gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

Rocznica Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(37 głosów)

11 marca 2011 roku, piątek po południu, 14:46...

17 stycznia 1995 roku, wtorek wcześnie rano, 5:46...

W środku mroźnej lutowej nocy, przed południem w pierwszy dzień października, w lipcu, na początku upalnego lata...

 

To może być każdy dzień, jakikolwiek moment. Tragedia może dotknąć nas w każdym miejscu i o każdej porze. Może uderzyć w nas zupełnie nieoczekiwanie, jak kataklizm Wielkiego Trzęsienia Ziemi Wschodniej Japonii trzy lata temu czy Wielkie Trzęsienie Ziemi Hanshin-Awaji dziewiętnaście lat temu. Może być zupełnie przewidywalna – jak koniec długiego i bolesnego odchodzenia drogiej nam osoby. Moment, który wyrywa nas z bezpiecznego rytmu codziennego życia, może być wielką katastrofą przyciągającą uwagę światowych mediów, ale może też być prywatnym dramatem naszej osobistej rzeczywistości.

 

Każdy z nas w którymś momencie swojego życia musi zmierzyć się z jakąś tragedią – to naturalny i powszechny aspekt naszego ludzkiego doświadczenia. Mimo że strata i związany z nią ból dotyczą każdego z nas, niechętnie kierujemy w te rejony naszą uwagę. Unikanie tych trudnych tematów jest po części efektem działania mechanizmu obronnego usuwającego to, co potencjalnie bolesne, na peryferia naszej świadomości, po części zaś związane jest z brakiem wiary, że do przeżywania straty i żałoby można się w jakikolwiek sposób przygotować.

 

Ta obawa jest w dużej mierze prawdziwa: wiedza teoretyczna nie uodporni nas na osobisty ból związany z przeżywaną właśnie tragedią, nie usunie emocji, nie przywróci bezpieczeństwa i komfortu spokojnej codzienności.

 

Posiadanie informacji na temat typowych reakcji w obliczu sytuacji traumatycznej może jednak spełnić zasadniczą rolę wspierającą nasze bolesne przeżywanie straty. Czasami to „teoretyczne zaplecze” będzie w jakiś sposób porządkować chaos i intensywność naszych emocji. Czasami ułatwi poszukiwanie pomocy u znajomych czy uświadomi konieczność profesjonalnego wsparcia psychoterapeutycznego. Kiedy indziej doda siły w trudnej roli osoby wspierającej kogoś, kogo właśnie dotknęła tragedia.

 

Zagadnienia związane z doświadczeniem śmierci i żałoby, z reakcjami ludzi na zdarzenia tragiczne i kryzysowe są od lat obecne w badaniach oraz pracach teoretycznych nauk społecznych (szczególnie psychologii i socjologii) i medycyny. Opisane zostały rodzaje zachowań i reakcji emocjonalnych w sytuacjach traumatycznych oraz skutki psychologiczne, jakie mogą one wywołać. Sugerowane są sposoby wspierania procesu przeżywania rozpaczy po stracie, tuż po wydarzeniu krytycznym i w późniejszych fazach radzenia sobie z jego następstwami.

 

Zdarzenie traumatyczne (krytyczne, kryzysowe) definiowane jest jako sytuacja, która zagraża naszemu zdrowiu lub życiu, czy bezpieczeństwu naszych najbliższych. Może to być na przykład śmierć bliskiej nam osoby, operacja chirurgiczna, gwałt, wypadek samochodowy, katastrofa lotnicza, klęska żywiołowa (np. trzęsienie ziemi lub powódź). W bardziej ogólnym ujęciu, sytuacja krytyczna to każde wydarzenie, niekoniecznie zagrażające naszej integralności fizycznej, przerastające nasze indywidualne możliwości adaptacyjne (np. utrata pracy, zakończenie długotrwałego związku z drugą osobą, zmiana miejsca zamieszkania). Nagłe trudne sytuacje, na które nie byliśmy przygotowani, w trakcie których odczuwaliśmy ogromną bezsilność i którym w żaden sposób nie byliśmy w stanie zapobiec, będą najprawdopodobniej wywoływać szereg złożonych reakcji emocjonalnych i fizycznych, będą też uruchomiać proces rozpaczy po stracie.

 

Kiedy wszystko nagle się zmienia...

Odłożyłem telefon, usiadłem i zacząłem powtarzać : „To nie może być prawda, to nie może być prawda, to nie mogło się wydarzyć...”.

 

Tak Mark, 37-letni Australijczyk, opisywał swoją reakcję na wiadomość o tragicznej śmierci swojej młodszej o dwa lata siostry Alice, która zginęła w wypadku samochodowym.

