Galeria
Wracamy. Za trzy miesiące, zgodnie z planem, który został ustalony na początku mojego kontraktu, kończy się siedmioletni okres pracy w tokijskim biurze mojej firmy i razem z żoną wracamy do naszego domu w Londynie. Muszę przyznać, że po tylu latach spędzonych tutaj, Japonia stała się prawie drugim domem, ciężko jest więc żegnać się z przyjacółmi i zostawić miejsca, które tak polubiliśmy. Wiemy jednak, że dla naszej rodziny to bardzo dobry moment na przejście przez tę wielką zmianę ponownego przystosowania do życia u siebie i wśród swoich. Ann z radością oczekuje pełnego powrotu do swojej pracy dziennikarskiej, którą mogła do pewnego stopnia kontynuować, mieszkając w Tokio. Na mnie czeka kolejny etap mojej kariery w londyńskim biurze i kilka projektów, w które już od jakiegoś czasu jestem zaangażowany. Największą radość sprawia nam jednak fakt, że znowu będziemy blisko naszych obydwu córek, z którymi przez te siedem „japońskich” lat widywaliśmy się tylko w czasie naszych pobytów w Anglii lub ich kilku krótkich przyjazdów do Tokio. Dziewczyny w tym czasie zdążyły skończyć studia, rozpocząć pracę. Nasza starsza córka wyszła za mąż i urodziła dziecko – naszego cudownego wnuka, któremu nareszcie będziemy mogli poświęcić czas osobiście, a nie tylko na odległość.
Wszystko wydaje się przygotowane na nasz powrót. Czeka na nas, poukładane i na swoim miejscu. Przynajmniej tak nam się wydaje. Postaraliśmy się zadbać o każdy szczegół procesu opuszczania Japonii, zamykania naszych spraw tutaj i przyzwyczajania się na nowo do rytmu londyńskiego życia. Chcemy najbardziej jak to jest możliwe zredukować stres związany z tą przeprowadzką i uniknąć napięć, jakie ta zmiana, mimo wszystkich pozytywnych jej aspektów, na pewno ze sobą przyniesie.
Do tej pory mamy w pamięci ogromne i nieoczekiwane trudności, z jakimi borykaliśmy się kilkanaście lat temu, wracając do Anglii po trzech latach pobytu w Ameryce Południowej. Często wspominamy z żoną i córkami, że był to jeden z najcięższych okresów w historii naszej rodziny. Mój kontrakt został przerwany nagle i bez uprzedzenia. Mieliśmy zaledwie dwa miesiące na spakowanie naszych rzeczy, pozamykanie spraw na miejscu i ulokowanie się na nowo w Londynie. To ostatnie oznaczało konieczność znalezienia nowej pracy dla mnie, szkół dla córek i mieszkania (w tym czasie nie mieliśmy jeszcze własnego lokum). Ann zajmowała się wtedy domem. Ze względu na nasz wyjazd za granicę musiała zrezygnować ze swojej pracy, do której planowała wrócić po przyjeździe do Londynu. Czekała jednak na nią wyjątkowo trudna sytuacja rodzinna: jej ojciec (a mój teść) przeszedł ciężką operację serca i walczył o życie. Taką kumulację tak trudnych zadań ciężko sobie wyobrazić. Pocieszaliśmy się jednak tym, że przecież wracamy do domu i dlatego z każdym problemem łatwiej będzie się zmierzyć. Będziemy już u siebie, bez barier kulturowych i językowych, bez tych wszystkich wyzwań i niedogodności, z jakimi musieliśmy sobie poradzić przystosowując się do życia w Ameryce Południowej. Nie wiedzieliśmy wtedy, że powrót do domu może być równie trudny jak wyjazd i adaptacja do życia poza krajem.
