gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

Co ma fryzjer do Nobla? Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
AliceMunro AliceMunro

     Ano ma. Przynajmniej mój, choć sam o tym nie wie. Mój obecny, japoński fryzjer ma w „salonie” oprócz dwóch foteli cyrulicznych dwie klatki ze zwierzakami (w jednej jest chyba królik, co jest w drugiej, nie wiem), akwarium ze złotymi rybkami we wszystkich kolorach tęczy oraz wystawę motocykli. Mój fryzjer z Maebashi – bo tutaj przyszło mi spędzić porę tajfunów AD 2013 (może kiedyś napiszę więcej na temat wrażeń z Krainy Fryzjerów, oficjalnie stolicy prefektury Gunma) – boi się wślizgujących się do salonu bez zapowiedzi pieszych (rasa homo sapiens nie występująca na tych terenach samodzielnie, a jedynie w zestawie z psem), ale nie boi się zaryzykować kariery dla polepszenia wyglądu cudzoziemki (postawa ta bynajmniej nie charakteryzuje wszystkich tutejszych cyrulików). Cudzoziemka, która wtargnęła bez zapowiedzi i pisku opon do jego królestwa, na dodatek wypytuje o lokalne zwyczaje, specjały i prywatne gusty czytelnicze, to ja.

     Właśnie u niego na fotelu dowiedziałam się (wprawdzie z telewizji, ale to z mojej perspektywy nie umniejesza jego zasług), kto ma największe szanse na otrzymanie literackiego Nobla. Trzyosobową listę otwierał, jak można się domyślić, etatowy kandydat Japończyków – Haruki Murakami. Oprócz niego znalazły się na niej dwie pisarki: Alice Munro i pisarka o niewątpliwie słowiańskich korzeniach, której nazwisko nic mi nie mówiło. Zestaw składał się zatem z pisarza, którego nie lubię, pisarki, którą lubię, i pisarki, której nie znam. Najbliższe minuty miały być z mojego punktu widzenia sprawdzianem kompetencji i intencji Szanownego Komitetu Noblowskiego.

     Wieczorem próbowałam znaleźć w telewizji informację, kto zwyciężył, ale wszystkie dostępne mi stacje milczały w tej sprawie. Zasnęłam z wiarą, że może jednak nie Murakami.

     Alice Munro – brzmiał werdykt Akademii Szwedzkiej. W uzasadnieniu ocena – „mistrzyni współczesnego opowiadania”. Moim skromnym zdaniem ta 82-letnia kanadyjska pisarka w najwyższym stopniu na tę ocenę zasługuje. Jej proste, ciepłe i bezpretensjonalne opowiadania trafiają do serca. Nie potrafię powiedzieć, czy w 2012 roku nie było lepszego od niej twórcy, ale tej pewności nikt nigdy miał nie będzie. W opowiadanich Munro jest zwyczajne życie, ale jakże pełne nieoczekiwanych zwrotów, o których pisarka mówi w pięknym, acz zgoła niesensacyjnym stylu. Bohaterowie nie muszą spędzać czasu w studni ani przechodzić przez ściany, by ich życie warte było podglądania. Nie wiem, czy mam prawo się wypowiadać po przeczytaniu jednego zbioru opowiadań. Nie pamiętam szczegółów fabularnych, jedno pamiętam – że dałam się zabrać w niekończącą się podróż pociągiem przez śnieżny krajbraz, że razem z bohaterką obserwowałam nielicznych towarzyszy podróży, ni to dziwiąc się, ni to nie dziwiąc temu, co zastałam, wracając po latach do miejsc nieobecnych.

     Krótka forma to jedyna forma literacka, jaką uprawia Munro. Forma niedoceniana ostatnio, podobno. Piszę „podobno”, bo wciąż spotykam ludzi, którzy przedkładają ją nad formy długie, sama do nich należę. Krótka forma jest bliższa poezji, musi w kilku słowach objąć jakąś całość – emocjonalną, fabularną, filozoficzną. U Munro są to całkiem potężne całości. Pisarka potrafi udźwignąć całe życie (życia, bo przecież opowiadania mają wielu bohaterów) na kilkunastu (czasem kilkudziesięciu) stronach. Pokazuje to, co istotne, i w taki sposób, byśmy odczuli (raczej niż zrozumieli/poznali) lata nieobecne na kartach jej utworów. Młodość i starość, zaledwie kilka zdań wyjaśnienia, co działo się pomiędzy, skąd wzięła się ta para staruszków, a już czujemy się ich znajomymi.

     Alice Munro nazywana jest anglojęzycznym Czechowem. Nie udało mi się dotrzeć do źródeł, kto pierwszy użył tego sformułowania. Być może była to amerykańska pisarka Cynthia Ozick (jak możemy przeczytać w internetowym wydaniu „Dziennika Książki” ), a może jeszcze ktoś przed nią. Dziś wszyscy powtarzają tę opinię, na ogół zgodnie uznając, że ten tytuł Laureatce się należy. A skoro mowa o Czechowie, to przytoczę moje ulubione zdanie z końcowej cześci Wujaszka Wani, które dla mnie jest kwintesencją czechowszczyzny: „Cóż robić, żyć trzeba”. Słowa te wypowiada Sonia do użalającego się nad losem wyjaszka. I tak jak „żyć było trzeba”, zdając się na los, na rosyjskiej prowincji w czasach Czechowa, tak samo żyją bohaterowie Alice Munro na prowincji kanadyjskiej. Jest w tym stwierdzeniu tyleż rezygnacji, co nadziei, że zawsze jakoś będzie. I zawsze jakoś jest. Nie aż tak źle, jakbyśmy się tego mogli obawiać, ale nigdy do końca po naszej myśli, bo nieprzewidywalne są nie tylko działania i uczucia innych ludzi, ale również nasze własne. Nie wiemy, co przyniesie jutro ani jak na ten dar przyszłości zareagujemy.

     Niestety Alice Munro z powodu choroby nie będzie mogła odebrać Nagrody osobiście, a szkoda. Niektórzy twierdzą, że Nobel przyszedł za późno, a przecież to nie jest nagroda dla początkujących twórców. Czyż nie powinna nadejść w kwiecie wieku twórczego?

     Trzecia kandydatka to Swietłana Aleksiejewicz, pisarka i dziennikarka białoruska, poruszająca tematy udziału kobiet i dzieci w wojnie oraz sytuacji po upadku komunizmu. Za zbiór reportaży Wojna nie ma nic z kobiety otrzymała w 2011 roku Nagrodę Kapuścińskiego i Literacką Nagrodę Europu Środkowej Angelus. Ze wstydem przyznaję, że nie pamiętałam jej nazwiska, choć czytałam esej na temat jej Wojna nie ma nic z kobiety. No i gdyby nie fryzjer, do dziś bym pewnie sobie o niej nie przypomniała. I jak tu zaprzeczyć, że fryzjer ma się jakoś do Nobla i do literatury w ogóle.

     Próbowałam wysondować gusty literackie mojego fryzjera. Przyznał się, że próbował w młodości czytać Murakamiego (Norwegian Wood), ale nie udało mu się doczytać do końca. A zatem prawdziwość teorii, że Murakamiego trzeba kochać, bo inaczej nie da się go czytać, się potwierdza. A fakt, że ja za nim nie przepadam, na pewno nie zaszkodzi mu w ciągłym poszerzaniu grona wielbicieli. I jego nazwisko póki życia i twórczości nie zniknie z list kandydatów do Nobla. Taką mam nadzieję.

Ostatnio zmieniany
Zaloguj się, by skomentować
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się