 

Obudziły mnie wstrząsy. Było ciemno. Najpierw odruchowo zakryłam głowę rękami, ale już w następnej sekundzie pomyślałam z lękiem: co dzieje się z moim synem?! Wybiegłam z sypialni w stronę jego pokoju. Z trudem utrzymywałam równowagę – wstrząsy były bardzo mocne. Byłam już blisko drzwi pokoju dziecięcego, kiedy potknęłam się o coś i upadłam. Poczułam ból w okolicach lewej łydki, ale tylko na moment, zaraz jakby zniknął. Podniosłam się szybko. Po omacku odnalazłam klamkę drzwi i zaczęłam ciągnąć. Z przerażeniem stwierdziłam, że nie mogę ich otworzyć. Szarpnęłam jeszcze raz i jeszcze raz – opór ustąpił . Udało mi się wejść do pokoju. Dziecko płakało skulone na łóżku pod kołdrą, ale było bezpieczne. Przytuliłam je mocno do siebie i tak dotrwaliśmy do końca wstrząsów. To wszystko zamknęło się w dwudziestu sekundach (bo tyle trwał pierwszy, główny wstrząs), ale wtedy wydawało mi się, że utknęłam w jakiejś koszmarnej wieczności. I ta wieczność była ciemna. Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale cały czas trzymając syna w objęciach, usiłowałam zapalić lampkę nocną przy jego łóżku. Niestety bezskutecznie. Nie było prądu. Kiedy zrobiło się jasno, ze zdziwieniem stwierdziłam, że mam dość poważną ranę na lewej łydce. Wtedy też powrócił ból. Okazało się również, że źródłem oporu, na jaki natrafiłam, usiłując otworzyć drzwi pokoju dziecięcego, była duża, ciężka i pełna książek półka przewrócona wskutek wstrząsu. Do tej pory nie wiem, skąd miałam tyle siły, żeby poradzić sobie z taką przeszkodą.

 

Wspomnienia Anne, wówczas 33-letniej Amerykanki, która mieszkała w Kobe, kiedy nastąpiło trzęsienie ziemi Hanshin-Awaji.

 

Kiedy wyszłam z gabinetu lekarza czułam głównie złość. Nie smutek, nie przerażenie, nie lęk. Złość! Wielki gniew i niezgodę! Dlaczego rak?! Dlaczego teraz?! Dlaczego ja?! Byłam wściekła! Nakrzyczałam na moją serdeczną przyjaciółkę, która towarzyszyła mi przy odbieraniu wyników badań. Wiedziałam, że zachowuję się irracjonalnie i nieładnie, ale irytacja była tak wielka, że nie mogłam jej pomieścić w sobie. Ten gniew nie opuszczał mnie przez dłuższy czas. Dopiero po kilku dniach i kilku niekontrolowanych wybuchach płaczu, złość ustąpiła i mogłam zacząć zastanawiać się nad wyborem zaproponowanych metod leczenia.

 

                        Gabrielle, 54-letnia Francuzka.

 

Nasze indywidualne reakcje na zdarzenie traumatyczne są bardzo różne. Emocje, których możemy doświadczyć, zachowania, jakie mogą się u nas pojawić, będą zależały od wielu czynników. Dynamika reakcji osób uczestniczących w zdarzeniu traumatycznym, których zdrowie lub życie własne i innych jest bezpośrednio zagrożone (jak Anne czy Gabrielle), może różnić się od przeżyć osób doświadczających nagłej śmierci osoby najbliższej, ale nie uczestniczących bezpośrednio w wydarzeniu (jak Mark). Różne też mogą być reakcje na sytuację nagłą, nieoczekiwaną czy stratę, której w jakimś sensie się spodziewaliśmy.

 

Nie ma jednego schematu reagowania na sytuacje traumatyczne. Nie ma „prawidłowych” i „nieprawidłowych” uczuć, myśli i reakcji. Opisane jednak zostały zachowania, które mogą się pojawić, i emocje, których możemy doświadczyć zarówno w trakcie wydarzenia traumatycznego, jak i tuż po nim.

 

Początkowe reakcje w momencie potencjalnego zagrożenia są w dużej mierze regulowane przez fizjologię naszego organizmu. Biologia wyposażyła nas w specjalny repertuar zachowań instynktownych, które uruchamiają się w sytuacji ekstremalnego stresu. Uaktywnia się wtedy mechanizm jednego z dwóch odruchów: walki lub ucieczki. Zmiany w reakcjach organizmu mogą obejmować między innymi:

- przyspieszenie akcji serca i wzrost ciśnienia tętniczego krwi,

- skurcz naczyń krwionośnych w skórze, którego celem jest lepsze ukrwienie głównych grup mięśniowych i przygotowanie ich do akcji,

- wzrost napięcia w mięśniach,

- zwiększone wydzielanie potu,

- zahamowanie pracy systemów organizmu, których funkcjonowanie nie jest zasadnicze dla przetrwania (układ trawienny czy immunologiczny),

- przyspieszenie tętna i oddechu,

- szybkie skupienie uwagi na ogólnej ocenie sytuacji i źródeł zagrożenia.