Względnie bezkolizyjnie poradziliśmy sobie ze znalezieniem mieszkania. Mnie udało się szybko znaleźć dobrą pracę – jeszcze przed przyjazdem do Londynu wiedziałem, że czeka na mnie atrakcyjne stanowisko w dużej firmie. Nie przypuszczałem jednak, że moje doświadczenia z pobytu za granicą przez długi czas nie będą doceniane i wykorzystywane. Córki miały ogromne trudności z przystosowaniem się do nowych szkół. Obydwie były w wieku, w którym każda zmiana jest trudna (starsza miała wtedy piętnaście lat, a młodsza dwanaście), nie przewidywaliśmy jednak, że tak bardzo będą tęsknić za przyjaciółmi i poprzednią, międzynarodową szkołą. Ann nie mogła sobie pozwolić na zaplanowany powrót do pracy, ze względu na konieczność pomocy rodzicom w czasie rekonwalescencji po operacji jej ojca. Chciała również poświęcić więcej uwagi dzieciom i pomóc im w trudnościach adaptacyjnych. Kiedy po kilku miesiącach sytuacja naszych córek i moich teściów unormowała się, okazało się, że ponowne rozpoczęcie pracy przez żonę było bardzo trudne – jej firma przeszła gruntowną restrukturyzację i powrót na to samo lub podobne stanowisko był niemożliwy. Dla Ann rozpoczął się trudny, prawie roczny okres zdobywania dodatkowych kwalifikacji i poszukiwania nowych możliwości zawodowych.
Te wszystkie problemy z ponowną adaptacją do funkcjonowania w Londynie wydawały się w jakimś stopniu zrozumiałe i naturalne. W końcu nie było nas w kraju przez trzy lata (z wyjątkiem kilku krótkich pobytów urlopowych) i po takiej długiej nieobecności można było spodziewać się pewnych kłopotów. Zaskoczyła nas jednak skala i jakość tych trudności. Szczególnie zadziwiające, a czasami nawet bolesne, było doświadczanie swoistego rodzaju obcości, marginalizacji i wynikającego z nich specyficznego wewnętrznego rozszczepienia. To rozdarcie często dawało o sobie znać paradoksalnymi pytaniami: dlaczego u siebie, we własnym kraju często czujemy się tak obco? Dlaczego przeszkadzają nam niektóre zachowania i nawyki przyjaciół czy znajomych, które wcześniej wydawały się takie naturalne i zrozumiałe? To, co domowe i swojskie, nie powinno być przecież irytujące... Dlaczego prawie nikt nie jest zainteresowany naszym doświadczeniem pobytu w obcym kraju i dlaczego tak niewielu ludzi jest w stanie wykazać choć odrobinę zainteresowania naszymi opowieściami?
Te pytania i dezorientacja nie były dla nas czymś całkowicie nowym. Pojawiały się już wcześniej, przy okazji urlopowych wizyt w kraju. Wtedy jednak stanowiły jedynie tło generalnie pozytywnego doświadczenia bycia „u siebie”, a nawet jeśli stawały się nieprzyjemne, to udawało nam się umieścić je w odpowiedniej perspektywie: „to przejściowe trudności, wszystko się unormuje, jak tylko wrócimy na stałe.” Kiedy więc byliśmy już „na stałe u siebie” ostrość odczuwania tej specyficznej „obcości swojego” – co samo w sobie brzmi jak sprzeczność – była szczególnie nieprzyjemna.
Ogromne zdziwienie budziło również uderzające podobieństwo emocji doświadczanych po powrocie do domu, do tego co przeżywaliśmy przystosowując się do życia w Ameryce Południowej. O ile jednak tamtych problemów adaptacyjnych w jakiś sposób oczekiwaliśmy – uczestniczyliśmy nawet w warsztacie na temat szoku kulturowego przygotowanym przez mojego poprzedniego pracodawcę – to emocjonalny koszt związany z powrotem do kraju całkowicie nas zaskoczył. O „powrotnym szoku kulturowym” nie wiedzieliśmy wtedy nic. I nikt też nie potrafił nam pomóc.
Dlatego, tak jak już wspomniałem, teraz staramy się lepiej przygotować nasz przyjazd do Londynu. Stąd to dokładne zaplanowanie powrotu do pracy zarówno mojej, jak i żony, staranne przygotowanie domu na nasz przyjazd (w czym bardzo pomagają nam córki), uprzedzanie przyjaciół i rodziny o naszej przeprowadzce oraz szukanie już teraz miejsc, gdzie będziemy mogli liczyć na wsparcie i możliwość dzielenia się naszymi przeżyciami z ludźmi o podobnej historii osobistej i zawodowej. Nie chcemy też całkowicie zamykać „japońskiego rozdziału” naszego życia. Ann ma w planie zebranie swoich esejów pisanych w Tokio i poszerzenie całości do rozmiarów książki, oboje planujemy kontynuację nauki japońskiego.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie uda nam się całkowicie uniknąć trudności w przystosowywaniu się na nowo do życia w Anglii. Mamy jednak nadzieję, że poprzednie doświadczenia przeprowadzek, wyjazdów i powrotów pomogą nam w zdobyciu pewnego dystansu do czekających nas za trzy miesiące zmian i zniwelują stres adaptacyjny do minimum.
