Galeria
W chwili gdy piszę te słowa, wiadomo już, że nadzieje na złote medale Japonek na igrzyskach zimowych w Soczi rozpłynęły się równie szybko, jak śnieg w Tokio. Ani Asada Mao, ani Takanashi Sara, ani wreszcie dobrze zapowiadająca się żeńska drużyna curlingowa nie zdołały stanąć na podium. Polscy kibice mają natomiast powody do dumy z Justyny Kowalczyk i jej niezłomnego ducha, pomimo poważnej kontuzji. Niemniej jednak, zgodnie z obietnicą wracam do tematu sportowej aktywności kobiet w Japonii, bo historia ich udziału w międzynarodowych zawodach, łącznie z tymi najważniejszymi, jest bardzo ciekawa i obfituje w zaskakujące epizody. Spróbuję też zasugerować kilka odpowiedzi na pytanie, dlaczego uczestnictwo kobiet w sporcie w Japonii jest wyraźnie wyższe niż w innych dziedzinach działalności publicznej, tradycyjnie postrzeganych jako “męskie gry”.
Poprzez cały dwudziesty wiek Japończycy przywiązywali wielką wagę do udziału w Igrzyskach Olimpijskich. Był to jeden ze sposobów na zademonstrowanie światu, że Japonia jest państwem nowoczesnym, silnym i sprawnym w każdym znaczeniu tego słowa. Japonia była pierwszym krajem Azji, który wydelegował reprezentację na piąte Igrzyska Olimpijskie w 1912 roku (dwóch zawodników) i jednym z zaledwie sześciu, które wysłały zawodniczki na Igrzyska Olimpijskie Kobiet w Paryżu w 1922 (na początku historii współczesnego ruchu olimpijskiego organizowano odrębne igrzyska dla kobiet i mężczyzn). Reprezentacja żeńska i męska po raz pierwszy wyjechały razem na igrzyska w Amsterdamie w 1928 roku. Na tych to zawodach srebrny medal w biegu na 800 metrów uzyskała wszechstronnie utalentowana lekkoatletka Hitomi Kinue, która trenując, zarabiała jednocześnie na swoje utrzymanie jako dziennikarka sportowa w jednej z największych japońskich gazet, “Osaka Mainichi Shimbun”. Zarówno medal, jak i praca w dziennikarstwie sportowym była jak na owe czasy wielkim osiągnięciem dla kobiety, niezwykłym zarówno z perspektywy japońskiej, jak i światowej. Jeszcze wcześniej, na “kobiecych” igrzyskach w szwedzkim Gothenbergu w 1926 roku, Hitomi startowała w sześciu różnych konkurencjach lekkoatletycznych, zdobywając medale w pięciu z nich i ustanawiając ówczesny rekord świata kobiet w skoku w dal.
W Japonii pierwszej połowy dwudziestego wieku, podobnie jak w wielu krajach Zachodu pokutował pogląd, jakoby uprawianie sportu szkodziło kobietom na zdrowie i urodę, a przede wszystkim zagrażało ich płodności. Nad obawami o zdrowie pań przeważyła jednak ostatecznie narodowa ambicja oraz coraz liczniejsze przykłady zawodniczek, które po imponującej karierze na stadionach zakładały rodziny i szczęśliwie rodziły dzieci, co starannie odnotowywały media. Pierwszą z tej serii była Maehata Hideko, która w 1936 roku zdobyła złoty medal w pływaniu stylem klasycznym na Igrzyskach w Berlinie. Transmisja radiowa z jej finalnego wyczynu przeszła do historii w Japonii, bowiem sprawozdawca publicznego radia NHK, Kasai Sansei zdołał przekrzyczeć tłum dopingujący zawodniczkę niemiecką, ponad dwadzieścia razy powtarzając okrzyk: “Maehata gambare!” (w wolnym tłumaczeniu: “Dawaj, Maehata!”). Japońska pływaczka miała wtedy 22 lata, był to jej drugi start na Igrzyskach Olimpijskich. Po powrocie do kraju, Maehata wyszła za mąż i urodziła dzieci. Podobno pod niejaką presją, bo 22 lata to już był wtedy “niebezpieczny” wiek… Kontynuacja kariery sportowej po założeniu rodziny nikomu jeszcze nie mieściła się w głowie; ta możliwość pojawi się dopiero po wojnie.