 

Spora część zachowania Anne, która przetrwała trzęsienie ziemi w Kobe, była zespołem takich instynktownych reakcji. To właśnie szybkie zmiany fizjologiczne, których celem jest poradzenie sobie z zagrożeniem, pozwoliły jej na błyskawiczne przerzucenie uwagi z osobistego bezpieczeństwa na bezpieczeństwo jej syna i umożliwiły podjęcie działań, które w innej sytuacji zapewne przekroczyłyby jej możliwości (poradzenie sobie z ciężką przeszkodą fizyczną przy próbie otwarcia drzwi do pokoju dziecka). Osoby uczestniczące w katastrofach dość często opisują w swoich relacjach tego typu doświadczenie – umiejętność wygenerowania zadziwiających pokładów energii i siły, które umożliwiają działania ratownicze bądź zapewniające bezpieczeństwo. Anne doświadczyła również innego rodzaju fenomenów, które mogą pojawić się w naszych reakcjach na sytuację traumatyczną: zablokowanie odczuwania bólu przy urazie fizycznym (tzw. analgezja postresowa) czy też zasadnicze zmiany w odczuwaniu czasu (ta „dwudziestosekundowa wieczność”).

 

Fizjologii naszego organizmu towarzyszą uczucia. Do naturalnych reakcji emocjonalnych na zdarzenie traumatyczne mogą należeć:

- szok i niedowierzanie („to nie może być prawda, to nie mogło się wydarzyć” z relacji Marka), kiedy to mamy trudności z akceptacją bolesnej prawdy straty,

- lęk, ogólny i niesprecyzowany, który może czasami przybierać bardzo konkretne formy, na przykład strachu przed ponownym powtórzeniem tragedii (to uczucie może być szczególnie silne w przypadku katastrof naturalnych, które ze swojej natury łączą się z powtarzalnością, jak np. trzęsienia ziemi czy powodzie),

- poczucie bezsilności i utraty kontroli nad otoczeniem lub własnymi reakcjami,

- wstyd za okazywanie emocji, za uczucia, których doświadczamy, za pewne zachowania lub ich brak,

- smutek, rozpacz, które mogą być szczególnie silne, jeśli tragedia, w której uczestniczymy, pociąga za sobą śmierć bliskiej nam osoby lub śmierć wielu osób,

- złość na kogoś lub coś, czy też generalny gniew (jak w relacji Gabrielle),

- poczucie winy, szczególnie jeśli przetrwaliśmy wypadek czy katastrofę, w których zginęli inni, lub też uważamy, że zrobiliśmy zbyt mało, żeby zapobiec tragedii,

- ulga, że najgorsze już za nami,

- wrażenie odrętwienia, powodujące niemożność podjęcia jakiejkolwiek akcji,

- poczucie nierzeczywistości tego, czego właśnie doświadczamy (złudzenie jakby oglądało się film, widziało wszystko przez szybę).

 

               Te wszystkie przeżycia nie są oczywiście linearną sekwencją. Stanowią wieloaspektową rzeczywistość reakcji osób doświadczających traumy. Zachowania i emocje mogą pojawiać się i zanikać falowo i nieregularnie: w pewnym momencie można odczuwać znaczne pobudzenie, w następnym zaś całkowitą bezsilność.

 

               Jak więc wspomóc siebie i innych w tej złożonej i dynamicznej sytuacji? Początek radzenia sobie z przeżyciami traumatycznymi zależy oczywiście od rodzaju straty i skali tragedii, w jakiej uczestniczymy. Niekiedy priorytetem będzie pomoc medyczna osobom rannym czy też zapewnienie fizycznego bezpieczeństwa poszkodowanym. Dopiero po zorganizowaniu i przeprowadzeniu akcji ratowniczej można skoncentrować się na pozostałych aspektach wspierania innych lub osobistego radzenia sobie z wydarzeniem trudnym.

 

                Ponieważ podstawową cechą charakteryzującą każdą sytuację traumatyczną jest mniej lub bardziej nagłe wytrącenie nas z naszego poczucia bezpieczeństwa, jednym z pierwszych i podstawowych sposobów radzenia sobie ze stresem wydarzenia krytycznego będzie podjęcie działań, które – nawet w niewielkim stopniu i na krótką chwilę – zapewnią nam komfort i przywrócą poczucie panowania nad sytuacją. Zasadnicze znaczenie wspierające zmagania z rzeczywistością tuż po zdarzeniu traumatycznym będzie więc miał powrót do codziennych zajęć lub przynajmniej jakiegoś ich aspektu, np. regularne posiłki, spacery, czytanie ulubionej książki. Jeżeli sytuacja po tragedii jest wyjątkowo trudna i powrót do naszych nawyków jest przez dłuższy czas niemożliwy, pomocne może być systematyczne koncentrowanie się na aktywności odwracającej naszą uwagę od trudności otoczenia, np. krótkie ćwiczenie oddechowe czy wizualizacyjne. Stworzy to swoistego rodzaju przerwę relaksacyjną dla naszego systemu przeładowanego ekstremalnie trudnymi zadaniami adaptacyjnymi.

 

Pierwsza rocznica...

