Galeria
Liryka i melodia w muzyce Chopina porywają Japończyków – rozmowa z Januszem Olejniczakiem w dniu 6 listopada 2018 r. w Tokio
Nasza redakcja miała okazję porozmawiać z artystą przed koncertem „Janusz Olejniczak Piano Recital” w Daikanyama Hillside Plaza Hall mieszczącym się w kompleksie Hillside Terrace w tokijskiej dzielnicy Shibuya. Recital chopinowski miał - zgodnie z koncepcją wykonawcy - charakter koncertu salonowego, takiego jakie odbywały się w pałacach za życia kompozytora. Koncert salonowy nie tylko pozwala na przeżycie maestrii brzmienia muzyki Chopina „na wyciągnięcie ręki”, ale także umożliwia artyście wybór repertuaru na żywo. Koncert bez programu to na pewno rzadkość w Japonii. Artysta grał przy całkowicie wypełnionej sali. Koncert salonowy pozwolił „dotknąć” dźwięków i barw rozbrzmiewającej muzyki Chopina – m.in. nokturnów, walca, mazurków i poloneza.
POLONIA JAPONICA: Dziękujemy serdecznie za spotkanie i możliwość przeprowadzenia tej rozmowy. Na początku chciałybyśmy zapytać, jak często przyjeżdża Pan z koncertami do Japonii?
Janusz OLEJNICZAK: Właściwie nie pamiętam, który to już raz tutaj występuję. Wiem, że po raz pierwszy byłem zaproszony przez NHK i miałem dwa koncerty w Suntory Hall. To było takie dobre wejście – od razu grałem z orkiestrą i potem w tej samej sali miałem recital. Wszyscy pianiści polscy, którzy tutaj przyjeżdżają, grają najczęściej jednak Chopina – bo nie ma kraju, w którym Chopin byłby tak popularny i tak kochany jak w Japonii. Mam czasami wrażenie, że bardziej w Japonii niż w Polsce. Ta ilość koncertów w samym Tokio! Myślę, że codziennie przynajmniej dwa-trzy koncerty są poświęcone tylko Chopinowi. No i także ta liczba Japończyków, którzy przyjeżdżają na Konkursy Chopinowskie, zawsze chyba jest największa. Myślę, że kiedy wreszcie uda się jakiemuś Japończykowi wygrać Konkurs, to będzie mu tutaj za życia postawiony pomnik, będzie drugi po cesarzu... No i cały czas przyjeżdżają studenci japońscy do Polski.
I studentki...
Tak, trzeba przyznać, że większość to studentki.
Czy zastanawiał się Pan, dlaczego Japończycy tak bardzo lubią muzykę Chopina? Czy sądzi Pan, że japońska widownia jest bardziej wrażliwa, czy różni się od europejskiej?
Różni się. A dlaczego lubią Chopina? Długo się nad tym zastanawiałem, przez dobrych parę pobytów. Robiłem właściwie wywiady pytając – o co tutaj chodzi? Dlaczego Chopin? Dlaczego nie Schumann, nie Mozart, nie Liszt, nie Beethoven, tylko właśnie Chopin. I wreszcie ktoś mi powiedział, a potem konfrontując to z opiniami japońskich studentów w Polsce, czy też tutaj rozmawiając z ludźmi, też do tego wniosku doszedłem, że to wcale nie ten dramatyzm, który nas Polaków tak bardzo porywa i nie te wszystkie sprawy związane z polskością, patriotyzmem, z rewolucją, z historią, tylko że dla nich najbardziej istotna jest liryka i melodia. Po prostu melodyka chopinowska, ich tak szczególnie „bierze”. I może dlatego też, a przynajmniej z pewną większą trudnością, w wyniku zapewne różnic kulturowych – mają problemy z utworami, które wymagają zrozumienia, które zawierają głębokie treści. My je rozumiemy właściwie niezależnie od tego, czy jest się bardziej czy mniej wytrawnym melomanem. Nas to „bierze”, wiemy o co chodzi – czy w Etiudzie Rewolucyjnej, czy w polonezach, czy w Balladach. Mam na myśli takie duże formy, przy których wymagana jest nie tylko biegłość techniczna, ale przy tej niezbędnej biegłości technicznej trzeba wiedzieć, że utwór zawiera także wiele treści. Jak wiadomo Japończycy są bardzo pracowici, technicznie wykonują te utwory czasami rzeczywiście perfekcyjnie, ale jakby bez należytego zrozumienia (chociaż jest coraz lepiej pod tym względem), że technika u Chopina to jest nie tylko technika popisu wirtuozerskiego, tylko że wszystko, każda nuta zawiera słowa, zawiera treść. Nie wystarczy zagrać perfekcyjnie jakiś fragment sonaty, a potem znowu przepięknie jakiś liryczny moment, potem znowu przelecieć przez coś szybkiego, trudnego, wyćwiczonego fantastycznie, tylko trzeba rozumieć, że to wszystko to jest jedna wielka całość, która jest po prostu zróżnicowana i emocjonalnie, i muzycznie. Nie można oddzielić techniki od muzyki.
