Przy głównej bramie wejściowej do Yoshiwary, Ōmon, rosła stara, słynna wierzba mikaeri-yanagi “z żalem żegnająca,” tych, którzy musieli opuścić dzielnicę zabaw i niczym nieokiełznanej swobody oraz mały, schludny pawilon policji, gdzie rejestrowano wychodzących z miasta ich stałych mieszkańców. Główna ulica Naka-no chō była szeroka, na swej długości ozdobiona ogrodami kwiatowymi, za którymi w rzędzie stały piękne rezydencje z wieżyczkami, otoczone werandami i kolumnami przy wejściu, które nadawały im wyglądu rządowych budynków biurowych raczej, niż tego, czym były w rzeczywistości – hikite-jaya; herbaciarni, czyli domów publicznych; Miura-ya, Takasago-ya, Tamayoshi, Kiri-ya, Horikawa-ya…. Pracownikami tych przybytków byli zaś nie inspektorzy podatkowi i inni wysocy urzędnicy, lecz słabe kobiety o imionach takich jak Takao, Tamagiku, Kwasen, Segawa, Ōsumi, Kokonoye, Usugumo …. – tayū, popularnie nazywane oiran, kurtyzany najwyższej klasy i talentu, stojące najwyżej w hierachi Yoshiwary.
Oiran swe usługi wyświadczały rzadko i nie bez dyskryminacji. Rozmiękczały ogromną ilość serc słodyczą swego melancholijnego śpiewu, ich taniec był falistą poezją ruchu, ich szaty z najpiękniejszych brokatów ukazywały adoratorom najśliczniejszą, najbardziej pozbawioną wyrazu, biało-perłową twarz. Czasami o zmroku, po ukazaniu się księżyca i po pierwszych dźwiękach shamisen dobiegających zza zasuniętych żaluzji, ze swego odosobnionego domostwa wyłaniała się oiran. Na głowie niosła tiarę z długich na prawie metr, pozłacanych szpil, wetkniętych w misterną konstrukcję fryzury shimada, szeroki pas jej kimona, zawiązany na przodzie, dla oznaczenia profesji, podobny był kaskadzie złota i srebra lejącego się po szatach koloru szmaragdu, ametystu i purpury, na twarzy-masce z grubo nałożonej warstwy pudru odcinały się cynobrowe usta. Balansowała na swych geta, platformach z czarnej laki na trzydzieści centymetrów, tak wysokich, że była na nich w stanie jedynie ostrożnie podnieść stopę i okręcając nią w kostce postawić na ziemi, nieco tylko przed drugą – ten sposób stąpania nazywa się hachimonji ni aruku, “chodzeniem w kształt ósemki.” Pachołkowie zapowiadali jej przybycie przytłumionym i powolnym bębnieniem, zamiatali przed nią drogę, a w orszaku towarzyszyły jej kilkulenie, przyuczające się do zawodu dziewczynki kamuro (ich liczba oznaczała rangę oiran) i shinzō - kilkunastoletnia debiutanka oraz zwykłe służki, jedna niosąca jej parasol, druga podtrzymując tren jej szaty. Po obu stronach oiran posuwali się waka-mono, młodzi słudzy, delikatnie podtrzymując koniuszki jej palców i uważając na każdy jej krok. Latarnia tańczyła wysoko na długiej tyczce, ludzie uciszali się gdy przechodziła obok, patrzyli w górę, w ledwie widoczne, połyskujące czarno oczy, osadzone w zimnej masce kryjącej twarz na pół pogardliwą, na pół wylęknioną. Tak pięknie inkrustowana i kryształowa posuwała się chwiejnie na swe sekretne spotkanie.
Innym pretekstem ukazania najpiękniejszych kwiatów Yoshiwary i budowania wokół nich legendy było organizowanie podobnych pochodów dōchū w sezonie obsadzania nowymi kwiatami ulicy Naka-no chō; czyli na wiosnę (podziwianie kwiatów sakura), na początku lata (irysów) i jesienią, w okresie kwitnienia chryzantem. Wtedy z każdego z największych domów wychodziło kilka specjalnie wybranych kurtyzan yūjo aby paradować z całym swym przepychem, wtedy też do pochodu swych dziewcząt dołączały yarite, zarządczynie poszczególnych domów.