John R., 55-letni Brytyjczyk,
pracownik dużej międzynarodowej korporacji,
przebywający na kontrakcie w Tokio w latach 2005–2012.
SZOK POWROTU
Termin „szok kulturowy”, jako pojęcie opisujące trudności w przystosowaniu się do nowej kultury na dobre zadomowił się w psychologii międzykulturowej. Znane są modele krzywej „U” i krzywej „W” opisujące kolejne etapy procesu adaptacji do pobytu w obcym kraju i trudności charakterystyczne dla każdej z poszczególnych faz (o obydwu modelach szoku kulturowego i sposobach radzenia sobie z problemami adaptacyjnymi pisałam w artykule „Szok kulturowy”, zamieszczonym w „Gazecie Klubu Polskiego w Japonii” z lutego 2006; nr 1/46 oraz na stronie internetowej : gazeta.jp POLONIA JAPONICA).
Coraz więcej uwagi poświęca się również ostatnio zjawisku tak zwanego „powrotnego szoku kulturowego”, z którego istnienia długo nie zdawano sobie sprawy. Często też problematykę związaną z szokiem powrotu pomijano, jako niezrozumiałą lub nie dającą się do końca wytłumaczyć. Nie jest przecież łatwo w racjonalny sposób wyjaśnić trudności pojawiające się w trakcie powrotu do domu, do siebie, do własnego kraju. To, co znane i bezpieczne nie powinno budzić żadnych obaw. Trudności przystosowawcze (oraz związane z nimi lęk i dyskomfort) budzić powinno tylko to, czego nie znamy czyli nowe, często nieprzyjazne miejsce, a nie bezpieczny i tak dobrze znany dom. Osobiste relacje ogromnej grupy ludzi powracających do rodzinnych krajów po dłuższym pobycie za granicą przeczyły jednak temu stereotypowemu oczekiwaniu – powrót do domu w większości przypadków wiązał się z doświadczaniem wielu trudności readaptacyjnych, które swoją dynamiką często przypominały etapy typowego szoku kulturowego przeżywanego w zupełnie innym kontekście: przystosowywania się na nowo do funkcjonowania w kraju rodzinnym.
W latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku zaczęło pojawiać się coraz więcej publikacji analizujących kolejne fazy procesu powracania do domu po dłuższym pobycie za granicą i oferujących wskazówki, które miały ułatwiać przygotowania do powrotu i ograniczyć stres z nim związany. Zasugerowano podział dynamiki powrotu do kraju rodzinnego na cztery podstawowe etapy: przygotowanie do powrotu i wyjazd z kraju, w którym się przebywało; euforia i radość po powrocie; powrotny szok kulturowy; ponowna adaptacja.
W przytoczonej powyżej wypowiedzi brytyjskiego pracownika międzynarodowej korporacji, opisującego przygotowania do wyjazdu z Japonii oraz poprzednie doświadczenia readaptacyjne poruszono kilka ważnych zagadnień związanych z każdą z poszczególnych faz szoku powrotnego.
WYJAZD I POWRÓT
Na jakość powrotu do kraju rodzinnego w dużej mierze wpływa to, w jaki sposób odbędzie się wyjazd z kraju, w którym dłużej przebywaliśmy i jak do tego wyjazdu się przygotujemy. Istotne znaczenie ma zapewnienie sobie wystarczającej ilości czasu na odpowiednie przygotowania i pożegnania. Związane jest to bezpośrednio z okolicznościami, w jakich została podjęta decyzja o powrocie: czy wyjazd jest naturalnym i dawno oczekiwanym zakończeniem kilkuletniego kontraktu, czy też odbywa się nagle i bez wystarczającego uprzedzenia. John w swojej wypowiedzi wspomina, jaki trudny dla całej rodziny był nieoczekiwany wyjazd z Ameryki Południowej. Brak odpowiedniej ilości czasu na zamknięcie spraw przed wyjazdem i spokojne zorganizowanie podstawowych aspektów codziennego życia w kraju rodzinnym jest zawsze źródłem dodatkowych napięć w już i tak trudnej sytuacji powrotu. Dynamika ta może zostać dodatkowo skomplikowana przez fakt, że decyzja o powrocie nie została podjęta przez nas samodzielnie, a zmusiły nas do wyjazdu nieprzewidziane okoliczności zewnętrzne (nagłe zakończenie kontraktu przez poprzedniego pracodawcę Johna).
