W okresie Edo teatr Nō i komedie Nō (jak nazywano Kyōgen) znalazły się pod patronatem szogunatu i stały się ulubioną rozrywką klasy samurajów, z której wielu poświęciło się ich studiowaniu i występowaniu na scenie w charakterze aktorów czy muzyków. Powstaje też w tym czasie wiele trup teatralnych, z których tylko kilka przetrwało do dnia dzisiejszego i reprezentują one odrębne szkoły istniejące w ramach rodzin, pielęgnujących tę sztukę przez pokolenia.
W początkowym okresie swego istnienia przedstawienia teatru Kyōgen były improwizowane na scenie, później zaczęto teksty spisywać, tworzyć nowe i przygotowywać się do występów. Istnieje obecnie sto osiemdziesiąt sztuk, których autorzy przeważnie są nieznani, a ich treścią są obyczaje danej epoki i sceny z życia zwykłych ludzi jak na przykład: żona, mąż, słudzy i ich panowie, wieśniacy, bonzowie, ludzie upośledzeni fizycznie, ale też demony, duchy i diabły. Kostiumy i słownictwo teatru zachowane zostało w takiej formie w jakiej zaistniały.
Obecnie można obejrzeć teatr Kyōgen również jako odrębne i niezależne od Nō przedstawienie, a Mansai Nomura (wnuk "żyjącego skarbu narodowego", aktora Kyōgen - Manzō Nomura) odważył się pokazać tradycyjny Kyōgen w nowoczesnej formie teatralnej. Co więcej, wybrał do tego celu szekspirowską "Komedię pomyłek", bo jak powiedział w wywiadzie dla Public Theater (Sierpień 2002) "chciał stworzyć nową formę teatru szekspirowskiego w sposób, w jaki tylko Japończycy mogą to zrobić, nie powielając sposobów zachodnich". I udało się mu to, bo jego sztuka pt. "Kyōgen pomyłek" odniosła sukces nie tylko na scenie tokijskiej, ale również w londyńskim teatrze The Globe, gdzie publiczność podobno sprawiła mu po występie huczną owację pokrzykując leitmotif sztuki - "yayakoshiya!" (ale skomplikowane!).
Przedstawiamy naszym Czytelnikom jedną ze stu osiemdziesięciu tradycyjnych sztuk teatru Kyōgen, która ani w swej treści, ani w formie nie zalicza się do skomplikowanych.
Tojad przełożyła Judyta Yamato |
Występujące osoby: Pan, słudzy: Tarōkaja i Jirōkaja.
Pan: Mam coś do rozkazania swym sługom więc zawołam ich tutaj. (Woła) Gdzie jest Tarōkaja!?
Tarōkaja: Tutaj!
P: Przyprowadź też Jirōkaję.
T: Według rozkazu. (Woła) Jirōkaja chodź tu!
Jirōkaja: Jestem!
P: Mam dla was rozkaz. Wychodzę a wy obaj dobrze pilnujcie domu.
Obaj: Według rozkazu!
P: Przed wyjściem powierzę wam coś. Zaczekajcie.
Obaj: Tak panie!
P: (Przynosi ze sobą czarną puszkę.) Pilnujcie tego dobrze.
T: A co to jest?
P: Tojad. Najniebezpieczniejszy jaki tylko istnieje. Nawet lekki powiew wiatru z jego kierunku może zabić człowieka, więc lepiej trzymajcie się z daleka.
T: A dlaczego Pan trzyma to tak bez strachu?
P: Dobre pytanie. Jest on lojalny wobec swego Pana, ale śmiercionośny dla wszystkich innych, którzy się zbliżają, więc uważajcie.
Obaj: Zrozumiano!
P: Wrócę niedługo. (Wychodzi)
Obaj: Czekamy z niecierpliwością!
T: No przyjacielu, Pana nie ma, możemy rozmawiać bez skrępowania.
J: Tak, mówmy spokojnie.
T: Przede wszystkim usiądźmy.
J: Usiądźmy.
T: Zawsze gdy wychodzi, bierze z sobą jednego z nas. Jak myślisz, czy ten tojad jest aż tak ważny, że obaj musimy go pilnować?
J: Masz rację. Jest to bardzo cenny tojad i musimy pilnować go obaj.
T: Oj, niebezpiecznie. (Oddala się nieznacznie)
J: Co się stało?
T: Wiatr zawiał z jego kierunku.
J: Przecież w ogóle nie ma wiatru.
T: Więc jesteśmy bezpieczni. Chcę zobaczyć tego tojada.
J: Co za bzdury opowiadasz! Pan powiedział: "mimo, że właściciel jest bezpieczny, to gdy dotknie go kto inny, ginie". Nie rób tego, bo będziesz żałować.
T: Może masz rację, ale gdy spytają w moim domu, jak wygląda ten tojad, to co wtedy im powiem? Muszę koniecznie go zobaczyć.
J: Rozumię cię. Ale uważaj, bo nawet lekki powiew z jego kierunku może cię zabić.
T: Wiatr może nas zabić więc zrobimy wiatr w przeciwnym kierunku i zobaczymy go.
J: Wiatr w przeciwnym kierunku?
T: Tak. Ja wachluję, a ty otwierasz puszkę.
J: Ty wachlujesz, a ja otwieram puszkę!?