Kurtyzany drugiej i trzeciej klasy (kōshi i jorō różnego stopnia) zazwyczaj pozbawione były swobody opuszczania swych kwater w celach spaceru po mieście, oprócz takich okazji jak składanie dziękczynnych wizyt herbaciarniom z okazji Nowego Roku lub święta zmarłych obon, mimo to pojawiały się częściej i z mniejszym ceremoniałem; na dźwięk dzwonka oznaczającego zmierzch oraz kilku uderzeń w struny shamisen wchodziły do swych hari-mise, klatek-salonów wystawowych rozmieszczonych przy większości bocznych uliczek. Frontowe ich ściany stanowiły drewniane kraty magaki, przez które przechodnie mogli zaglądać, ewentualnie dokłanie obejrzeć i wybrać kobietę na wieczór. Magaki wyższej klasy domu publicznego - chū-mise, były wysokie do sufitu. Podobnie jak oiran, również te kobiety wydawały się zupełnie obojętne na otaczającą je rzeczywistość, ich nieruchomy wzrok wyrażał “beznadziejny spokój.” Również i one ubrane były z przepychem godnym księżniczek.
Tylko w klatkach należących do najtańszych domów publicznych, ko-mise (których magaki swą wysokością nie przekraczały metra) dawało się zauważyć jakiekolwiek życie; niektóre kobiety grały na shamisen, inne składały papier w formy żab i motyli, aby potem rzucać nimi w widzów, inne wysuwały zapraszająco w kierunku upatrzonego mężczyzny gałązki kwitnącej wiśni, jeszcze inne zaś dyskretnie komentowały wygląd niektórych przechodniów….
Yoshiwara była miastem prosperującym, dyktującym mieszkańcom Edo modę, kulturę i sztukę, a nawet język. Artyści drzeworytu shunga upiększali prostytutki i dodawali romantyzmu ich profesji, literaci szukali inspiracji w ich życiu.
Oprócz około 3.000 zatrudnionych tam licencjonowanych yūjo, dla Yoshiwary pracowały i żyły z niej tysiące innych osób. Nie byłoby jednak glorii Yoshiwary, nie istniała by nawet sama dzielnica gdyby zabrakło w niej zengen - chciwego, przebiegłego, gotowego na wszelkie niedogodności i poświęcenia biznesmena, czyli handlarza żywym towarem. Objeżdżał on prowincje kupując, pożyczając, wypraszając lub porywając młode kobiety lub dziewczynki. Jeżeli po jakimś nieurodzaju lub katakliźmie chłopi czy drobni wyrobnicy znajdowali się w stanie desperacji, zjawiał się zengen w nadziei wykorzystania nadarzającej się okazji “zaopatrzenia się w towar” po niższej cenie. Tak zdobyte dziewczyny zamykał w bezpiecznym miejscu - pozbawiając je uprzednio ubrań, aby zapobiec ucieczkom - do chwili przekazania ich właścicielowi domu publicznego, z którym był w porozumieniu. W dniu sprzedaży prowadził je do kupca ubrane w ładne kimona, nabyte specjalnie na tę okazję, wtedy dziewczyna była atrakcyjniejsza i mógł żądać za nią wyższą cenę. Po długich targach ustalano minoshiro-kin, “cenę za ciało” i podpisywano nenki shōmon, kontrakt pomiędzy właścicielem domu a rodzicami dziewczyny, określający wszystkie szczegóły transakcji, między innymi właśnie cenę i okres zatrudnienia, który na początek określano na trzy lata. Wiele z tych dokumentów były oczywiście fałszywe. Proceder zengen był tak rozpowszechniony, że szkody jakie przynosił społeczeństwu nie uszły uwagi rządu bakufu, który w 1792 roku wydał nakaz zlikwidowania tej instytucji. Nie nastąpiła jednak po tym jakaś drastyczna zmiana, oprócz tego, że działalność związana z tą profesją została skoncentrowana w Yoshiwarze. Gdzie jednak w grę wchodzą wielkie sumy pieniędzy, wtedy rządy skłonne są przymykać oko na egzekwowanie wydanych przed siebie przepisów, więc z czasem i ten został rozluźniony, i w różnych dzielnicach Edo poczęły powstawać całe biura agencyjne zajmujące się “rekrutowaniem” kobiet do pracy w herbaciarniach, chaya.