Dzisiaj mija sześć tygodni od trzęsienia ziemi i tsunami, a dokładnie – to szósty piątek od tamtego piątku 11 marca. Liczę te piątki skrupulatnie, patrzę często w kalendarz i dziwię się, jaki świat był przewidywalny i poukładany jeszcze pod koniec lutego, jeszcze na początku marca. Mimo, że minęło już sporo czasu, nie potrafię poradzić sobie z obezwładniającym smutkiem. I poczuciem winy: dla mnie i mojej rodziny, tutaj w Tokio, życie dość szybko wróciło do normy i wydaje mi się, że nie mamy prawa do tej codzienności. Tam, na północy nadal przecież rozgrywa się kolosalny dramat. Przeszkadza mi też, czasami paraliżujące, poczucie niepewności i lęk: co dalej? Każdy powstrząs, a nawet wspomnienie tego pierwszego trzęsienia, to niemal fizjologiczne powtórzenie tamtego momentu: z mocno bijącym sercem, odruchem ucieczki, gorączkowym skanowaniem otoczenia, żeby upewnić się, czy jestem bezpieczny, czy bezpieczni są moi bliscy.

 

                         Richard, 43-letni Anglik, mieszkaniec Tokio.

 

Za tydzień będzie pierwsza rocznica śmierci mojej mamy. Zaskakujące jest dla mnie to, że najtrudniejszym doświadczeniem tego roku nie był żal, nie smutek – które, oczywiście, towarzyszyły mi przez większość tego czasu – ale straszliwe fizyczne zmęczenie. Wszystkie codzienne obowiązki w domu i w pracy wymagały ode mnie podwójnego wysiłku, pochłaniały więcej energii niż zwykle. Kilka razy poważnie się przeziębiłam, chociaż do tej pory tego typu dolegliwości raczej mnie omijały. Zupełnie nieoczekiwanie i bardzo wyraziście wróciły też wspomnienia sprzed ośmiu lat, kiedy umarł mój tata. Mój świat zupełnie się zmienił. Wiem, że jestem dorosłą osobą, mam własną rodzinę, ale są chwile, kiedy czuję się zupełnie opuszczona, osierocona. Na dzień rocznicy zaplanowałam sobie urlop. Chcę zrobić coś specjalnego, żeby spokojnie powspominać moją mamę. Na pewno też znajdę czas na rozmowę z moimi siostrami i bratem, którzy mają w planie wspólną wizytę na grobie rodziców. Żałuję, że nie będę mogła być z nimi, ale nie byłam w stanie zorganizować teraz dłuższego urlopu i podróży.

 

                         Ellen, 46-letnia Amerykanka, mieszkanka Osaki.

 

 

 

Po pierwszych chwilach, dniach, tygodniach od wydarzenia krytycznego, kiedy priorytetem było przetrwanie i szybkie odnalezienie się w nagłej i trudnej sytuacji, nasz organizm podejmuje wysiłek radzenia sobie z następstwami przeżycia traumatycznego. Rozpoczyna się trudny proces rozpaczy po stracie, żalu, smutku, żałoby. Któregokolwiek z tych określeń użyjemy, będzie ono oznaczało to samo trudne zadanie – dostosowania się do zmienionej tragedią rzeczywistości.

 

            Podobnie jak początkowe reakcje na wydarzenie kryzysowe, rozpacz jest złożonym procesem angażującym cały nasz system, z naszymi zachowaniami i emocjami. Wiele z tego, czego doświadczyliśmy w trakcie lub tuż po sytuacji traumatycznej, może towarzyszyć nam przez dłuższy czas. Dla niektórych początkowy szok i związane z nim niedowierzanie, może zamienić się w długotrwałe zaprzeczanie realności straty, kiedy to, poprzez negowanie rzeczywistości potraumatycznej, stwarzany jest swoistego rodzaju „znieczulający” dystans emocjonalny, pozwalający znieść to, co boli najbardziej. Lęk i bardziej konkretny strach wywołany kryzysem mogą przerodzić się w ogólne poczucie niepewności, o którym wspomina Richard i które dzieli nasz świat na bezpieczne, przewidywalne „przed” oraz wzbudzające obawy, pełne niewiadomych „po”. Poczucie winy może przybrać formę obwiniania się i samooskarżeń wzmagających nasz dyskomfort („nie mamy prawa do tej codzienności” z relacji Richarda). Niesprecyzowany gniew może zastąpić bardzo częsta irytacja czy też konkretna złość na osoby, instytucje, czasami niekoniecznie związane z naszą stratą. Żal i smutek, wzmożone poczucie samotności (to opuszczenie, osierocenie, o którym opowiada Ellen) oraz braku nadziei mogą utrzymywać się przez wiele miesięcy od wydarzenia krytycznego. Towarzyszyć im może niechęć do kontaktów z otoczeniem, poczucie izolacji, dezorientacja i problemy z koncentracją.

