Galeria
Aleja Midō jest od dawien dawna chlubą wszystkich mieszkanców Osaki.
Łącząca dwa największe ośrodki turystyczno-handlowe miasta, Umedę i Nambę, przywodzi trochę na myśl nowojorską Madison Avenue, czy jak kto woli bardziej swojsko: warszawską Marszałkowską.
Najpiękniejszy, najbardziej reprezentacyjny czterokilometrowy odcinek Midōsuji, na którym skupiają się butiki najznamienitszych światowych domów mody, sklepów, banków i firm, ozdabia po obu stronach osiemset strzelistych miłorzębów.
Dla mieszkanki Warszawy, spędzającej onegdaj każdą wolną chwilę podosamotnionym, w liczbie jeden, miłorzębem z Ogrodu Botanicznego, widok ten jest niezmiennie egzotyczny, oszałamiający, wręcz zapierający dech w piersiach.
Aleja zazielenia się z wiosną, mieni złotem na jesień i wskazuje drogę tysiącem świąteczno-noworocznych lampek zimową nocą. Przepięknie i nie do znudzenia.
I tu nagle, w ten romantyczny nastrój wdziera się tematyka gender, bowiem te czarowne drzewa są… rozdzielnopłciowe.
Mamy zatem drzewa męskie i rodzące owoce, żeńskie.
I właśnie owe nieszczęsne matki są od pewnego czasu obiektem sporów i niesnasek wśród klientów butików, kierowców samochodów, czy też po prostu, przechodniów.
Władze miasta odnotowują coraz więcej skarg na miłorząbowate dzieci, które spadają na chodniki i ulice, powodując “1. wpadanie samochodów w poślizg, 2. poślizgnięcia i upadki przechodniów, 3. wnoszenie rozdeptanych szczątków na podeszwach butów do pomieszczeń, 4. potrzebę częstego czyszczenia kół rowerowych” itd., itd.
Nie byłoby pewnie żadnych skarg i żadnych pretensji, gdyby nie fakt, że te endemiczne owoce pachną bardzo nieciekawie, a właściwie śmierdzą kwasem masłowym i mogą bardziej stanowić broń biologiczną, aniżeli zachętę do zakupów za tysiąc dolarów, a za wniesienie tego do domu grozi niechybna eksmisja.
Aż dziw bierze, że w kraju, w którym miłorząb jest tak chętnie spożywany, jego zapach stanowi aż taki problem. A jednak. Doznania są tak intensywne, że czasem jedynym właściwym posunięciem jest… ewakuacja.
Pracownicy miasta nie mogąc juz sobie poradzić ze sprzątaniem małych śmierdziuchów pod osłoną nocy, postawili na strategię i zaczęli zmieniać równowagę liczebną miłorzębowych matek, stopniowo je wymieniając na niepłodne męskie osobniki.
Cyklicznie przesadzanych jest po parę drzew i w bieżącym, 2017 roku, na 800 wszystkich miłorzębów, zostało już tylko 270 żeńskich osobników.
Wychodzi na to, że w dzisiejszej dobie równouprawnienia gatunek męski z błogosławieństwem mieszkańców i ratusza bierze siłą główną aleję i nie ma nikogo, kto by narzekał.
Taka Japonia.
P.S.
Zebrane owoce miłorzębu wrzucamy do kubła z woda i odstawiamy na około trzy dni pod szczelnym przykryciem.
Następnie wyjmujemy je, oczyszczamy z łupin, myjemy i pozostawiamy na kolejne trzy dni do wysuszenia.
Tak podsuszone, już znacznie mniej zwalające z nóg, przechowujemy do miesiąca czasu w lodówce, wykorzystując wedle uznania do np: gotowanego ryżu, albo jako przekąskę do piwa.
Tekst pochodzi z bloga Darii Miury „Półprzewodnik japońsko-polski, czyli jak żyć pod kwitnącą wiśnią”.
Komentarze
- PLUSK WODY DO STAREGO STAWU WSKOCZYŁA… Skomentowane przez ELZBIETA dodany czwartek, 08 listopad 2012 19:09 O stawie i żabie (Literatura, Język)
- Chcialbym na poczatku powiedziec, ze naprawde… Skomentowane przez Seweryn Karłowicz dodany piątek, 24 sierpień 2012 04:47 Tematyka spotkania polonijnego w ambasadzie 5 lipca br. (AKTUALNOŚCI)