gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

Bolesna lekcja - „Nasza klasa” w Tokio Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(1 głos)
Osnuty na historii wydarzeń w Jedwabnem dramat Tadeusza Słobodzianka „Nasza klasa. Historia w XIV lekcjach” trafił na scenę tokijskiego teatru Bungaku-za. Stało się tak za sprawą teatrolożki pani Kaori Nakayama, która w 2009 roku obejrzała w Londynie światową prapremierę sztuki i zaproponowała teatrowi przygotowanie jej japońskiej wersji. Pani Nakayama przetłumaczyła nawet dramat z angielskiego, jednak inscenizacja doszła do skutku dopiero po powstaniu bezpośredniego przekładu tekstu z języka polskiego, dokonanego przez zasłużonego tłumacza i polonistę dra Koichiego Kuyamę.

Siedziba teatru Bungaku-za znajduje się w centrum Tokio, w drewnianym budynku, który liczy sobie 62 lata. Pierwotnie służył on jako sala prób, potem powstała tu scena. Dziś jest to przestrzeń teatralna o specyficznej atmosferze, oferująca jedyne w swoim rodzaju skrzyżowanie awangardy z zabytkowością. Obok wejścia piętrzą się staroświeckie, drewniane schowki na buty, a do wysokiej, ciemnej sali teatru, obwieszonej czarnymi płótnami, wchodzi się po kilku schodkach, prowadzących z ciasnego przedsionka. W dusznym powietrzu unosi się stęchły zapach starego drewna. Ten zapach budzi skojarzenie ze strychem, z ciemnymi zakątkami jakichś przechowalni rzeczy z przeszłości. Teatr jest niewielki, może pomieścić około 160 osób, na widowni ustawiono składane krzesła. W czasie przerwy widzowie wychodzą przed budynek, można przysiąść na murku sąsiedniej posesji, a kilka metrów dalej biegnie ruchliwa, wielkomiejska ulica. Opisuję to wszystko szczegółowo, bo okaże się, że taka sceneria potęguje efekt przedstawienia: oto przeszłość i teraźniejszość splatają się w jedno, zacierają się granice czasu i przestrzeni.

Dramat Tadeusza Słobodzianka opowiadao losach dziesięciu osób, Polaków i Żydów, uczniów tej samej klasy w szkole powszechnej w małym mieście, od lat 20. ubiegłego stulecia do czasów współczesnych. Każda „lekcja” to jednocześnie kolejny etap historii Polski. Pamięć historii rozpisana jest na głosy poszczególnych postaci, które składają swoje relacje o wydarzeniach. W dramacie nie ma głównego bohatera, każda z postaci jest równie ważna. Można powiedzieć, że bohaterem jest grupa, zbiorowość, ale autor pokazuje, że zbiorowość zawsze składa się z jednostek, ponieważ niezależnie od wszelkich dziejowych zawieruch i uwarunkowań politycznych życie i śmierć to doświadczenia indywidualne. 

„Nasza klasa” przedstawia eskalację nienawiści i dyskryminacji prowadzącą do zbiorowego mordu, który jest kulminacyjnym wydarzeniem dramatu, ale nie jego zakończeniem. Życie toczy się dalej. Przynależność do „naszej klasy” będzie tragicznym obciążeniem, od którego nikt nie uwolni się aż do śmierci. Losy ludzi są integralnie związane z wydarzeniami historycznymi, ale historia nie tłumaczy do końca ich czynów. Dramat nie wyjaśnia, dlaczego jedni stali się katami, a drudzy – ofiarami, raczej pokazuje okrucieństwo wydarzeń i nieodwracalność ich skutków. Wyciągnięcie wniosków pozostawiono widzom. Nakręcanie spirali śmierci rozpoczyna się chyba w momencie, gdy w tej samej, małej klasie jedni odmawiają katolicką modlitwę, a drudzy zostają odesłani do tylnych ławek. W tym dramacie religia nie przynosi nikomu ukojenia. 

Wobec skromnej, ascetycznej wręcz scenografii dramatyzm widowiska opiera się przede wszystkim na grze aktorskiej, sztuce słowa i pracy wyobraźni. Główne rekwizyty, ławki szkolne, zostały maksymalnie wykorzystane jako dodatkowy, symboliczny środek ekspresji. W drugiej części spektaklu ułożone w wysoki stos stają się wręcz monumentem.
Aktorzy grają swoje role dramatycznie, z pełną powagą, z dużą dozą realizmu wczuwają się w odtwarzane postacie. Na scenie dzieje się bardzo wiele: bohaterowie bawią się, cieszą, kochają, nienawidzą, zabijają, gwałcą, mszczą się, cierpią... Sceny pokazujące konkretne wydarzenia przeplatają się z retrospekcjami i monologami postaci żywych i nieżyjących. Spektakl angażuje widza emocjonalnie, porusza do głębi. 