 

Rozpacz po stracie to doświadczenie, któremu również – jak w przypadku zachowań instynktownych w sytuacji potencjalnego zagrożenia – towarzyszy nasza fizjologia. Wspomnienia traumatycznego wydarzenia, często fragmentaryczne i pojawiające się nagle lub też wywołane jakimś bodźcem, mogą wywołać silne reakcje fizyczne (które Richard, opisując reakcję na wstrząsy wtórne, nazwał „fizjologicznym powtórzeniem tamtego momentu”). Przeżywanie żałoby może obniżyć naszą sprawność oraz odporność organizmu i spowodować, że nasz system immunologiczny przestanie radzić sobie z obciążeniami, które do tej pory łatwo pokonywał (fizyczne zmęczenie i częste przeziębienia, o których wspomina Ellen). Mogą pojawić się dolegliwości fizyczne, takie jak zawroty i bóle głowy, problemy trawienne, bóle i napięcie mięśniowe, bezsenność.

 

Zarówno emocjonalne, jak i fizyczne aspekty przeżywania smutku po stracie – tak samo jak początkowe reakcje na wydarzenie krytyczne – nie układają się w koherentną całość, podzieloną na następujące kolejno po sobie fazy, z wyraźnie określonym końcem i początkiem. Nasze doświadczenia związane z rozpaczą mogą pojawiać się i powracać z różną częstotliwością, nakładać się na siebie oraz zmieniać swoją intensywność. W czasie przejmującego smutku możemy doświadczyć przypływu energii i nadziei. Po dniach dobrego samopoczucia, kiedy żal nie był centralnym elementem naszych przeżyć, może nastąpić pogorszenie nastroju i powrót zasadniczego poczucia straty oraz opuszczenia.

 

W tej złożonej dynamice naszego dostosowywania się do zmienionej tragedią rzeczywistości ważne jest zorganizowanie przestrzeni – tej wewnętrznej oraz zewnętrznej, która będzie wspierała nasze przeżywanie żałoby. W zmaganiach ze smutkiem powinna pomóc świadomość, że nasze reakcje na stratę są całkowicie naturalnym sposobem radzenia sobie z otoczeniem nagle, często drastycznie, zmienionym przez tragedię. Ważne również jest pamiętanie, że nie ma żadnego kalendarza wyznaczającego czas naszej rozpaczy. Zwyczajowe oczekiwanie, że pierwsza rocznica wydarzenia traumatycznego zakończy proces żałoby jest często nieprawdziwe – żal po stracie może trwać od kilku tygodni do kilku lat. Może też zdarzyć się, że nawet po wielu latach od straty, mimo że już dawno odzyskaliśmy poczucie równowagi i poukładaliśmy na nowo swój świat, nagle, z jakichś powodów powrócą do nas wspomnienia związane z wydarzeniem krytycznym i zaskoczy nas ich intensywność (doświadczenie, które opisała Ellen).

 

               Wspieranie procesu żałoby oznacza również cierpliwość, przyzwolenie na wszelkie emocje, bez ich wartościowania oraz oceniania jako złe lub dobre. Bardzo pomocne może być znalezienie sposobu i miejsca na wyrażenie naszych uczuć – w rozmowie z kimś, komu ufamy, w pisaniu pamiętnika, poprzez jakieś osobiste rytuały. Te ostatnie mogą mieć szczególnie wspomagające znaczenie dla osób przeżywających żałobę z dala od miejsca, gdzie nastąpiła strata, które nie mogą uczestniczyć w obchodach upamiętniających tragedię (dzień wolny od pracy na pierwszą rocznicę śmierci mamy w relacji Ellen i zaplanowanie spokojnego czasu na wspomnienia oraz rozmowy z rodzeństwem).

 

Ważne jest również zadbanie o potrzeby naszego organizmu i własny komfort, zarówno fizyczny, jak i emocjonalny:

- zapewnienie sobie regularnego i wystarczającego czasu na sen,

- zbalansowana dieta,

- aktywność fizyczna (spacery, pływanie, jazda na rowerze czy ćwiczenia),

- zajęcia relaksujące i sprawiające nam przyjemność (słuchanie muzyki, obejrzenie dobrego filmu, przeczytanie książki, medytacja, masaż),

- spędzanie czasu oraz rozmowy z osobami, w których towarzystwie czujemy się dobrze i bezpiecznie.

 

W przypadku wydarzeń krytycznych o dużej skali ważne może być również częściowe ograniczenie dostępu do informacji medialnych na ten temat – zbyt częste oglądanie drastycznych scen związanych z tragedią może potęgować nasze cierpienie i zdecydowanie hamować proces powrotu do równowagi.

 

Kiedy rocznica przeszkadza...