T: Tak. Wachluję, wachluję...
J: Otwieram, otwieram... Już otwarta. (Szybko się cofa)
T: (Zagląda do środka) Muszę powiedzieć, że to nie jest istota żyjąca.
J: Dlaczego tak myślisz?
T: Gdyby to było coś żyjącego, to by wyskoczyło. To nie może być istota żyjąca.
J: Masz rację.
T: Popatrzmy więc dokładnie.
J: Tak, zajrzyjmy do środka.
T: Wachluj z całej siły.
J: Wachluję, wachluję...
T: Wachluj, wachluj... Już zobaczyłem!
J: Co zobaczyłeś?
T: Coś białawego. Teraz chcę zjeść tojada.
J: Co za bzdury opowiadasz! Przecież Pan powiedział...
T: Mam obsesję na punkcie tojada. Koniecznie muszę go zjeść.
J: Idźże! Zganią nas, gdy zdarzy się coś niedobrego podczas nieobecności Pana. Nie rób głupstw. (Próbuje go zatrzymać.)
T: Nie przejmuj się. Puść mnie. (Chwilę szamocą się i mocują. Tarōkaja wyrywa się i zmierza w kierunku puszki.)
J: Co za nieszczęście, zaraz zginie!
T: (Posługując się wachlarzem jak łyżeczką nabiera zawartości i smakuje, mlaszcze językiem, uderza się w głowę i siada). Nie do wytrzymania! To jest niesamowicie smaczne!
J: Co mówisz?! Smaczne?! Co to jest?!
T: Zwykły cukier.
J: Cukier? To ja też chę spróbować.
T: Spróbuj.
J: Naprawdę cukier. Pan nas oszukał.
T: Nie jedz sam. Daj mi. (Bierze puszkę i oddala się) Jakie smaczne. Nie mogę przestać jeść.
J: Nie jedz sam. Teraz daj mi. (Bierze puszkę i oddala się)
T: Daj mi!
J: Daj mi!
Obaj: Daj mi! Daj mi!
T: (Zagląda do środka) To ty zrobiłeś, puszka jest pusta. Gdy Pan wróci, powiem co zrobiłeś.
J: To ty zacząłeś. Powiem wszystko Panu.
T: Żartowałem. Ale musimy się jakoś wykręcić.
J: Ciekawe w jaki sposób?
T: Mam dobry pomysł. Weź ten arkusz kaligrafii z tokonoma1 i podrzyj go.
J: Co?! Co za bzdury opowiadasz! Nie dość, że wyjedliśmy cukier, to teraz mam niszczyć ulubioną kaligrafię Pana?!
T: To po to aby się wykręcić. Drzyj.
J: Aby się wykręcić? No to już. (Drze arkusz)
T: Teraz potłucz tę czarę tenmoku2, która stoi na stoliku.
J: Co?! Już podarłem kaligrafię, a teraz mam tłuc czarę?
T: To po to aby się wykręcić. Pomogę ci. (Tłuką czarę i śmieją się)
J: Całkiem potłuczona.
T: A teraz może połamiemy stolik.
J: Zgoda. (Śmiejąc się wskakują na stolik)
T: Całkiem połamany. Gdy wróci Pan, płaczmy głośno.
J: Czy płacz tu pomoże?
T: Bardzo pomoże. Zaraz wróci. Usiądźmy tu.
P: Nie było mnie długo w domu. Co też tam porabiają moi słudzy? Hej! Tarōkaja, Jirōkaja. Już jestem!
T: (Szeptem) Już wrócił. Płacz, płacz.
J: Dobra. (Obaj płaczą)
P: Co się stało? Nie witacie mnie tylko płaczecie.
T: Powiedz panu.
J: Nie, to ty powiedz.
P: Któryś z was niech mi wreszcie powie co się stało.
T: No to ja powiem. Gdy Pan wyszedł poczuliśmy smutek. Jirōkaja zaproponował abyśmy się mocowali, ale ja nie umiem się mocować i nie chciałem. Wtedy on złapał mnie za ramiona i podniósł. Upadłem na ziemię, a upadając chwyciłem się tej kafigrafii w tokonoma i...
J: Tak, tak było... i podarł ją. (Obaj płaczą)
P: Co?! Moją ulubioną kaligrafię! Już ja wam pokażę!
T: Ale to nie wszystko. Potem on objął mnie i rzucił na stolik z czarą i...
J: Tak, tak... i potłukł ją. (Obaj płaczą)
P: O wy! Nienawidzę was! Moją ukochaną czarę!
T: Byliśmy pewni, że Pan nas zabije za to, więc chcieliśmy umrzeć i zjedliśmy tojada.
J: Tak, tak. Zjedliśmy tojada.
T: Pierwsze spróbowanie nie zabiło nas.
J: Drugie sprobowanie nie zabiło nas.
T: Trzecie też.
J: Czwarte też.
Obaj: Dziesiąte też nie zabiło nas. Puszka pusta, a my całkiem zdrowi. (Płaczą)
P: (Obnaża swe lewe ramię i uderza się w nie wachlarzem. Podchodzi do sług.) Całkiem zdrowi! No, to ja wam pokażę!
(Tarōkaja i Jirōkaja uciekają.)
Gazeta Klubu Polskiego w Japonii Nr 5 (26), październik 2002