Słynną “matką-zawodniczką” (mama san senshu) była gimnastyczka Ono Kiyoko, brązowa medalistka, która stanęła na podium na Igrzyskach w Tokio w 1964 roku. Połączenie treningów z życiem rodzinnym ułatwiał niewątpliwie fakt, że mąż Kiyoko, Ono Takashi, sam był wybitnym zawodnikiem oraz trenerem małżonki. Pan Ono zdobył w swej karierze pięć złotych, cztery srebrne i cztery brązowe medale olimpijskie. W czasie Olimpiady w Tokio państwo Ono hołubili pomiędzy wyczynami gimnastycznymi trzyletnią córeczkę i rocznego synka; w sumie dochowali się pięciorga dzieci. Ponieważ nie starczy tu miejsca na opowieści o wszystkich japońskich olimpijkach i ich imponujących wyczynach, wspomnę tylko jeszcze o mistrzyni dżudo znanej w mediach jako “Yawara-chan” (fikcyjne imię bohaterki komiksu opartego na historii życia zawodniczki), której prawdziwe nazwisko brzmiało Tamura Ryōko - siedmiokrotnej złotej medalistce i matce dwojga dzieci. Tamura po raz pierwszy zabłysnęła na Igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku, a za mąż wyszła w 2003 roku, pomiędzy olimpiadami w Sydney i w Atenach, zmieniając nazwisko na Tani. Jej dotychczasowe zuchwałe hasło: “Co najwyżej złoty medal, co najmniej złoty medal” (Saikō demo kin, saitei demo kin) zostało zastąpione nowym: “Złoty medal dla Tamury, złoty medal dla Tani” (Tamura demo kin, Tani demo kin). Jednak kiedy w 2010 roku Tani została wybrana do parlamentu z ramienia Partii Demokratycznej, pojawiły się głosy krytyki sugerujące, że kariera sportowa, polityczna i wychowanie dwójki dzieci jednocześnie to jednak pewna przesada. Ostatecznie jeszcze w tym samym roku Tani ogłosiła rezygnację z wyczynowego uprawiania dżudo.
Dlaczego zatem w Japonii jest tak wiele wysportowanych pań, które nawet kilkakrotnie zdobywają olimpijskie laury? William Kelly, antropolog-japonista badający sport jako zjawisko kulturowe uważa, że składają się na to głównie cztery czynniki. Pierwszym z nich jest ogólnie duże zaangażowanie całego narodu, mężczyzn i kobiet, w Igrzyska Olimpijskie, o czym już wspominałam. Drugi, niebagatelny czynnik to rozwinięty od dawna i na dużą skalę sponsoring japońskich przedsiębiorstw, które tworzą “firmowe” drużyny sportowe oraz finansują indywidualnych zawodników i zawodniczki. Pracownice są zachęcane do uczestnictwa w sporcie pod marką firmy, która traktuje to jako formę wewnętrznego i zewnętrznego PR. W Japonii sport wyczynowy to przede wszystkim przedsięwzięcie korporacyjne, a dopiero potem – narodowe, miejskie czy szkolne. Należy przy tym podkreślić, że np. słynne “Orientalne Czarownice”, złote medalistki w siatkówce z 1964 roku, chociaż sponsorowane i hołubione przez swoją firmę, trenowały po godzinach pracy, nie zaniedbując przy tym podstawowych obowiązków. Ich zadaniem było motywowanie koleżanek z pracy do zwiększonego wysiłku na rzecz firmy, a nie tworzenie elitarnego klubu.