Na fortepianie zaczął Pan grać w dzieciństwie, a we wczesnej młodości wygrywał Pan już konkursy międzynarodowe. Jak zaczęła się Pana kariera pianisty, co było decydującym osiągnięciem, które ją zapoczątkowało?
Wie Pani, w tamtych czasach kiedy miałem niecałe osiemnaście lat i zacząłem się przygotowywać do Konkursu Chopinowskiego, to była to dość duża rewolucja. Do Konkursu Chopinowskiego przystępowało się na ogół po studiach, a w najlepszym wypadku w czasie studiów. Wcześniej były m.in. ogólnopolskie przesłuchania, gdzie owszem odnosiłem sukcesy, ale trudno porównywać je z Konkursem Chopinowskim. Tak zwana „kariera” można powiedzieć, że zaczęła się od Konkursu Chopinowskiego. Potem też się jeszcze dużo uczyłem, dużo jeździłem na lekcje do różnych profesorów, więc nie było to tak, że po Konkursie miałem już tylko koncerty i koniec. Jeżeli jeszcze wracamy do tamtych czasów, to dla mnie ta nagroda na Konkursie Chopinowskiem była przepustką do świata – do tego żebym miał paszport, żebym bez trudności wyjeżdżał i żebym mógł się też jeszcze po prostu kształcić.
Jak Pan się przygotowuje do koncertu? Czy ćwiczy Pan przez kilka godzin codziennie?
Ćwiczenie bywa przyjemne, ale to jednak po prostu ciężka praca. Trzeba ćwiczyć do końca życia, jeżeli chce się grać. Przed koncertem przygotowuję jakiś określony program, są też nowe utwory, których muszę się nauczyć. To wymaga uczenia się na pamięć. A jeśli chodzi o utwory, które grałem kilkadziesiąt czy kilkaset razy, to po prostu trzeba ćwiczyć, utrzymywać cały czas formę jak sportowiec. Nie potrafiłbym jednak żyć bez koncertów.
Grał Pan na wielu festiwalach muzycznych, czy mógłby Pan wymienić najbardziej istotne?
Przede wszystkim występowałem na najważniejszych festiwalach chopinowskich, począwszy od Dusznik (1), następnie Nohant (2) we Francji, które bardzo lubię, Majorka (3), Mariańskie Łaźnie, które kiedyś były na bardzo wysokim poziomie, a teraz troszkę podupadły i Gaming w Austrii, gdzie od dziesiątków lat prowadzi festiwal profesor Kanitzer (4). Jest on naszym polskim orędownikiem Chopina w Austrii. Aż strach pomysleć, co będzie jak go zabraknie, ponieważ on już ma ponad 90 lat. Kolejne festiwale to Aix en Provence, Montreal, a także „Chopin i jego Europa” (5). Ten ostatni to bardzo ważny obecnie festiwal, który stał się już tradycją od ponad dziesięciu lat i na którym co roku występuję. Dla artysty istotne są też sale koncertowe, począwszy od Suntory Hall w Japonii, poprzez Filharmonię Karajana w Berlinie (6), Teatro Colón w Buenos Aires, Tonhalle w Düsseldorf'ie, czy też Concertgebouw w Amsterdamie; dużo można by ich wymieniać. To są sale bardzo prestiżowe.