Reżyserowi udało się zmieścić dużą ilość dialogów i wielowątkową akcję w dwu godzinach. Tempo rozwoju akcji jest więc szybkie, jednak druga część przedstawienia traci na dramatyzmie, jest przeładowana tekstem, męcząca. Ale czy mogłaby być inna?
Wydaje się, że główną intencją reżysera było pokazanie japońskim widzom tragicznej lekcji z historii odległego kraju w sposób czytelny i możliwie zrozumiały. Pomaga w tym staranny przekład utworu, nawet teksty piosenek zostały przetłumaczone na japoński, po polsku rozbrzmiewa tylko Tango Milonga. Inscenizacja jest wierna oryginałowi, a w programie zamieszczono krótkie kalendarium wydarzeń związanych z poszczególnymi epizodami oraz wyjaśnienia pomagające w zrozumieniu treści. 

Twórcy tokijskiej „Naszej klasy” w pełni sprostali wyzwaniu rzuconemu przez autora dramatu. Takiego spektaklu łatwo się nie zapomina.
Oglądaną w Tokio „Naszą klasę” osobiście odbieram jako przestrogę: i ja mogę stać się ofiarą, i ja znajduję się po stronie katów. Jaki był/ jest/ będzie skromny margines pozostawionej mi wolności wyboru? Czy sprostam i czy uda mi się dojść do momentu własnej śmierci z czystym sumieniem?
                                                                                                  Renata Mitsui

Na „Naszą klasę” wybrałam się z koleżanką w ciepły i pogodny czwartek. Widzów wpuszczono do starego teatru pół godziny przed rozpoczęciem spektaklu. W niedługim czasie wszystkie miejsca na kameralnej, ale bardzo przytulnej sali, się zapełniły. Rozpoczął się spektakl. Niemal z każdą minutą, każdą kolejną kwestią aktora i gwałtownym narastaniem napięcia coraz trudniej było wytrzymać. Psychiczne i fizyczne, ponieważ duchota panująca w teatrze (wyłączono klimatyzację, drzwi też szczelnie zamknięto - do dziś się zastanawiam, czy był to zamierzony efekt) doskonale współgrała z gorącem czerwcowego dnia 1941 roku, kiedy rozegrały się dramatyczne wypadki w Jedwabnem.

Pierwsza rzecz, która uderza widza polskiego to język. Aktorzy mówią współczesnym językiem japońskim, przez co stają się bardziej uniwersalni. Nie ma prymitywnego i prostackiego Władka, mniej zauważalna jest zmiana Racheli, która po przyjęciu wiary katolickiej i zmianie imienia zaczyna nie tylko inaczej się zachowywać, ale inaczej mówić - po chłopsku. Warstwa językowa jest więc pozbawiona „polskiego folkloru”, ale całość sztuki na tym nie traci, zyskuje tylko nieco inny wymiar. Każdy z bohaterów to wrzucony w historię i zmagający się z własnymi wyborami Everyman. Sztuka staje się moralitetem à rebours, w którym wygrywa zło. 

Aktorzy odgrywają całe sceny symbolicznie. Widzimy raz ofiary wijące się z bólu pod razami niewidzialnych oprawców, innym razem oprawcy „gwałcą”  i okładają pasami stoły, szlachtują niewidzialne ofiary. Pobudzona wyobraźnia dopowiada to, co niedopowiedziane. Niezwykła ekspresja tych scen sprawia, że widz ogląda wszystko „na żywo”, staje się mimowolnym uczestnikiem, świadkiem zbrodni. Czuje się tym samym jakoś napiętnowany. Historia jeszcze raz zdarza się tu i teraz. 

Dramat pokazuje garstkę bohaterów, ich indywidualne losy aż do śmierci. To niezwykle ważne, osobiście poruszające. Liczby zabitych, ofiar wojen dawno już przestały robić wrażenie. Tu nie da się odgrodzić od bohaterów. Efekt pogłębia mała przestrzeń sceniczna, która sprawia, że widz staje się ich kolegą i koleżanką „z podwórka” i towarzyszy im aż do końca. 
W dramacie niby jest obecna jakaś „siła wyższa”. Jurek - syn Zygmunta, najbardziej plugawej postaci w dramacie ginie w ten sam dzień, w którym spłonęła kilkanaście lat temu stodoła podpalona przez jego ojca. Jednak to jedyny akt jakiejś „kary” za dawne przewiny. Padają za to słowa: Gdzie był Bóg? Wiele jest dziełem przypadku. Jednak sztuka to głównie dramat wyborów. To one decydują, kim jesteśmy i kim się stajemy. Bohaterowie nie działają w amoku, mają chwilę na zastanowienie i decyzję. Zwykle podejmują tę niewłaściwą.
                                                                                                       Anna Ikeda
 
Tadeusz Słobodzianek „Nasza klasa. Historia w XIV lekcjach”
Przekład: Koichi Kuyama i Kaori Nakayama, reżyseria: Hisao Takase
Teatr Bungaku-za, 18 maja – 1 czerwca 2012r.
Więcej w tej kategorii: « Ikebana Kyogen »
Zaloguj się, by skomentować
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się