gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

LISTY Z TOKIO - Ostatni film Miyazakiego? Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(14 głosów)

        Jednym z ważniejszych wydarzeń minionego roku 2013 w świecie japońskiej animacji była deklaracja Hayao Miyazakiego, mistrza gatunku, że przechodzi na emeryturę. Co lepiej poinformowani fani Miyazakiego odnieśli się do tej informacji sceptycznie, ponieważ 73-letni zdobywca Oskara już kilkakrotnie ogłaszał zakończenie kariery, po czym zmieniał zdanie. Tym razem jego ostatnim dziełem miało być Kaze tachinu (Zrywa się wiatr). Film, którego akcja dzieje się w Japonii lat 20. i 30. ubiegłego wieku wzbudził liczne kontrowersje; mistrzowi oberwało się zań od rozmaitych mediów i organizacji od prawa do lewa. Stał się nawet przedmiotem krytyki (coraz silniejszych w Japonii) stowarzyszeń zwalczających palenie tytoniu. Obraz wzbudził duże zainteresowanie japońskich widzów i po niespełna pół roku od premiery nadal można go znaleźć w repertuarach tokijskich kin. Pozwolę sobie zatem dorzucić swoje trzy grosze do interpretacji tego złożonego i niejednoznacznego (jak zwykle w przypadku prawdziwych mistrzów) dzieła.

        Film Kaze tachinu opowiada historię wybitnego japońskiego inżyniera – absolwenta Uniwersytetu Tokijskiego i twórcy słynnego bombowca Zero wyprodukowanego przez firmę Mitsubishi. Fabuła jest luźną wariacją na temat biografii autentycznej postaci, przeplataną obrazami z marzeń i snów. Tytuł nawiązuje do wiersza Paula Valery’ego,[1] w wątku miłosnym występują czytelne odniesienia do Czarodziejskiej góry Tomasza Manna[2] – reżyser swobodnie porusza się po obszarach dwudziestowiecznej literatury europejskiej, ale i bez jej gruntownej znajomości obraz ten dostarczy widzowi pozytywnych przeżyć estetycznych. Bohater śni o lataniu, a całe jego życie jest podporządkowane marzeniom o tym, żeby zaprojektować jak najlepszy samolot. Zachwyca go piękno latających maszyn. Dookoła trwa narodowa mobilizacja do wojny w Azji i na Pacyfiku (1931-1945). Obrazy bombowców nad płonącymi miastami pojawiają się w tle od czasu do czasu, ale związek tych scen z marzeniami bohatera pozostaje niejasny. Sympatycznego inżyniera-okularnika cechuje nie tylko twórcza pasja i zamiłowanie do nauki, ale także skromność, pracowitość oraz galanteria wobec dam. Mówi biegle obcymi językami, czym zaskakuje zarówno współziomków, jak i (mniej sympatycznie w filmie przedstawionych, w istocie aroganckich) niemieckich techników. Na pierwszy rzut oka jedyne, co można mu zarzucić to uzależnienie od tytoniu. W moim odczuciu, czyni go ono postacią bardziej realną i ludzką (nie ma co przymykać oczu na fakt, że w pierwszej połowie dwudziestego wieku palenie papierosów było wśród japońskich mężczyzn społeczną normą). Jedną z najlepszych scen filmu jest moment, kiedy bohater przybywa na ratunek kolegom po trzęsieniu ziemi, które spustoszyło Tokio w 1923 roku. Zasiadając na stosie książek w mieście trawionym przez pożary, prosi o papierosa. Jest to dokładnie ta szczypta komizmu, której potrzeba do rozładowania narracyjnego napięcia.

        Przypuszczam, że główne przesłanie Kaze tachinu to podniesienie na duchu Japończyków po traumie trzęsienia ziemi i tsunami w 2011 roku. Sceny odtwarzające trzęsienie ziemi, które zniszczyło stolicę w 1923 roku są bardzo sugestywne i dopracowane w detalach historycznych. Spalone miasto podnosi się z ruin, a bohaterowie wracają do życia. Jak większość współczesnych mu Japończyków, Miyazaki źródeł narodowej dumy i pozytywnej inspiracji szuka w technologii. Dlatego czyni głównym bohaterem inżyniera, wchodzącego bez kompleksów w dialog z zadufanymi w sobie niemieckimi kolegami. Wątek bombowca Zero zapewnia też japońskim widzom kojące poczucie ciągłości – inżynierowie zaangażowani w ten projekt pracowali po wojnie nad konstrukcją superekspresu Shinkansen. Aerodynamiczna sylwetka najszybszego japońskiego pociągu wiele zawdzięcza inżynierii lotniczej. Miyazaki, wyrażając ogólnoludzką fascynację snem o lataniu, wpisuje się jednocześnie w nurt technonacjonalizmu, będącego dominującym składnikiem japońskiej tożsamości narodowej.