Bardzo ważne w procesie przygotowań do powrotu są pożegnania z miejscem i sposobem życia poza krajem. W natłoku spraw i załatwień przed wyjazdem zapominamy, że każde „do widzenia” czy też „żegnaj” mają ogromny wpływ na nasze poczucie komfortu psychicznego w tym trudnym czasie zmiany. Ważne jest pozwolenie sobie na decyzję, jaką część naszego doświadczenia z zagranicy chcemy i potrafimy „zabrać ze sobą”, a jakie jego elementy musimy uznać za rozdział zdecydowanie zamknięty. Ann i John zdawali sobie sprawę, że muszą pożegnać się z Japonią fizycznie i zostawić w Tokio wielu przyjaciół; postanowili jednak nadal utrzymywać kontakt z kulturą japońską poprzez kontynuowanie nauki języka japońskiego, a w przypadku Ann poprzez pracę nad książką wykorzystującą materiały zebrane w trakcie pobytu w Japonii. Takie zapewnienie sobie realistycznej ciągłości naszego doświadczenia, w sytuacji gdy jest ono ze zrozumiałych względów przerwane może w znacznym stopniu złagodzić napięcia związane z wyjazdem.
Powrót do domu może również ułatwić pieczołowite przygotowanie spraw na miejscu, w kraju rodzinnym. John kilkakrotnie podkreślał w swojej opowieści, jak bardzo starał się razem z żoną przygotować wszystko na ich powrót do Londynu (łącznie ze starannym przygotowaniem mieszkania). Zarówno John, jak i Ann poświęcili dużo energii i czasu na zapewnienie sobie bezkolizyjnego rozpoczęcia na nowo swojej pracy zawodowej oraz ponowne podjęcie kontaktów rodzinnych i towarzyskich. Zadbanie o to, żeby środowisko, do którego wracamy, było na nasz powrót jak najlepiej przygotowane, jest kolejnym elementem ułatwiającym proces readaptacyjny. Im mniej niespodzianek i nieprzewidzianych sytuacji spotka nas po powrocie, im bardziej wyrozumiali ludzie (co oznacza: posiadający wiedzę na temat naszego pobytu za granicą lub mający podobne, międzykulturowe doświadczenia) będą na nas czekać, tym łatwiej będzie nam poradzić sobie ze stresami przeprowadzki. Nie zawsze jednak wszystkie aspekty przygotowania środowiska w domu podlegają naszej kontroli. Ann nie mogła przewidzieć, że równocześnie z nagłym powrotem rodziny z Ameryki Południowej nastąpi poważny kryzys ze zdrowiem jej ojca. John nie spodziewał się, że obiecująca oferta nowej pracy przyniesie rozczarowania związane z nieumiejętnością wykorzystania jego doświadczeń z pobytu za granicą. W takich sytuacjach pomocne może być sięgnięcie do naszych doświadczeń z pierwszych etapów procesu przystosowania do obcej kultury (czyli klasycznego szoku kulturowego), kiedy nasze poczucie kontroli nad otaczjącym nas światem było szczególnie nadwyrężone. W tej trudnej fazie adaptacji kulturowej zdobyliśmy przecież umiejętność akceptowania braku kontroli nad pewnymi wydarzeniami i sięgania w te rejony naszej psychiki, gdzie kontroli nie straciliśmy – na przykład dbanie o zaspokajanie potrzeby wypoczynku czy aktywne poszukiwanie wsparcia i pomocy z zewnątrz.
OBCOŚĆ U SIEBIE?
Generalnie, częste przypominanie sobie faz szoku kulturowego, który przeżyliśmy po przyjeździe do obcego kraju, może być bardzo pomocne w przechodzeniu przez kolejne etapy powrotu do kraju. To odwoływanie się do naszego osobistego doświadczenia ułatwi przewidywanie rodzaju napięć i pozytywnych emocji związanych z readaptacją.
