Galeria
Polecam film Fushigi na misaki no monogatari (robocze tłumaczenie polskie tytułu: Opowieści niezwykłego przylądka; oficjalne angielskie: Cape Nostalgia), wyróżniony na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Montrealu. Obraz wyreżyserował Narishima Izuru na podstawie powieści Morisawy Akio. Film ciepły, bezpretensjonalny, nasycony lekko ironicznym humorem.
Fabuła to prosta historia małej społeczności - wioski położonej na tytułowym przylądku (misaki). Na samym końcu tego cypelka, tuż nad morzem znajduje się kawiarnia, która finansowo balansuje na granicy przetrwania. Atrakcyjnej plaży brak, a krajobraz stwarza wrażenie opuszczenia. Kawiarnię odwiedzają nieliczni, ale wierni stali bywalcy oraz (rzadko) zabłąkani turyści. W tej skromnej lokalizacji splatają się losy ludzi trochę zagubionych, przestraszonych, próbujących sobie poradzić z traumami i życiowymi porażkami, czy też po prostu – z upływem czasu i starzeniem się. Lokal prowadzi jednoosobowo wdowa po artyście malarzu, kobieta w wieku trochę więcej niż średnim (w tej roli starzejąca się, ale nadal pełna blasku gwiazda japońskiego kina Yoshinaga Sayuri; jest ona również producentką filmu). Cierpliwie wysłuchuje opowieści klientów, nie osądza, podnosi na duchu. Jedna z tych Japonek starej daty, które istnieją już chyba tylko w filmach i literaturze: skromna, taktowna i macierzyńska jednocześnie. Budzi dyskretne zainteresowanie niektórych panów z sąsiedztwa, ale ponownie za mąż się nie wybiera.
Na ścianie kawiarni wisi dzieło jej zmarłego męża - obraz tęczy nad morzem, który przyciąga uwagę zbłąkanych gości. Świat przedstawiony w filmie jest budowany wokół kilku prostych motywów: filiżanki z kawą, obrazu z tęczą, morza (raczej chłodnego i nieprzyjaznego), prymitywnej lampy, którą wymachuje jeden z bohaterów, bo na przylądku brak latarni morskiej. Mało muzyki, dobrze wykorzystana cisza; momenty milczenia, także tego niezręcznego, którego przecież w realnych rozmowach nie brak. Oszczędność środków wyrazu oraz ironiczny dystans do natury ludzkiej daje efekt ciepła bez nadmiaru słodyczy, której ostatnio stanowczo za dużo na japońskich ekranach (chociaż zawsze było jej sporo).
Bohater wymachujący latarnią to wioskowy przygłup i osiłek o gołębim sercu, zagrany zarówno śmiesznie, jak i wzruszająco przez Abego Hiroshiego. Abe, ostatnio jeden z dyżurnych przystojniaków japońskiego kina, po raz kolejny udowadnia duży talent komiczny (zrobił to już wcześniej w opowieści o podróży w czasie do starożytnego Rzymu, Thermae Romae). Inne zabawne figury to ksiądz i mnich buddyjski, którzy rywalizują o rząd dusz nad mikroskopijną trzódką czy też wioskowy lekarz, który z powodu zaawansowanego wieku i słabego wzroku w zasadzie powinien już przejść na emeryturę, ale nadal bada pacjentów. Policjant pozbawiony realnej władzy; nauczyciel, który siedzi po nocy w opuszczonej szkole porządkując stare papiery.
W to wszystko wkracza dziewczyna (Takeuchi Yūko), która wraca do wioski z Tokio, aby leczyć serce złamane przez nieudany związek. Wraca, jak się okazuje na czas, aby pożegnać się z ciężko chorym ojcem. Ojciec odchodzi, a bohaterka nieoczekiwanie dla siebie odnajduje swoje miejsce i zaczyna nowe życie w rodzinnej, bynajmniej nie sielankowej wiosce. Co ważne, ta mała społeczność, tak odmienna od realiów życia we współczesnym megamieście, jest sympatyczna, ale nie wyidealizowana. Chwilami miałam wrażenie, że oglądam japońską wersję “Przystanku Alaska”, chociaż miejsce akcji znajduje się niedaleko Tokio. Rzuca się w oczy nędza rudery, w której zamieszkuje bohater grany przez Abego, czy śmieszność ceremonii ślubnej zorganizowanej w niemalże polowych warunkach i zakończonej rozróbą jak na wiejskie wesele przystało. Jest zabawnie, ale nie idealnie. Głównym przesłaniem filmu wydaje się myśl, że przetrwanie w ciężkich czasach i niezbyt komfortowych warunkach wymaga zarówno wzajemnej życzliwości, jak i poczucia humoru. Kulminacyjnym punktem fabuły staje się pożar kawiarni, która jednak zostanie odbudowana, aby nadal chronić ludzi przed samotnością.
Iwona Merklejn – japonistka, medioznawca, dr nauk humanistycznych. Wykładała na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz JAIST (Japan Advanced Institute of Science and Technology). Obecnie pracuje nad książką o historii Igrzysk Olimpijskich oraz piłki siatkowej kobiet w Japonii. Luźno związana z Uniwersytetem Tokijskim, głęboko związana z mężem, tokijczykiem zakochanym w swoim mieście - Nobuyą Ishiim.
Komentarze
- PLUSK WODY DO STAREGO STAWU WSKOCZYŁA… Skomentowane przez ELZBIETA dodany czwartek, 08 listopad 2012 19:09 O stawie i żabie (Literatura, Język)
- Chcialbym na poczatku powiedziec, ze naprawde… Skomentowane przez Seweryn Karłowicz dodany piątek, 24 sierpień 2012 04:47 Tematyka spotkania polonijnego w ambasadzie 5 lipca br. (AKTUALNOŚCI)