Jest Pan pomysłodawcą projektu muzycznego „Głosy Gór”, który łączy muzykę klasyczną i ludową tworzoną pod wrażeniem krajobrazu polskich gór przez takich kompozytorów jak Fryderyk Chopin, Karol Szymanowski, Henryk Mikołaj Górecki i Wojciech Kilar. Premiera „Głosów gór” odbyła się 4 lipca 2011 roku w Madrycie, z okazji inauguracji programu kulturalnego polskiej prezydencji w Madrycie.
Przede wszystkim Chopin jest tutaj absolutnym dodatkiem, wykonywany jest tylko jeden jego utwór. Ten festiwal to przede wszystkim Kilar, Górecki i Szymanowski, w tle są zdjęcia zrobione przez Mieczysława Karłowicza, zdjęcia teatru. Ten projekt to połączenie oryginalnych wersji utworów klasycznych z folklorem w bardzo czystej postaci w wykonaniu Sebastiana Karpiela-Bułecki z jego góralami, ale nie z jego zespołem Zakopower tylko z kwartetem góralskim (7). To jest wszystko troszkę przeplatane, jest też trochę jazzu. Koncert trwa bez przerwy godzinę i 15-20 minut. W Warszawie gramy „Głosy Gór” już od kilkunastu lat. Niedawno odbył się ósmy nasz występ w operze (8), przy absolutnie wypełnionej sali. Niektórzy już po kilka razy byli na tym koncercie.
Skąd powstał ten pomysł?
Oj, tak, spontanicznie. W 2010 roku w Radziejowicach siedzieliśmy z Waldemarem Dąbrowskim, dyrektorem teatru (9), a było to po takim projekcie chopinowskim, który stworzył bodajże Nigel Kennedy, fantastyczny skrzypek światowej sławy związany zresztą z Polską (żona Polka) (10). No i to też była trochę mieszanka jazzu i klasyki, trochę folkloru. Kennedy grał jazz, Sebastian Karpiel-Bułecka grał na skrzypcach i śpiewał – wtedy się poznaliśmy. Jakby na fali tego Chopina właśnie w Radziejowicach zaczęła się rozmowa, że to był świetny projekt, świetny pomysł i że trzeba by stworzyć coś nowego, że muzyka gór – górska powiedzmy – stwarza chyba najwięcej możliwości, biorąc pod uwagę chociażby takich kompozytorów jak Kilar, Górecki czy Szymanowski.
Teraz będziecie Państwo występować 14 listopada w Carnegie Hall, jaki jest mniej więcej program tego koncertu?
Pokażemy cały program pt. „Głosy gór”. Jest tam koncert fortepianowy Kilara, jest koncert fortepianowy Góreckiego, są mazurki Szymanowskiego, jest fantastyczny kwartet jazzowy Atom String Quartet, jeszcze jest inny kwartet – Neo String Quartet, jest Jaś Młynarski na perkusji, Jaś Smoczyński na drugim fortepianie jazzowo i na intrumentach elekronicznych (11), a także Michał Barański na kontrabasie.
Czy mógłby opowiedzieć Pan o swoim udziale w filmach? Pierwszym z nich był francusko-niemiecki film pt. „Błękitna nuta” (La Note bleue, 1991) w reżyserii Andrzeja Żuławskiego, w którym wcielił się Pan we Fryderyka Chopina. W następnych filmach grał Pan partie fortepianu. Są to polski dramat biograficzny „Chopin. Pragnienie miłości” (Chopin. A Desire for Love, 2002) w reżyserii Jerzego Antczaka oraz „Pianista” (The Pianist, 2002) w reżyserii Romana Polańskiego, wyprodukowany w kooperacji francusko-niemiecko-brytyjsko-polskiej – film, który uzyskał wiele nagród na międzynarodowych festiwalach, m.in. 3 Oscary (za reżyserię, rolę męską i scenariusz adaptowany). Jak wspomina Pan te filmy, a szczególnie pierwszy, w którym grał Pan Chopina?
