Galeria
Do domu moich teściów wmaszerował starszy pan chory na Alzheinmera. Ciepło, cicho, przestronnie, telewizor mruczy. Ułożył się wygodnie na dywaniku przed telewizorem i zasnął. Tak nakrył go mój mąż, który wtedy jeszcze nie był moim mężem (to historia sprzed kilku zim, ale równie dobrze mogła zdarzyć się wczoraj). Wrócił do domu i znalazł obcego człowieka śpiącego na podłodze w salonie. Rodzice akurat byli w innych pomieszczeniach, a że dom mają duży, nie od razu zauważyli intruza. Mąż podniósł raban; obudzono pana, który niestety nie wiedział, skąd przyszedł ani gdzie się znajduje. Wiedział natomiast, że jest emerytowanym nauczycielem. Poczęstowali go herbatą, pogadali. Ostatecznie przy pomocy policji udało się ustalić, że niespodziewany gość zamieszkuje w domu spokojnej starości kawałek od najbliższej stacji. Został odwieziony do domu, a teściowie pouczeni, żeby jednak zamykali drzwi na klucz. Ich nawyki w tej dziedzinie wywodzą się z japońskiej wsi z czasów, kiedy wszyscy wszystkich znali (i obserwowali), a kradzieże i włamania praktycznie się nie zdarzały. Teraz też zdarzają się rzadko, ale nie jest już tak różowo. Trzeba uważać. W powszedni dzień, co prawda, nie da się wejść do domu teściów niezauważonym; na parterze jest biuro firmy, w którym kręci się sporo ludzi.
Trzeba przygotować się na to, że watahy zagubionych starszych panów niedługo będą masowo pojawiać się na ulicach Tokio. Wskaźniki demograficzne są bezlitosne; symulacje pokazujące sytuację ludnościową Japonii za kilka dekad wskazują na to, że mniejsze miasta pozarastają lasem. Pomysły na to, jak temu zaradzić póki co nie przynoszą rezultatów. W okolicy moich teściów szczególnie to widać. To jeszcze w granicach Tokio, ale daleko od stacji, niewygodna komunikacyjnie okolica; ciężko dojechać do pracy, więc młodzi ludzie znikają. Moja teściowa jeszcze do niedawna pracowała społecznie z prawdziwymi seniorami – takimi koło dziewięćdziesiątki. Jednym z jej obowiązków były systematyczne odwiedziny u samotnie mieszkających starszych osób. Większość z nich ma dzieci, te jednak pokazują się u rodziców bardzo rzadko; na tyle rzadko, że nie można na nie liczyć w przypadku, gdyby coś się stało.
Dzieci mają swoje sprawy, są zajęte, mówią zazwyczaj wyrozumiale japońscy seniorzy. Nauczyli się, że trzeba liczyć na siebie. Tworzą własne sieci wsparcia, złożone z sąsiadów. Zakładają “stowarzyszenia pogrzebowe”, w ramach których zobowiązują się nawzajem do zajęcia się sprawami ostatecznymi. Żeby nie robić nikomu kłopotu. O seniorów troszczy się opieka społeczna i samorządy lokalne. W dzielnicy moich teściów można dostać dofinansowanie na budowę schodów ruchomych do domu, na przykład. Albo na dojazdy taksówką do szpitala. Moja samotnie mieszkająca znajoma dostała pocztą z urzędu dzielnicowego ankietę z pytaniem, czy jada codziennie śniadanie. Jakby nie jadła, urząd się nią zainteresuje. Bardzo troszczy się o seniorów również partia rządząca, bo to liczne pokolenie i ma prawo głosu (oraz nawyk korzystania z niego). Dlatego wiele rozwiązań polityki podatkowej i społecznej wciąż jest bardziej korzystne dla seniorów niż dla rodzin z małymi dziećmi.
Japońscy seniorzy zadziwiają nie tylko długowiecznością, ale witalnością, cierpliwością i pogodą ducha. Niemniej Alzheinmer nie wybiera i z tego co wiem, nie bardzo można tej chorobie zapobiec. Istnieją granice przedłużania młodości, nawet w kraju wysoko zaawansowanej medycyny takim jak Japonia. Kto zajmie się tymi wszystkimi uroczymi staruszkami? Czy naprawdę państwo i władze lokalne są w stanie przejąć wszystkie funkcje, które pełniła do niedawna niepozorna, chaotyczna, wiecznie niedofinansowana instytucja zwana rodziną? I czy powinny je przejąć?
Iwona Merklejn – japonistka, medioznawca, dr nauk humanistycznych. Wykładała na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz JAIST (Japan Advanced Institute of Science and Technology). Obecnie pracuje nad książką o historii Igrzysk Olimpijskich oraz piłki siatkowej kobiet w Japonii. Luźno związana z Uniwersytetem Tokijskim, głęboko związana z mężem, tokijczykiem zakochanym w swoim mieście - Nobuyą Ishiim.
Komentarze
- PLUSK WODY DO STAREGO STAWU WSKOCZYŁA… Skomentowane przez ELZBIETA dodany czwartek, 08 listopad 2012 19:09 O stawie i żabie (Literatura, Język)
- Chcialbym na poczatku powiedziec, ze naprawde… Skomentowane przez Seweryn Karłowicz dodany piątek, 24 sierpień 2012 04:47 Tematyka spotkania polonijnego w ambasadzie 5 lipca br. (AKTUALNOŚCI)