        Jako zdeklarowana wielbicielka współtwórcy Studia Ghibli obejrzałam film z mieszanymi uczuciami, nie da się tego inaczej ująć. Miyazaki to artysta wybitny, jeden z tych, którzy podnieśli animację do rangi sztuki najwyższych lotów. Jego subtelnie cieniowane dzieła trudno sprowadzić do dyskusji w kategoriach wyłącznie prawicowej czy lewicowej ideologii. W żadnym wypadku nie jest on apologetą japońskiego militaryzmu lat 30., który doprowadził do wojennej katastrofy. Mistrz uważa się za pacyfistę i potrafi publicznie krytykować politykę rządu japońskiego kierowanego przez Shinzō Abe – zwolennika remilitaryzacji Japonii. Pacyfizm wyrażony w Kaze tachinu wypadł jednak, w moim odczuciu, blado i nieprzekonująco. Film nie zachęca do krytycznej refleksji ani do podejmowania odpowiedzialności za społeczeństwo, w którym się żyje. W animacji Miyazakiego, podobnie jak w wielu innych dziełach japońskiej kultury popularnej wojna to dopust, który na sympatycznego bohatera spada z nieba niczym klęska żywiołowa. Nawet, jeżeli ten bohater należy do elity studiującej na najlepszym uniwersytecie w kraju. Inżynier z Kaze tachinu jest całkowicie skoncentrowany na tym, aby stworzyć jak najsprawniejszą maszynę. Życzliwy i hojny wobec najbliższego otoczenia, nie interesuje się polityką w stopniu trudnym do uwierzenia. Raz tylko pyta: „A z kim ma być ta wojna?”. Kolega odpowiada: „Z Ameryką, z Chinami”. Firma chroni zdolnego inżyniera przed uciążliwą dociekliwością specjalnej policji Kempeitai, która w czasach akcji filmu (przełom lat 20. i 30. ubiegłego wieku) dała się już poznać jako instytucja złowroga i nieobliczalna. Bohater wydaje się równie zdystansowany od wojennych zastosowań swojej technologicznej innowacji, jak współcześni mu amerykańscy fizycy od potworności bomby atomowej. Ta beztroska zaskoczyła mnie, podobnie jak przeczytane niegdyś wspomnienia Richarda Feynmana, w których udział w Projekcie Manhattan zajmował bardzo niewiele miejsca, a genialny naukowiec z chłopięcym entuzjazmem przechodził do następnego pasjonującego zadania. Miyazaki w filmie Kaze tachinu realistycznie pokazał psychikę tego typu intelektualistów. Zabrakło mi natomiast refleksji etycznej nad ich postawą wobec systemu mobilizacji wojennej, którego byli przecież istotną częścią.

Autorka dziękuję dr Annie Gęsickiej z romanistyki UMK za pomoc w odnalezieniu polskiego tłumaczenia wiersza Cmentarz morski Paula Valery’ego.



[1] Jest to początek ostatniej zwrotki wiersza Cmentarz morski. Pełne brzmienie tego wersu to: “Zrywa się wiatr!... Spróbujmy żyć: tak trzeba!” Tłumaczenie polskie Romana Kołonieckiego w Antologii poezji francuskiej pod redakcją Jerzego Lisowskiego.

[2] Bohater przebywa ze swoją ukochaną w sanatorium przypominającym scenerię powieści i toczy dialogi z jednym z jej bohaterów – Castorpem.

 

 

Iwona Merklejn – japonistka, medioznawca, dr nauk humanistycznych. Wykładała na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz JAIST (Japan Advanced Institute of Science and Technology). Obecnie pracuje nad książką o historii Igrzysk Olimpijskich oraz piłki siatkowej kobiet w Japonii. Luźno związana z Uniwersytetem Tokijskim, głęboko związana z mężem, tokijczykiem zakochanym w swoim mieście - Nobuyą Ishiim.

Zaloguj się, by skomentować
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się