Jeśli chodzi o film Andrzeja Żuławskiego „Błękitna nuta”, to dostałem propozycję i po prostu zdecydowałem się. W latach 70. nie było jeszcze takiej mody, żeby zamiast prawdziwych aktorów grali amatorzy, więc ja mając duży szacunek dla sztuki aktorskiej, ich umiejętności i pracy którą trzeba włożyć, długo się nad propozycją Żuławskiego zastanawiałem. Ostatecznie w gruncie rzeczy postanowiłem rzucić się na głęboką wodę. Trzeba było mówić po francusku i grać ze wspaniałymi aktorami, takimi jak Sophie Marceau, Roman Wilhelmi i wielu, wielu innych. To była cudna przygoda. Samo kręcenie filmu trwało trzy miesiące. Przygotowania też kilka miesięcy – nie tylko praca nad rolą, ale też ćwiczenia fizyczne, oddechowe, ruchowe oraz ćwiczenia emocjonalne, żeby na pstryknięcie palca przedstawić stany radości czy się rozpłakać. To był bardzo trudny trening psychiczny, który bardzo mi się przydał potem przy każdej innej pracy. Otworzyło mnie to też na ludzi.
A jeśli chodzi o „Pianistę”, czy miał Pan okazję poznać któregoś z synów Władysława Szpilmama, notabene jeden z synów – Christopher Szpilman mieszka od ponad 25 lat w Japonii?
Poznałem jego obydwu synów w Japonii.
Jaką muzykę głównie Pan gra i nagrywa? Czy zdarzały się Panu eksperymenty muzyczne, np. jazzowe, rockowe czy operowe?
I tak i nie. Jazzowe tak. Na przykład z Joachimem Mencelem i Atom String Quartet grałem w filharmonii cały koncert utworów Komedy, ale jazzmanem nie jestem. Nie zagram jak Możdżer, nie zagram jak wielu innych wspaniałych pianistów, gram po swojemu. Grywałem kompozycje Komedy na moich klasycznych koncertach. Natomiast jestem otwarty i jak tylko mogę, to biorę udział w różnych ciekawych przedsięwzięciach.
Czy Chopin jest Pana ulubieńcem?
Tak i nie ma co o tym mówić, to jest naturalne. Jak się jest Polakiem i mieszka się w Polsce, z Chopinem jest się na co dzień od dziecka. Dlatego na pytanie, kto jest moim ulubionym kompozytorem, nigdy nie mówię, że Chopin, bo to jest oczywiste. Są to więc Bethoven, Ravel i wielu, wielu innych.
Profesjonalnie zajmuje się Pan muzyką klasyczną, czy słucha Pan także muzyki popularnej? Czy ma Pan jakichś ulubionych wykonawców?
Słucham tak dużo różnej muzyki, że trudno mi tu rzucać nazwiskami. Od czasów młodości zachowałem we wdzięcznej pamięci tych wszystkich jazzmanów, rockmanów czy piosenkarzy, których słuchałem. Niektórzy już nie żyją. Słucham zatem starszej muzyki aż do współczesności.
Poza występami zajmuje się Pan także kształceniem młodych muzyków. Czy mógłby Pan o tym opowiedzieć? Kształci Pan także pianistów japońskich?
Tak, nawet teraz mam dwoje studentów z Japonii. W sumie to dopiero od trzech lat wykładam na uniwersytecie w Warszawie (12). Sprawia mi to sporo przyjemności, chociaż jest to jednak zajęcie absorbujące nie tylko czasowo, bo trzeba przygotować lekcję, ale i emocjonalnie, bo po lekcjach trudno się odciąć, przestać myśleć o studentach. Jest to męczące, ale kiedy jest się w pewnym wieku kontakt z młodymi dobrze robi.
Czy w Japonii ma Pan także jakieś wykłady?
Sporadycznie, 2-3 razy podczas pobytów w Japonii.
Zjeździł Pan świat wzdłuż i wszerz, gdzie jeszcze chciałby Pan wystąpić? Czy są miejsca, gdzie Pan chętniej koncertuje?
