionych sąsiadów - zarówno cudzoziemców jak i Japończyków. Wkrótce też okazało się, że w pobliżu powstają wielkie centra handlowe (Ikea, Costco, Lalaport i Aeon Laketown) i w zasadzie obecnie wszystkie zakupy można zrobić w odległości 15 minut samochodem. A jak mamy ochotę pojechać do metropolii, to wszędzie jesteśmy w stanie dostać się pociągiem w ciągu godziny czy półtorej.

HaniaPolanska5

 

GPJ: Jak według Ciebie Japonia zmieniła się w ciągu Twojego tutaj pobytu?

H.P.: Zmieniła się bardzo i nie chodzi mi o krajobraz, tylko o ludzi. Moje pierwsze spotkanie z Japonią miało miejsce ponad 30 lat temu. Z tego co pamiętam, cudzoziemiec był rzadkością i większość Japończyków od nas stroniła. Trudno było spotkać kogoś, kto mówił po angielsku, a teraz jak dłużej się zastanawiasz przed automatem z biletami, to od razu ktoś oferuje pomoc. Ale są też minusy. Kiedyś, jak ktoś kogoś potrącił, mówił od razu przepraszam. Ostatnio nie jest to już regułą. Lepiej czy gorzej? Nie wiem, ale chyba wolę tak, jak było kiedyś. No i jest jeszcze coś, czego nie lubię. W prawie każdym wagonie w pociągu są miejsca dla osób z pewnymi ułomnościami. Ale nie zdarzyło mi się (poza jednym przypadkiem w ciągu miesiąca, a codziennie dojeżdżałam do pracy), aby ktoś ustąpił mi miejsca, jak stałam przed nim podpierając się laską. W jakim więc celu są te miejsca dla ludzi „specjalnej troski”?

 

GPJ: Czy w związku z posiadaniem tutaj własnego domu uważasz Japonię za swoje miejsce na ziemi?

H.P.: To trudno powiedzieć, ale na razie wygląda, że tak.

 

GPJ: Dziękuję za rozmowę.

H.P.: Dziękuję również.

Rozmawiała Ewa Maria Kido

Zaloguj się, by skomentować
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się