Okres zatrudnienia jorō definitywnie (i teoretycznie) upływał, gdy osiagnęła ona 25 lat, praktycznie jednak pozostawała w służbie do 27 roku życia. Potem wykreślano ją z rejestru Yoshiwary, wręczano z powrotem jej nenki shōmon i tegata, kartę przekroczenia bramy. Mogła wrócić do rodziców. Taki tryb rozwiązywania umów nosił miano nenki-ake. Innym trybem było miuke, w którym jej rodzice lub któryś z klientówYoshiwary wykupywali ją przed upłynięciem terminu umowy.
Mimo niskich, prawie symbolicznych krat hari-mise należących do domów najniższej kategorii, ich więźniarki przeważnie odrzucały myśl o ucieczce i godziły się na swój los “gorszy od śmierci.” Nie stało za nimi żadne prawo, nikt się za nimi nie wstawiał. Te które próbowały ucieczek szybko były sprowadzane przez policję, a koszt ich odszukania i doprowadzenia do właściciela dodawany był do jej, już niemałego, długu, wydłużał się też termin jej służby. Często uciekinierkę poddawano surowym karom cielesnym, które odbywały się publicznie, jako ostrzeżenie dla innych. [A.B.Mitford, przebywający w Japonii w latach 1866-1870, w swych “Wspomnieniach” opisuje przypadek, którego był naocznym świadkiem, zamknięcia kobiety w dyby, jako kary za ucieczkę.] W przypadku, gdy próbowała ona zbiec ponownie, wtedy poprzez agenta zengen zostawała odsprzedana do innej dzielnicy, poza obręb Yoshiwary, a praktyka taka nazywała się kuragae, “zmiana siodła.”
Liczne źródła opisujące rzeczywiste życie kurtyzan mówią, ze było ono kugai, “światem cierpień.” Nie tylko były one li tylko zabawką w rękach zepsutych mężczyzn, ale ich wolność ograniczano do tego stopnia, że nie mogły normalnie jeść i spać. Ponadto rujnowały sobie zdrowie nadmiernym spożyciem alkoholu oraz nieustannym strachem o swój stan materialny, wiele padało ofiarami nieuleczalnych chorób. Jeżeli zachorowała yūjo pierwszej klasy, a przy tym była popularna wśród klientów, jej właściciel był gotowy nie żałować wysiłków i środków na leczenie, a gdy stan jej zdrowia był ciężki mógł nawet przenieść ją do swej willi poza granicami dzielnicy i tam zapewnić odpowiednią opiekę i leczenie. Zupełnie inaczej było, gdy kobieta należała do kurtyzan niższej klasy i nie była szczególnie lubiana przez gości, wtedy najczęściej usuwano chorą do jakiegoś tylnego pomieszczenia i opiekę nad nią powierzano kamuro, jej małej służącej. A gdy nie było nadziei na to, że powróci do zdrowia, by uniknąć kłopotu i wydatków związanych ze śmiercią, właściciel sprowadzał jej rodziców i przekazywał im chorą wraz z jej shōmon. Gdy yūjo zmarła w obrębie dzielnicy, składano o tym raport nanushi, gubernatorowi, a ten zawiadamiał rodziców lub poręczyciela o obowiązku odebrania ciała. W przypadku gdy rodzice mieszkali daleko, nie żyli lub nie było o nich informacji, zmarła chowana była przez właściciela domu, w obecności poręczyciela, na cmentarzu Yoshiwary, Dōtetsu, z jedynym jej żałobnikiem – jej służką. Dōtetsu znane było również pod nazwą nage-komi, śmietnisko; jakże prawdziwą w niektórych przypadkach.