Nie zaskoczy nas więc fakt, że po pierwszych dniach czy tygodniach radości z powrotu do domu i zachwytu, że nareszcie jesteśmy u siebie, znajdziemy się dokładnie po przeciwnej stronie skali przeżyć. Uderzą w nas: niechęć, irytacja i brak tolerancji. Tym razem jednak ten negatywizm nie będzie dotyczył obcego kraju i innej kultury, ale naszego własnego domu i najbliższych nam ludzi. Dla większości osób powracających jest to najbardziej zaskakujący i często wyjątkowo nieprzyjemny aspekt powrotnego szoku kulturowego. Ann i John użyli tutaj obrazowego terminu – „wewnętrzne rozszczepienie”. Trudno przecież jest pogodzić w sobie dwie skrajności: szacunek i akceptację z agresją i odrzuceniem. Szczególnie jeśli dotyczą one czegoś lub kogoś bardzo bliskiego i znanego. I znowu pomocne mogą się tutaj okazać poprzednie doświadczenia adaptacyjne, dzięki którym przypomnimy sobie, że te ekstremalne i przeciwstawne uczucia, to tylko faza przejściowa w porządkowaniu relacji z domem, a przy odrobinie wysiłku oraz cierpliwości uda nam się powrócić do równowagi w ocenie i doświadczaniu naszego stosunku do własnego kraju, rodziny czy przyjaciół.
W przetwarzaniu tych trudnych emocji może również pomóc nam świadomość, że to wewnętrzne rozdarcie jest w dużej mierze spowodowane nieumiejętnością zaakceptowania zmian, jakim (w mniejszym lub większym stopniu) nasz dom ulegał w czasie naszego pobytu za granicą – chociażby poprzez zwykły upływ czasu od naszego wyjazdu z kraju. Zmieniliśmy się także my sami. Międzykulturowe doświadczenie mogło wpłynąć na dynamikę naszego przetwarzania rzeczywistości i w naturalny sposób zmienić stosunek do siebie i własnego kraju. Pragnienie powrotu do miejsca i ludzi, którzy zupełnie się nie zmienili, jest w dużym stopniu naturalne – w ciągłej niestabilności międzykulturowego przemieszczania się rozpaczliwie szukamy jakiegoś stałego punktu odniesienia. Warto jednak pamiętać, że ta potrzeba nie jest realistyczna i spróbować zaakceptować zmienność, której podlegają zarówno „tam”, jak i „tutaj”.
John w swojej wypowiedzi zwraca również uwagę na pewien element doświadczenia międzykulturowego, który nie do końca mieści się w definicji klasycznego ani powrotnego szoku kulturowego. Jest to zjawisko przyspieszonego przechodzenia przez kolejne fazy adaptacji kulturowej – tej „do nowego” i tej „na powrót” – u osób które względnie często i na okresy dłuższe niż kilkudniowy pobyt przemieszczają się między krajem rodzinnym i krajem (lub krajami), w którym przebywają. Prawdopodobnie znacząca większość Czytelników „Gazety” zna z autopsji te urlopowe irytacje i uczucia obcości, o których wspomina John. Kiedy więc przy okazji pobytów w Polsce przeszkadzają nam czasami niechęć czy wyobcowanie, warto przypomnieć sobie, że wakacyjne czy służbowo-zawodowe adaptacje i readaptacje są naturalnym elementem międzykulturowego nomadyzmu. Należy zadbać o to, żeby nie pochłaniały zbyt dużych ilości naszej energii (choćby przez ponowne przypomnienie sobie przejściowości tych stanów oraz przywołanie umiejętności zdystansowania się od ciągłych zmian).
NIE KAŻDY WRACA TAK SAMO
Usiłując pomóc sobie i innym w procesie ponownego przystosowania do życia w domu (poprzez odwoływanie się do naszych poprzednich doświadczeń szoku kulturowego), musimy jednak wystrzegać się naturalnej tendencji do generalizowania i pamiętać o ogólnej zasadzie, że każde doświadczenie jest indywidualne i odbywa się w innym kontekście osobistym, rodzinnym i zawodowym. Rodzina Ann i Johna wracała z tego samego miejsca do wspólnego kraju i miasta, dla każdego jednak ta przeprowadzka znaczyła co innego: zarówno pod względem emocjonalnym, jak i fizycznym. John wiedział, że czeka na niego praca, Ann musiała poczekać z powrotem do zawodu. Dla obydwu małżonków wielkim obciążeniem była choroba ojca Ann. Oczywiste jednak wydaje się, że dla Ann ta trudna sytuacja niosła ze sobą większy bagaż emocjonalny.