Miejscem, w którym całe życie chciałem wystąpić jest Carnegie Hall i właśnie tam wystąpię 14 listopada. Mam nadzieję, że to marzenie się spełni. A jeśli chodzi o ulubione miejsca, to niekoniecznie muszą to być bardzo słynne miejsca, w których grałem. Bardzo chętnie wracam do różnych miłych, uroczych zakątków gdzieś na prowincji Polski, czy gdziekolwiek na świecie. Najważniejsze, żeby miejsce było przyjazne, sympatyczne i z dobrym dźwiękiem.
Czy ma Pan także jakieś zajęcia i hobby pozamuzyczne?
Hobby takiego, że zbieram znaczki czy coś tego typu, to nie. Ale dużo czytam, chodzę do teatru, jestem na bieżąco z kinem. To wystarczy, bo muzyka zajmuje resztę czasu.
Jakie są Pana najbliższe plany?
To znowu mówimy o Ameryce. Jeszcze parę dni będę tutaj, potem ląduję na chwilę w kraju, odbieram wizę amerykańska i lecę.
Co sądzi Pan o promocji polskiej muzyki za granicą?
Promocji Polski zawsze jest za mało.
I jeszcze ostatnie pytanie. Jak Pan znosi ciągłe podróże, hotele?
Lubię hotele. Szczerze mówiąc, jak jadę w dłuższą trasę, a teraz to będzie dwa tygodnie, czyli kawał czasu, to wbrew pozorom życie jest bardziej uporządkowane niż jak się jest w domu. Tutaj wszystko jest dokładnie ustalone – śniadanie, obiad, wszystko jest dokładnie zaplanowane. W Japonii w szczególności. Więc nie jest to uciążliwe, poza koncertami oczywiście, bo te są zawsze stresujące i męczące. W jakimś sensie wyjazd porządkuje mnie psychicznie. Odrywam się od problemów dnia codziennego w Warszawie.
Dziękujemy Panu bardzo za rozmowę i życzymy dalszych sukcesów.
Dziękuję.
1. Międzynarodowy Festiwal Chopinowski w Dusznikach Zdroju
2. Festiwal w Nohant – „Les Rencontres Internationales Frédéric Chopin”
3. Festiwal organizowany w Valldemosa na Majorce
4. Profesor prof. dr. Theodor Kanitzer (ur. 1926) jest organizatorem Festiwalu Chopinowskiego w Kartause Gaming
5. „Chopin i jego Europa" – festiwal odbywajacy się w Warszawie od 2005 r.
6. Herbert-von-Karajan (1908-1989) – austriacki dyregent i animator życia muzycznego był najdłużej służącym dyrygentem; jego imienia jest ulica, przy której znajduje się Filharmonia Berlińska.
7. Kwartet Sebastiana Karpiela-Bułecki
8. Koncert odbył się 21 października br. w Operze Narodowej w Warszawie.
9. Waldemar Dąbrowski – dyrektor Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie w latach 1998-2002 i ponownie od 2008 r.
10. Projekt „Nigel Kennedy’s Chopin Super Group” zaprezentowany podczas festiwalu „Wiosna Jazzowa Zakopane 2010” jest autorstwa wybitnego brytyjskiego skrzypka Nigela Kennedy, który przedstawił oryginalne spojrzenie na twórczość Chopina, przeplatając klasyczne interpretacje jego muzyki ze współczesnymi. W projekci wzięli udział m.in. Janusz Olejniczak, Anna Maria Jopek, Robert Majewski oraz lider zespołu Zakopower, Sebastian Karpiel-Bułecka.
11. Jan Smoczyński (instrumenty klawiszowe)
12. Janusz Olejniczak był przez 4 lata wykładowcą w Akademii Muzycznej w Krakowie. Wielokrotnie zasiadał w jury konkursów pianistycznych i dawał lekcje mistrzowskie poza granicami kraju w Kanadzie, Japonii i Kolumbii, a także podczas warsztatów dla młodych muzyków w ramach Akademii Mozartowskiej we Wrocławiu.
Daikanyama Hillside Terrace, kompleks zaprojektowany przez arch. Fumihiko Maki, zbudowany etapami w latach 1969-1992.