Jako trzeci czynnik Kelly podaje rozpowszechnione w Japonii przekonanie, że wszelkie osiągnięcia są wynikiem raczej wytężonej pracy niż wrodzonego talentu czy siły. Szacunkiem darzy się każdą osobę, kobietę czy mężczyznę, która wykazała się przezwyciężaniem słabości; bardziej niż taką, która błyszczy dzięki naturalnym zdolnościom. Takie podejście może być szczególnie motywujące dla kobiet, statystycznie obdarzonych mniejszą masą mięśniową niż mężczyźni, ale odnoszących sportowe sukcesy dzięki umiejętnemu treningowi. Wreszcie jako czwarty wymieniony został charakterystyczny, zdaniem Kelly’ego, dla społeczeństwa japońskiego relatywizm w kwestii płci kulturowej, która ma charakter wysoce funkcjonalny, a dzięki temu – zmienny i elastyczny. Dobry przykład na to przytacza australijska badaczka kendo, Kate Sylvester zauważając, że od kobiet uprawiających tę sztukę walki oczekuje się na zmianę zachowań stereotypowo męskich (w trakcie treningu, kiedy zachęca się do zachowań agresywnych) i kobiecych (pomiędzy treningami, kiedy etykieta wymaga od pań uprawiających kendo zajęcia miejsca podporządkowanego kolegom).
Przytaczając obserwacje badaczy anglosaskich, pozwolę sobie na koniec na własną, nie do końca jeszcze ugruntowaną opinię. Otóż przypuszczam, że sport jest w Japonii wygodnym sposobem na “odfajkowanie” tematu równouprawnienia kobiet: tak, aby móc powiedzieć, że przecież mamy wybitne kobiety w życiu publicznym. Olimpijskie mistrzynie eksponuje się w mediach w różnych zestawieniach znanych osobistości, obok polityków, biznesmenów, naukowców - w przytłaczającej większości mężczyzn. Jeżeli w zestawieniu np. kilkudziesięciu “postaci, które zmieniły losy świata/Japonii w dwudziestym wieku” pojawia się kobieta, to jest to na ogół albo sportsmenka, albo aktorka, ewentualnie piosenkarka. Tym sposobem świat wygodny i przyjazny dla ojisan, czyli podstarzałych wujaszków, którzy dyktują normy dyskursu publicznego w Japonii pozostaje niezagrożony. Kobiety oglądamy w mediach młode i ładne, a jeżeli niezbyt ładne, to przynajmniej wysportowane. Jest na czym oko zawiesić, a realnej konieczności dopuszczenia kobiet do konkurencji w dziedzinach spoza szeroko rozumianej kategorii “igrzyska” obawiać się nie trzeba.
W niniejszym felietonie wykorzystałam informacje z następujących tekstów:
Kelly, William W. 2013. „Adversity, acceptance, and accomplishment: female athletes in Japan’s modern sportsworld”. Asia Pacific Journal of Sport and Social Science. 2:1, 1-13.
Kietlinski, Robin. 2011. Japanese Women and Sports: Beyond Baseball and Sumo. London: Bloomsbury Academic.
Sylvester, Kate. 2013. “Negotiating ‘belonging’ – Researching Gender in the Setting of a Japanese Sports University Women’s Kendo Club”, referat na konferencji Nihon Supōtsu Shakai Gakkai (Japan Society of Sport Sociology).
Iwona Merklejn – japonistka, medioznawca, dr nauk humanistycznych. Wykładała na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz JAIST (Japan Advanced Institute of Science and Technology). Obecnie pracuje nad książką o historii Igrzysk Olimpijskich oraz piłki siatkowej kobiet w Japonii. Luźno związana z Uniwersytetem Tokijskim, głęboko związana z mężem, tokijczykiem zakochanym w swoim mieście - Nobuyą Ishiim.
Komentarze
- PLUSK WODY DO STAREGO STAWU WSKOCZYŁA… Skomentowane przez ELZBIETA dodany czwartek, 08 listopad 2012 19:09 O stawie i żabie (Literatura, Język)
- Chcialbym na poczatku powiedziec, ze naprawde… Skomentowane przez Seweryn Karłowicz dodany piątek, 24 sierpień 2012 04:47 Tematyka spotkania polonijnego w ambasadzie 5 lipca br. (AKTUALNOŚCI)