Najgorsze są noce. W zasadzie bezsenne, przerywane krótkimi niespokojnymi drzemkami, z których wybudza mnie ten sam koszmarny sen: nadjeżdżający szybko samochód, pisk opon, straszliwy hałas. Nie jestem wolny od tego wspomnienia nawet w ciągu dnia – z przerażającą wyrazistością wraca często i niespodziewanie. Czuję się wtedy tak, jakbym znowu przechodził przez to skrzyżowanie, chociaż od dnia wypadku tam nie byłem. Boję się pojawić znowu w tym miejscu. Ten strach jest tak wielki, że muszę chodzić na zakupy inną drogą. Od kilku tygodni nie mogę pracować – mam ogromne problemy z koncentracją. Z rytmu wybija mnie najdrobniejszy szelest, najmniejszy hałas. Musiałem pójść na urlop bezpłatny, bo nie potrafiłem skupić się na zadaniach w pracy. Jestem przerażony tym, co będzie dalej: jak sobie poradzę, czy będę mógł wrócić do pracy, czy ten koszmar kiedykolwiek się skończy? Żadna próba odpoczynku, zrelaksowania się nie przynosi ulgi – nie mogę czytać, na mój ulubiony tenis nie mam siły, a gra na pianinie, moja dotychczasowa pasja, tylko męczy.

 

Tom, 39-letni Nowozelandczyk, który został potrącony przez samochód i u którego zdiagnozowano zespół stresu pourazowego (PTSD).

 

               Umiejętności przystosowawcze naszego organizmu są ogromne. Może jednak zdarzyć się, że poradzenie sobie z przeżyciem traumatycznym przekroczy indywidualne możliwości adaptacyjne i naturalne skutki psychologiczne doświadczenia krytycznego przerodzą się w dolegliwość określaną terminem: zespół stresu pourazowego (w języku angielskim: post-traumatic stress disorder – PTSD).

 

       Objawy zespołu stresu pourazowego mogą obejmować:

- ponowne przeżywanie wydarzenia traumatycznego (na przykład w snach lub w ciągu dnia, w postaci nagłych i natarczywych wspomnień związanych z wypadkiem, o których opowiada Tom),

- unikanie miejsc i sytuacji związanych z urazem (konieczność chodzenia na zakupy inną drogą w relacji Toma),

- niemożność przypomnienia sobie części lub całości wydarzenia traumatycznego,

- niewystępująca wcześniej nadmierna pobudliwość, powodująca, między innymi problemy z zasypianiem i pozostawaniem we śnie, trudności z koncentracją i skupieniem uwagi, wybuchy gniewu i drażliwość, wzmożoną czujność i zbyt silne reagowanie na bodźce.

 

             Mogą pojawić się zasadnicze obawy co do perspektyw na przyszłość i powrotu do normalnego funkcjonowania (jedno z pytań Toma: „czy ten koszmar kiedykolwiek się skończy?”) oraz poważne poczucie oddalenia i wyobcowania (na przykład niemożność znalezienia przyjemności w żadnych z ulubionych dotychczas sposobów relaksowania się, o których opowiada Tom).

 

              Wszystkie te objawy przypominają naturalne instynktowne reakcje na sytuację traumatyczną i późniejsze przeżycia związane z rozpaczą po stracie. W zespole stresu pourazowego powodują one jednak istotne trudności w funkcjonowaniu społecznym, zawodowym lub innych ważnych rejonach naszego życia (u Toma była to przerwa w wykonywaniu zawodu wymuszona problemami z koncentracją). Do zdiagnozowania tej dolegliwości konieczne również jest, aby w trakcie zdarzenia krytycznego pojawiło się doświadczenie przerażenia, silnego strachu lub bezsilności.

 

Zespół stresu pourazowego wymaga pomocy fachowej. Znaczną poprawę samopoczucia można osiągnąć dzięki psychoterapii. Jedną z najbardziej skutecznych metod pracy psychoterapeutycznej w tym przypadku jest terapia poznawczo-behawioralna skoncentrowana na przebytym urazie, w trakcie której podejmuje się próbę rozpoznania błędnych interpretacji wydarzenia traumatycznego i przeformułowania tych przekonań oraz zmiany zachowań utrwalających negatywne skutki straty.

 

Rocznica? Kiedy? Gdzie?...

Moi dziadkowie zostali wpisani na listę zaginionych. Do tej pory nie zostali odnalezieni – właśnie mija ósmy miesiąc od trzęsienia i tsunami. Ich dom po prostu zniknął. Zostały fundamenty. Byłam tam już kilka razy i ta pustka zawsze wydaje mi się surrealistyczna. I strasznie boli. Wiem, że nie ma szans, żeby gdzieś przetrwali, ale mimo wszystko ciągle czekam, że... nie wiem..., że wrócą, pojawią się gdzieś..., ktoś zadzwoni i powie, że widział ich zdrowych i całych. Moja mama w jednej z naszych rozmów też przyznała się do tego ciągłego oczekiwania na ich powrót... mimo irracjonalności tej nadziei – ją to wszystko musi boleć jeszcze bardziej.

 

Rumi, 32-letnia Japonka, mieszkanka Tokio, która straciła swoich dziadków, rodziców swojej mamy, podczas tsunami 11 marca 2011 r.