Na szczególną uwagę zasługuje sposób, w jaki dzieci radzą sobie z trudnościami przeprowadzki. Obydwie córki Ann i Johna wracały do Anglii w trudnym okresie rozwojowym. Dla nastolatków (zwykle od trzynastego roku życia), oprócz życia typowo szkolnego, specyficznego znaczenia nabiera grupa przyjacielska i tworzące się w niej więzi. Dlatego każda zmiana tutaj (a szczególnie konieczność przerwania kontaktów z najbliższymi rówieśnikami, wynikająca z powrotu do kraju), jest odczuwana wyjątkowo boleśnie. Dla młodszych dzieci – między szóstym a dwunastym rokiem życia – powrót do domu będzie zwykle oznaczał porcję problemów z przystosowaniem się do nowej szkoły. Pozostawienie przyjaciół w kraju, z którego rodzina wyjeżdża, nie jest łatwe, ale nawiązanie nowych relacji po powrocie raczej nie powinno wiązać się z dodatkowymi obciążeniami. Relatywnie najłatwiejsza jest sytuacja dzieci najmłodszych (do szóstego roku życia), kiedy centrum doświadczania otaczającego świata stanowią rodzice i najbliższa rodzina. Jeśli więc w tym centralnym ogniwie nie następują niepokojące zmiany i dziecko ma zapewnioną stałość opieki i troski, to przeprowadzki i powroty nie powinny zasadniczo zaburzyć równowagi dziecka.
Pamiętając jednak o niebezpieczeństwach wynikających z tendencji do generalizowania, powinniśmy zawsze zwracać uwagę na fakt, że wszelkie generalne normy i zasady w dużym stopniu pomijają indywidualne różnice osobowościowe, wpływające na sposób przeżywania przez dziecko zmian zachodzących w otaczającym je świecie. I tak na przykład, dynamiczny i aktywny czternastolatek może bez problemów pożegnać swoich przyjaciół oraz szkołę w kraju, z którego następuje wyjazd i bezkolizyjnie przystosować się do środowiska w domu; z kolei introwertyczny i wrażliwy pięciolatek może dotkliwie przeżyć fakt rozstania z panią, koleżankami i kolegami z przedszkola.
Każdy więc wraca inaczej. Rożni się również jakość i treść doświadczeń, które przywozimy ze sobą z zagranicy. Kiedy proces powrotu wyda nam się zbyt trudny i zbyt długi, warto będzie przypomnieć sobie wszystkie pozytywne aspekty naszego doświadczenia międzykulturowego i umiejętności, które dzięki niemu nabyliśmy. Empatia, tolerancja dla tego, co nieznane i inne, znajomość języków obcych, konstruktywne sposoby radzenia sobie ze stresem i napięciami, twórcze i szybkie rozwiązywanie problemów, wiara w siebie i akceptacja własnych ograniczeń, to tylko niektóre z elementów, które powinniśmy umieścić na liście pod tytułem: „Co zyskaliśmy, wyjeżdżając, czyli: co pomoże nam w poradzeniu sobie z szokiem powrotu”.
--------------------------------------------
W celu ochrony prywatności osoby, której wypowiedź przytoczyłam w pierwszej części artykułu, wszystkie dane biograficzne i imiona zostały zmienione.
Do napisania artykułu wykorzystałam książkę:
“The Art of Coming Home”, Craig Storti, Intercultural Press, Yarmouth, Maine, USA, 1997.
------------------------------------------------------------------------------
Joanna SATO
W 1991 r. uzyskała tytuł magistra psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Od 1992 r. pracuje w Japonii jako psychoterapeutka, z klientami angielsko- i polskojęzycznymi. Obecnie prowadzi prywatną praktykę psychoterapeutyczną Tokyo Osaka Psychotherapy Practice (TOPP). Należy do organizacji zawodowej zrzeszającej psychoterapeutów pracujących w Japonii w społeczności międzynarodowej: International Mental Health Professionals Japan (IMHPJ). W latach 2001–2006 była członkinią zarządu tej organizacji. Jedną z jej pasji jest muzyka klasyczna i opera.
Komentarze
- PLUSK WODY DO STAREGO STAWU WSKOCZYŁA… Skomentowane przez ELZBIETA dodany czwartek, 08 listopad 2012 19:09 O stawie i żabie (Literatura, Język)
- Chcialbym na poczatku powiedziec, ze naprawde… Skomentowane przez Seweryn Karłowicz dodany piątek, 24 sierpień 2012 04:47 Tematyka spotkania polonijnego w ambasadzie 5 lipca br. (AKTUALNOŚCI)