Największa i najbardziej emocjonalna więź łączyła mnie z dziadkiem. To właśnie On miał najwięcej wolnego czasu na wspólne zabawy. Pamiętam, że był bardzo troskliwym i czułym człowiekiem, tak dla mnie jak i dla całej rodziny.
Swojego przyszłego męża poznałam w Polsce. Po kilkuletniej znajomości zdecydowaliśmy się na dalsze wspólne życie razem. Naszą przemyślaną decyzję potwierdziliśmy w USC. Przez pewien czas mieszkaliśmy jeszcze w Polsce ze względu na pracę męża. Z tego okresu zachowały mi się w pamięci bardzo miłe wspomnienia. Dużo czasu spędzaliśmy razem, snując plany na przyszłość. Organizowaliśmy różnego rodzaju imprezy w gronie wspólnych znajomych i rodziny, były też wyjazdy zagraniczne. Często przyrównywałam męża do mojego kochanego dziadka i byłam szczęśliwa, że wybrałam odpowiedniego mężczyznę na całe życie.
Nadszedł wreszcie upragniony dzień wyjazdu, a wraz z nim wkroczyłam w nowy, nieznany i pełen niespodzianek etap swojego życia. Z biegiem lat przybywało obowiązków, a tym samym zetknęłam się z wieloma sprawami, które do tej pory były mało istotne. Mój model rodziny opartej na układzie partnerskim, w którym obowiązki domowe nie były dzielone na męskie i damskie okazał się utopią. Zrozumiałam, że ideałem japońskiej żony jest przysłowiowa "kura domowa", która zajmuje się domem, wychowuje dzieci, dba o ich edukację a wszystko to bez szczególnego zainteresowania i pomocy ze strony męża. W większości wypadków japońscy mężowie wracają z pracy bardzo późnym wieczorem, kiedy dzieci już śpią, a wychodzą z domu kiedy dzieci jeszcze śpią. Większość wykształconych, utalentowanych kobiet japońskich po założeniu rodziny rezygnuje ze swojej pracy i kariery na wyraźne życzenie męża. Mężczyźni w Japonii mają jeszcze w większości pierwszeństwo przed kobietą. Nie ma równości płci. Nic więc dziwnego, że ja czuję się jakbym była samotną matką wychowującą trójkę dzieci. Wszystkie problemy i trudy życia codziennego pozostają na mojej głowie. Na jakąkolwiek pomoc ze strony męża nie mogę zbytnio liczyć, ponieważ praktycznie nigdy go nie ma w domu. Jak się okazało, jego świat i życie to praca i jeszcze raz praca, która na dodatek wiąże się z częstymi wyjazdami zagranicznymi. A ja czuję się jakbym była żoną marynarza.
W moim japońskim życiu było wiele humorystycznych sytuacji, różne zabawne historie, które wynikały z mojej nieznajomości japońskich obyczajów. Pewnego dnia mąż wybierał się na przyjęcie z okazji Nowego Roku. Chcąc sprawić mi przyjemność wspomniał mimochodem, że jeżeli chcemy to możemy razem z nim jechać. Słysząc to poczułam się zaproszona i nawet zaszczycona takim wyróżnieniem. Zaczęły się przygotowania do wyjścia. Chciałam zaprezentować się z jak najlepszej strony. Dzieci zostały wystrojone jak do Komunii świętej, ja też postarałam się wyglądać całkiem, całkiem. Jakież było moje zdziwienie i zaskoczenie, kiedy mąż podwiózł nas pod dom towarowy i wręczając kartę kredytową oznajmił, że przyjedzie po nas za dwie-trzy godziny. Widząc moją zdeterminowaną minę zorientował się, że coś jest nie tak. Wyjaśnił mi, że na takie przyjęcia nie przychodzi się z rodziną i że to jest w Japonii oczywiste.
Trzeba było coś zrobić z nadmiarem czasu. Karta kredytowa bardzo się przydała. Zrobiliśmy bardzo, bardzo duże zakupy świąteczne. Bawiliśmy się doskonale. Tylko małżonek miał trochę smętne oblicze, kiedy ze stosem pakunków wracaliśmy do domu.
Z biegiem lat zorientowałam się, że życie codzienne i towarzyskie będzie nudne i szare jeżeli będę liczyć na jakąkolwiek inicjatywę ze strony męża. Nasz punkt widzenia w tej kwestii jest bowiem diametralnie różny. Przejęłam więc sprawę we własne ręce i nie narzekam.
Sprawa kluczy - japońscy panowie, którzy wychowali się w tradycyjnej rodzinie japońskiej powielają styl życia i nawyki wyniesione z domu rodzinnego. Zdarzało się, że mój małżonek kilkakrotnie wyczekiwał na mój powrót przed drzwiami, ponieważ nie miał zwyczaju noszenia kluczy od mieszkania. Po kilku przykrych niespodziankach wyrobił sobie praktyczny nawyk i bez kluczy nie wychodzi z domu.
Kończę tę krótką historię rodzinną i wnioski nasuwają się same. Co zrobić żeby było lepiej? Odpowiedź jest prosta. Kobieta zawsze powinna dążyć do tego, żeby być niezależną i ponosić odpowiedzialność za swoje własne życie, nawet wówczas kiedy zakłada rodzinę i zostaje matką. Jest takie przysłowie: jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz...
Gazeta Klubu Polskiego w Japonii Nr 5 (14), październik 2000