 

Rozpacz po stracie zwykle kojarzy nam się z przeżywaniem smutku po tragicznym wydarzeniu, które miało konkretną datę i miejsce. Zdarza się jednak, że trudnym zmianom wokół nas nie da się przypisać określonego początku lub też – pomimo istnienia daty w kalendarzu – skutki tragedii są tak specyficzne, że przerastają nasze możliwości ich zrozumienia, racjonalnego przetworzenia i radzenia sobie z bólem.

 

Tego typu doświadczenie nazwane zostało w psychologii stratą niejednoznaczną, nieokreśloną (w języku angielskim: ambiguous loss). W relacjach międzyludzkich, najbardziej ogólna definicja straty niejednoznacznej dotyczy dwóch sytuacji: fizycznej nieobecności osoby bliskiej (lub osób bliskich) przy równoczesnej obecności psychologicznej czy też – odwrotnie – fizycznej obecności kogoś bliskiego, przy równoczesnej jego nieobecności psychologicznej.

 

Przykładem pierwszej z tych sytuacji jest doświadczenie Rumi: jej dziadkowie nie zostali odnalezieni, rodzina nie miała możliwości zorganizowania pogrzebu, pożegnania się ze zmarłymi. W dosłownym i symbolicznym sensie nie został zaznaczony koniec fizycznej relacji z najbliższymi i początek procesu przeżywania żałoby – smutek, żal i pustka odczuwane są w sposób specyficzny, jakby nie miały swojego miejsca, jakby brakowało im racjonalnej przyczyny. Zaginięcie najbliższych wskutek tsunami lub innej klęski żywiołowej (tajfun lub powódź) jest jednym z bardziej przejmujących przykładów straty niejednoznacznej. Podobnie dramatyczne sytuacje to porwania, zaginięcia, katastrofy lotnicze, zamachy terrorystyczne – kiedy niemożliwe jest odnalezienie ofiar. Rozpacz związaną z fizyczną nieobecnością i równoczesną obecnością psychologiczną mogą wywołać również mniej tragiczne, ale równie trudne i bolesne, doświadczenia jak np. emigracja czy utrata kontaktów z jednym z rodziców spowodowana rozwodem.

 

               Trudność w określeniu przyczyny żalu dotyczy również (a może szczególnie) drugiego rodzaju straty niejednoznacznej, czyli fizycznej obecności kogoś bliskiego z równoczesną jego nieobecnością psychologiczną, rozumianą jako brak możliwości nawiązania kontaktu emocjonalnego i poznawczego. Tego typu straty możemy doświadczyć, kiedy ktoś z naszych bliskich boryka się np. z chorobą Alzheimera lub innym typem demencji, albo w wyniku poważnego urazu mózgu doznał znacznych ubytków pamięci. Nieobecność psychologiczna może być również związana z chorobą alkoholową, zaawansowaną depresją lub schizofrenią czy innym zaburzeniami poważnie utrudniającymi funkcjonowanie naszych najbliższych.

 

Radzenie sobie ze skutkami straty niejednoznacznej jest procesem szczególnie złożonym. Oprócz bolesnych zadań adaptacyjnych naturalnych dla każdej żałoby, trzeba zmierzyć się z dodatkowymi trudnościami:

- niemożliwością konkretnego zdefiniowania przyczyny naszego smutku, czy też umiejscowienia go w czasie, a przez to często brakiem przyzwolenia na jego przeżywanie,

- wyjątkowo trudnym do zaakceptowania psychologicznym „znikaniem” tych, którzy ciągle fizycznie są blisko nas,

- koniecznością pogodzenia się z niemożnością pożegnania, fizycznego zakończenia relacji.

 

                Wspieranie procesu przeżywania żałoby po stracie niejednoznacznej powinno, razem z wszystkimi sposobami radzenia sobie z rozpaczą, zawierać ważny dodatkowy element: zrozumienie i zaakceptowanie faktu, że wyjątkowa złożoność bólu przy doświadczaniu takiej straty wynika z natury sytuacji, a nie z wewnętrznych ograniczeń i braku umiejętności adaptacyjnych osoby dotkniętej tego typu tragedią.

 

Między rocznicami...

W zeszłym miesiącu minęło sześć lat od śmierci mojej siostry.

W moim kalendarzu, w kalendarzu naszej rodziny każdego roku zaznaczone są daty związane z nieobecnością i... obecnością Alice: rocznica śmierci, urodziny, nasze rodzinne święta. Myślałem, że po takiej tragedii nie można się podnieść. Można. Można nawet zacząć się na nowo śmiać, ale nieobecność kogoś, kto zniknął tak nagle i tragicznie, zostaje na zawsze częścią naszego doświadczenia. Tą pustkę trzeba wpisać w swoją tożsamość.