Oprócz śmierci naturalnych, wiele yūjo popełniało samobójstwa wraz ze swymi kochankami; najczęstrzym powodem tak desperackiego kroku była niemożność wspólnego życia lub utrata majątku przez mężczyznę. Podwójne samobójstwa, zwane shinjū, “z głębi serca,” stały się tak powszechne w pewnym okresie, że właściciele domów poczęli ciała kochanków eksponować na moście Nihonbashi. Po trzech dniach publicznej ekspozycji ciała były chowane przez ludzi należących do eta, najniższej klasy społecznej, którzy następnie na ulicach i placach Edo odczytywali historię kochanków. Pochówek tych, którzy popełnili shinjū był pochówkiem psów; ich ręce i nogi wiązano i ciała zawinięte w słomiane maty rzucano do wspólnego grobu. Mieszkańcy Yoshiwary wierzyli, że jorō-ya, w których popełniono samobójstwo w ten sposób zabezpieczane są przed wizytami duchów zmarłych; przesąd głosił bowiem, że zwierzęta nie mają ducha.
Gdy bramy Yoshiwary przekroczyli pierwsi obcokrajowcy, nie umiejący ukryć swego pogardliwego potępienia i obrzydzenia (czy to rzeczywistego, czy udawanego) oraz współczucia dla dziewcząt zamkniętych w klatkach, liczyła ona już sobie 250 lat. Jej mieszkańcy żyli życiem dobrze zorganizowanym, nierealnym, gorzkim i subtelnym, kierowanym rękami tych samych mężczyzn, którzy przez stulecia zajmowali się uprawą i pielęgnacją, zdeformowanych w piękne i sztuczne kształty, miniaturowych drzewek bonsai. Niewielu z nowoprzybyłych do Japonii obcokrajowców mogło strawić taką cyniczną i upokarzającą wystawę kobiet na sprzedaż, i wkrótce rząd japoński został poinformowany, że wszystkie cywilizowane i chrześcijańskie nacje poddały by ostrej cenzurze kraj, który na to pozwala. W roku 1872 więc Ministerstwo Sprawiedliwości wydało rozporządzenie o uwolnieniu kurtyzan. “Ptaki z klatek wróciły na niebo,” takie i inne dumne tytuły poczęły pojawiać się w gazetach, a Wydział Sądownictwa miasta Edo nagle odkrył, że “(…) kurtyzany i gejsze utraciły prawa człowiecze. Można je porównać do bydła, więc nie jest rozsądne z ludzkiego punktu widzenia, żądać zapłaty od bydła! W związku z tym prostytutki, dziewczyny z barów i inne osoby związane terminami umownymi nie są zobowiązane zwracać żadnych pożyczek i długów.” Od tej pory wszystko w tej dziedzinie miało ulec zmianie, faktycznie jednak, nie zmieniło się nic. Wypuszczone z klatek dziewczyny nie umiały cieszyć się wolnością, mówiono. W rzeczywistości nie było dla nich żadnej innej pracy, a ich ojcowie nadal nie mogli sobie pozwolić na utrzymanie córek. Bramy Yoshiwary zamknęły się więc za nimi ponownie, i tak miało być do połowy XX wieku, z małymi tylko zmianami i na przekór chrześcijańskiej opinii. Domy publiczne przemianowano na kashi-zashiki, domy z pokojami do wynajęcia i większość domów trzeciej klasy zrezygnowało z klatek na rzecz barwnych fotografii dziewcząt wystawionych przed wejściami. Kobiety chcące pracować w Yoshiwara musiały najpierw złożyć podanie do normalnego biura zatrudnienia, gdzie były rejestrowane. Wcielono także w życie regulamin medyczny mający na celu kontrolę nad rozprzestrzenianiem się chorób wenerycznych.
