gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

LISTY Z TOKIO - Botticelli: kosmos i muzeum Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(6 głosów)

           Wenus Botticellego kojarzy mi się ostatnio z literaturą science-fiction. To za sprawą nieocenionej przyjaciółki F., która uczyniła moje życie bardziej interesującym, dzieląc się swoją najnowszą powieścią. W powieści Botticelli to nazwa stacji kosmicznej, krążącej po orbicie wokół planety Wenus. Bohaterki robią porządki we wszechświecie, pilotują co im w ręce wpadnie oraz tęsknią za ziemską grawitacją… Więcej nie zdradzę, bo nie chcę psuć zabawy potencjalnym czytelnikom. Powiem tylko, że to historia z pogranicza thrillera i komedii dla wszystkich, którzy fascynują się zarówno podbojem kosmosu jak i Japonią. Z nawiązaniami do sztuki renesansu oraz architektury gotyku, więc trzeba być gotowym na szybkie przemieszczanie się w czasie oraz przestrzeni. Nie jest to literatura li i jedynie dla Wenusjanek; Marsjanie też znajdą tu coś dla siebie. Polecam miłośnikom wartkiej akcji i czarnego humoru [1].

           Powieść przypomniała mi się, kiedy weszłam do Muzeum Metropolitalnego Tokio, żeby zwiedzić wystawę dzieł z kolekcji Galerii Uffizi: Botticellego i jego współczesnych. Można obejrzeć zbiory Medyceuszów i pooddychać renesansową Florencją w samym środku japońskiej metropolii. Muzeum Metropolitalne to przyjazny, nowoczesny budynek w głębi parku Ueno. Wystawa cieszy się popularnością. Dziewczyny w kimonach na stojąco oglądają film opowiadający dzieje florenckich bankierów, którym zawdzięczamy rozkwit piętnasto- i szesnastowiecznej sztuki włoskiej. Może ja już przynudzam z tymi kimonami, ale nadal robią na mnie wrażenie. Intryguje mnie to, że kobiety zadają sobie tyle trudu, żeby ubrać się w tradycyjny strój z okazji wyjścia na wystawę, koncert czy inne wydarzenie kulturalne. I nadal robię sobie zabawę z obserwowania elegantek w kimonach w najbardziej niespodziewanych miejscach. Ostatnio zauważyłam jedną na lotnisku, już za kontrolą biletową. Nie odważyłam się spytać, czy z tą gigant kokardą na plecach wybierała się w dłuższą podróż samolotem?

Wracając do wystawy. Niezliczone Madonny z Dzieciątkiem i świętym Janem Chrzcicielem, niektóre przepiękne, niektóre zaś… dziwnie podobne do tych z prowincjonalnych polskich kościołów, malowanych na zamówienie księdza proboszcza, który lubi wesołe kolory, ale nie sprawdza zbyt dokładnie, czy noga na świętym obrazie aby proporcjonalna do reszty ciała. Cóż, sztuka zawsze była na sprzedaż i zawsze zależała od klientów. Wystawa uświadomiła mi, że w pracowniach florenckich malarzy obrazy na najbardziej popularne tematy produkowano seryjnie, właściwie masowo. Wtedy popularnym tematem było macierzyństwo, sceny biblijne, a z czasem coraz częściej – mitologiczne. Żywe kolory szat miały przyciągać oko, tak jak dzisiaj przyciągają je reklamy. Dopiero kiedy zobaczy się Madonny Boticellego czy Raffaella w kontekście większej liczby dzieł z epoki, wyraźnie widać, że szczyty finezji osiągnęły tylko niektóre dzieła mistrzów. Reszta to pośpiesznie produkowana komercja. Trochę mi się odmitologizowała europejska sztuka renesansowa.

               A może nie byłoby tych wybitnych, gdyby nie kontekst przeciętności i kiczu? Może potrzebne są setki warsztatów, aby w jednym, dwóch narodziły się prawdziwe arcydzieła? Tak samo przecież było ze sztuką japońską, z drzeworytami ukiyoe, produkowanymi masowo w warsztatach epoki Edo. Traktowanymi lekceważąco, dopóki ktoś z zewnątrz nie przyjrzał się im dokładniej. Dopóki nie odkrył, że niektóre z nich zachwycają oryginalnością kreski i perspektywy. Czasami nagle, poprzez produkowane masowo kolorowe obrazki, przebija się piękno. Niespodziewanie, jak błysk światła przez chmury. Nie tracę nadziei, że potomni zobaczą je także w artefaktach naszych czasów: reklamach, plakatach, ulotkach, filmach i filmikach. Że zostanie po nas coś oprócz nudnego, przewidywalnego kiczu [2].

----------------------------------------------------

[1] Felix R. Savage, The Galapagos Incident: A Space Corps Novel, Knights Hill Publishing2014. Powieść aktualnie dostępna jedynie w języku angielskim, w wersji na Kindle.

[2] Wystawa zbiorów Galerii Uffizi czynna do 14 grudnia 2014 w Muzeum Metropolitalnym Tokio (Tōkyō Toritsu Bijutsukan, Tokyo Metropolitan Art Museum).

 

Iwona Merklejn – japonistka, medioznawca, dr nauk humanistycznych. Wykładała na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz JAIST (Japan Advanced Institute of Science and Technology). Obecnie pracuje nad książką o historii Igrzysk Olimpijskich oraz piłki siatkowej kobiet w Japonii. Luźno związana z Uniwersytetem Tokijskim, głęboko związana z mężem, tokijczykiem zakochanym w swoim mieście - Nobuyą Ishiim.

Iwona

 

 

Zaloguj się, by skomentować
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się