 

Mark

 

W przyszłym roku będzie dwudziesta rocznica trzęsienia ziemi Hanshin-Awaji. Nasza rodzina planuje uczestniczyć w jej obchodach w Kobe, mimo że od wielu lat już tam nie mieszkamy. Ja wybieram się na uroczystości z drugiego końca Japonii, mój syn z drugiego końca świata. Jeden z moich przyjaciół dziwił się, kiedy opowiedziałam mu o moich planach: „Po tylu latach to jeszcze jest dla Ciebie ważne?” – zapytał. Cóż można odpowiedzieć na takie pytanie?... Dla mnie jest oczywiste, że takiej rocznicy nie można pominąć, takiego bolesnego doświadczenia nie można wymazać ze swojego życiorysu. Ta tragedia związała mnie z Kobe w sposób szczególny, już na zawsze. Każdego roku 17 stycznia staram się jakoś ten dzień zaznaczyć – zapalam świecę, zatrzymuję się na chwilę refleksji, moment skupienia, usiłuję stworzyć specjalne miejsce dla każdego wspomnienia, każdej myśli związanej z tym wydarzeniem. W przyszłym roku też zapalę świecę. Po raz dwudziesty. Tym razem w Kobe, z moim synem, z mieszkańcami miasta, na specjalnej uroczystości. 17 stycznia. O 5:46 rano.

 

Anne

 

Doświadczenie choroby zmieniło moje życie. Przestałam odkładać na później, na jutro, na za rok moje plany. Nauczyłam się pokory i cierpliwości – to nigdy nie były moje silne strony. Spotkałam wspaniałe kobiety w grupie wsparcia, w której postanowiłam uczestniczyć. Ale to nie jest optymistyczna lista „korzyści” związanych z moim zachorowaniem na raka. Ciągle się boję – każde badania kontrolne to wielki strach i wielkie wyzwanie.

 

Gabrielle

 

Pięć miesięcy po 11 marca zaangażowałem się w pomoc ludziom dotkniętym przez trzęsienie i tsunami. Przez kilka kolejnych weekendów jeździłem w rejon Tohoku i pomagałem w usuwaniu zniszczeń, porządkowaniu tego, co nie zostało uszkodzone. To było kolosalnie trudne zadanie – logistycznie i emocjonalnie. Pomogło mi jednak jakoś uporać się z poczuciem winy. Ale nie pojechałem tam tylko po to, żeby „załatwić swoje sprawy”. Musiałem coś zrobić. Bardzo chciałem coś zrobić.

 

Richard

 

Po śmierci mamy znowu zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo drażni mnie takie pragmatyczne, zadaniowe podejście do żałoby. Rozpacz po stracie to nie jest smutna historia, której można dopisać szczęśliwe zakończenie. To nie zadanie, po którego wykonaniu całkowicie zniknie ból, pustka i niepewność. A to właśnie zdają się sugerować niektóre publikacje. Po raz kolejny dotarło też do mnie, że nie potrafimy rozmawiać o smutku i żalu. Śmierć i związana z nią rozpacz są prawie zupełnie usunięte na peryferia naszej społecznej rzeczywistości.

 

Ellen,

 

Kilka tygodni temu wróciłem do pracy. Dzięki psychoterapii uczę się nie tylko sposobów radzenia sobie z problemami, które pojawiły się po wypadku, ale też innego spojrzenia na siebie, na świat dookoła mnie. Zorientowałem się też, że jednym z powodów tak poważnego zachwiania mojej równowagi był błąd, który popełniłem na początku: zbyt szybko chciałem wrócić do codzienności – udawałem, że nic się nie stało…

 

Tom

 

Zbliża się trzecia rocznica trzęsienia ziemi i tsunami. Już wiem, że moi dziadkowie nie wrócą. Jakiś czas temu nasza rodzina zorganizowała symboliczną ceremonię pogrzebową. W moim mieszkaniu mam mały ołtarzyk ze zdjęciem babci i dziadka. Każdy dzień zaczynam od krótkiej modlitwy w tym miejscu. Czasami opowiadam im o tym, co dzieje się u mnie. Ciągle tak straszliwie za nimi tęsknię...

 

Rumi

 _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

W celu ochrony prywatności osób, których wypowiedzi przytoczyłam w artykule, wszystkie imiona i dane biograficzne zostały zmienione.

Do napisania artykułu wykorzystałam, między innymi, następujące publikacje:

1. On Grief and Grieving, Elizabeth Kübler-Ross and David Kessler, Scribner, New York, London, Toronto, Sydney, 2005.

2. Waking the Tiger. Healing Trauma, Peter A. Levine with Ann Frederick, North Atlantic Books, Berkeley, California, 1997.

3. Ambiguous loss, Pauline Boss, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, London, England, 1999.

 1a

 

Joanna SATO

W 1991 r. uzyskała tytuł magistra psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Od 1992 r. pracuje w Japonii jako psychoterapeutka, z klientami angielsko- i polskojęzycznymi. Obecnie prowadzi prywatną praktykę psychoterapeutyczną Tokyo Osaka Psychotherapy Practice (TOPP). Należy do organizacji zawodowej zrzeszającej psychoterapeutów pracujących w Japonii w społeczności międzynarodowej: International Mental Health Professionals Japan (IMHPJ). W latach 2001–2006 była członkinią zarządu tej organizacji. Jedną z jej pasji jest muzyka klasyczna i opera.

Joanna SATO photo

 

Zaloguj się, by skomentować
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się