W pierwszych latach XX wieku zapanowała moda na zachód, ale Yoshiwara była jednym z tych nielicznych miejsc stolicy, gdzie nie mogła się ona przyjąc na stałe, jako że dzielnica ta istniała aby dawać przyjemność japońskim mężczyznom. W prążkowych garniturach, krochmalonych koszulach i w kamaszach mogli oni być prostolinijni i pełni energii w swych godzinach urzędowania i podczas oficjalnych uroczystości, po pracy jednak woleli poddać się romantyzmowi bladych świateł latarni, odzienia kimono, miękkich mat tatami i rozmarzonemu dźwiękowi shamisen.
Wśród tych nielicznych obcokrajowców, którzy szybko pojęli oszukaństwo w czarach Yoshiwary znajdował się młody amerykański prawnik, de Becker, którego kompleksowe badania dotyczące dzielnic rozrywek Edo, zwłaszcza Yoshiwary dały mu możliwość napisania książki o tej niezwykłej i nieznanej cywilizacji, o historii “życia dla przyjemności” w mieście bez snu [„The Nightless City”; Yokohama, 1899] “(…) Stały bywalec w Yoshiwara najpierw szedł do ulubionej hikite jaya, herbaciarni polecającej, znajdującej się na terenie dzielnicy, tuż przy głównej bramie Ōmon, gdzie natychmiast dostarczano mu herbatę, słodycze i młodą asystentkę, która pytała go z jaką kurtyzaną i z jakiego domu życzy sobie spędzić czas. Następnie asystentka owa przejmowała rolę służącej i przewodnika po mających nastąpić nocnych zabawach. Zapalała swą księżycowo-bladą latarnię z wydrukowaną nazwą herbaciarni, w której pracowała i wiodła klienta do wybranego przez niego domu publicznego. Tam w jego imieniu nagocjowała cenę z madam, yarite, zarządczynią domu. (Gdy miała to być wyjątkowa okazja, zapraszano do towarzystwa gejszę.) Potem, gdy już ucztował ze swą wybranką, siedziała u jego boku wypełniając mu kubek na sake i podając dania. Czasami szli we trójkę do sąsiadującego domu rozrywek; służąca drobiąc przed nimi niosła nocne odzienie klienta i dwa parasole z kwiecistego papieru woskowanego, które miały chronić ich przed ewentualnym deszczem. Gdy wszystkie butelki zostały opróżnione, wszystkie pieśni wyśpiewane, prowadziła swego klienta do jego sypialni, układała drewniany podgłówek, wyrównywała knot w lampie andon, zaciągała żaluzje i wycofywała się z głębokim ukłonem, gdy szeleszcząc jedwabiami pojawiała się yūjo.”
Następnego dnia skromna asystentka wręczała swemu klientowi rachunek. Piękny rachunek na pierwszy rzut oka, z cyframi wypisanymi z niezwykłą starannością i delikatnością na długim zwoju cienkiego papieru ryżowego. Suma ostateczna rachunku natychmiast kurowała klienta z jego zgagi po przepiciu; ujmowała bowiem nie tylko oczekiwaną opłatę za kurtyzanę, ale również przysługi asystentki, jedzenie, napitki, przeróżne opłaty ekstra na rzecz wynagrodzeń licznych, niewidocznych pracowników domu – sklepikarza, kucharki, chłopca na posyłki, głównego magazyniera, organizatorów, stróża nocnego, kąpielowego, odźwiernego …. Do tego dochodziły okazjonalne napiwki – dla dziewczyny z herbaciarni, chłopca, który doniósł dodatkową porcję węgorza, prezent dla samej madam … W rzeczywistości chodzenie do Yoshiwary było zawsze kosztownym hobby i jak zauważa przysłowie z tego okresu: “Łzy oiran sprawiają, że przecieka dach w twym domu.”
Gazeta Klubu Polskiego w Japonii nr 4 (43), sierpień 2005