Kiedy 1 grudnia 2003 publiczna telewizja NHK podała wiadomość na temat zaślubin Ryoko Tamura, zwanej popularnie Yawarachan, zdobywczyni złotego medalu w zawodach w judo podczas Olimpiady w Sydney, na ekranie widniał napis "Yawarachan-ga nyuseki" czyli "Yawarachan wchodzi do rejestru". W Japonii kobieta nie wchodzi bowiem w związek małżeński na równych prawach z mężczyzną, tylko jest wypisywana z rejestru ojca i wchodzi do rejestru rodzinnego męża. Związek małżeński jest innymi słowy przejściem kobiety z rejestru jednego mężczyzny, który jest głową rodziny, do rejestru innego mężczyzny, który staje się tym samym głową jej rodziny. Po wyjściu z urzędu miejskiego, Tamura powiedziała, że poczuła się żoną kiedy wpisała swoje nazwisko w rubryce „żona” w formularzu o wpisie do rejestru męża. Po wyjściu z urzędu mąż Tamury, jak przystało na pana domu, pewnie kroczył przodem nie patrząc na boki, a Yawarachan dreptała za nim kłaniając się wszystkim pozdrawiającym ją wielbicielom. Yawarachan powiedziała również, że przyjmie nazwisko męża i będzie od tej pory startować w zawodach jako Ryoko Tani. Mistrzyni judo nie ma wielkiego wyboru, bowiem kobiety w Japonii nie mają prawa do zachowania swojego nazwiska po zamążpójściu. Propozycja zezwolenia na zachowanie nazwiska panieńskiego była składana kilka razy w parlamencie, ale zawsze spotykała się ze sprzeciwem dominujących w parlamencie konserwatywnych polityków z rządzącej Partii Liberalno-Demokratycznej, którzy argumentowali że zachowanie nazwiska panieńskiego kobiety przyczyni się do wzrostu liczby rozwodów. Osobiście nie rozumiem co ma piernik do wiatraka. Jeżeli trwałość małżeństwa w Japonii opiera się na przyjęciu przez żonę nazwiska męża, to więzy między małżonkami nie wyglądają na zbyt trwałe i przestaje dziwić fakt, że coraz więcej młodych ludzi decyduje się iść przez życie samotnie oraz, że coraz więcej kobiet w wieku emerytalnym decyduje się na odejście od swojego pana i władcy. Rozwód uznany jest nadal za wstyd dla kobiety, bowiem oznacza, że rozwódka jest osobą kontrowersyjną i nie potrafi się przystosować do wymagań wspólnego życia z mężem. Jednak wiele starszych Japonek, które dostają emeryturę z funduszu emerytalnego męża decyduje się na ten krok. Otrzymując emeryturę uzyskują one większą niezależność finansową i mogą żyć samodzielnie. Emerytura dla żony wpływa obecnie na konto męża i chociaż pojawiają się próby zmian tej sytuacji, to jednak prawo i w tej dziedzinie działa w interesie mężczyzny.
Matka pomocą domową
Kiedy w październiku 2003 składałam podanie o przyjęcie dziecka do przedszkola miejskiego w Kawasaki wypełniłam formularz, w którym była rubryka „imię i nazwisko dziecka” oraz „imię i nazwisko opiekuna dziecka”. Wpisałam swoje nazwisko, ale pani która sprawdzała formularz, kazała skreślić moje nazwisko i wpisać nazwisko męża. Moje imię i nazwisko nie figurowało nigdzie w formularzu. Zapytałam czy w takim razie nie jestem opiekunem dziecka skoro każe mi się skreślić własne nazwisko. Pani powiedziała, że do rubryki wpisuje się nazwisko ojca i basta. Kiedy syn dostał się do przedszkola i kazano mi w tym samym przedszkolu wypełnić kolejny druczek, znowu musiałam wpisać imię i nazwisko ojca oraz imię i nazwisko dziecka. Na dole formularza była rubryka „osoba odprowadzająca dziecko do przedszkola” - to była rubryka dla mnie, czyli dla matki. Mąż dostał oficjalne zawiadomienie, że jego syn dostał się do przedszkola, ale na zawiadomieniu znowu nie było miejsca na nazwisko matki. Myślałam, że to wymysł konserwatywnego przedszkola publicznego, ale wizyta w przedszkolu prywatnym utwierdziła mnie w przekonaniu, że w innych miejscach jest tak samo.
Matka w Japonii się nie liczy. Jest pomocą domową. Japończycy są w tej sprawie równie konkretni, jak mało konkretni bywają w innych sprawach dotyczących życia codziennego. Nie liczą się związki emocjonalne ani sympatie. Liczy się tylko ten, kto zarabia pieniądze. Ojciec zarabia, więc jego się informuje o przyjęciu dziecka do przedszkola. Matka tylko odprowadza dziecko i z zasady nie zarabia, bo gdyby zarabiała dziecko poszłoby do przedszkola dla matek pracujących, czyli hoikuen. Matka się więc nie liczy i nie warto nawet marnować linijki papieru ani cennego tuszu, żeby dopisywać jej nazwisko na zawiadomieniu informującym o przyjęciu dziecka do przedszkola. Zrozumiałam dlaczego widziany na różnych obrazkach wizerunek matki przedstawia kobietę w za dużych kapciach i fartuszku. Żona i matka jest po prostu w Japonii służącą, która sprząta, gotuje i odprowadza dziecko do przedszkola. Jest to wizerunek kobiety pochodzący z okresu feudalizmu i konfucjanizmu, który usprawiedliwiał panujący w czasach feudalnych (1600-1868) porządek społeczny. Spuścizną przestarzałego sposobu myślenia jest przekonanie, że kobieta wychowująca dziecko/ci nie jest „członkiem społeczeństwa” bowiem wyraz oznaczający członka społeczeństwa czyli shakaijin zarezerwowany jest tylko dla stałego pracownika firmy. Taki schemat myślenia przetrwał do czasów komputerów i robotów, i przeżyje jeszcze zapewne dziesiątki lat zanim Japonia nie określi czy jest krajem żyjącym według własnych wartości feudalno-konfucjańskich czy krajem, który zachowuje wartości kultury zachodniej, czyli chrześcijańskiej.
Japonki są od małego uczone pokory i tego, że zajmują drugorzędną pozycję w stosunku do mężczyzny. Żadna z Japonek, z którymi rozmawiałam o braku imienia i nazwiska matki w formularzu przedszkolnym nie rozumiała o co mi chodzi i czego się właściwie czepiam. Uczeniu kobiet konfucjańskiego posłuszeństwa w stosunku do mężczyzny służy m.in. program dla dzieci o gotowaniu, emitowany przez państwową telewizję NHK, gdzie chłopiec Yuta jest szefem kuchni i wydaje polecenia młodszej siostrze. Ta pokornie je wypełnia i nie zadaje wielu pytań. Yuta zresztą tylko zdawkowo odpowiada na pytania młodszej siostry, najczęściej pomrukując pod nosem odpowiedź twierdzącą lub przeczącą. Wspólne przygotowanie potraw nie jest więc wspólnym dziełem dwojga dzieci, które są partnerami. Jest dziełem szefa Yuty i jego podwładnej młodszej siostry. Program zawiera podwójną naukę konfucjańską mówiącą o podporządkowaniu się młodszego woli starszego oraz kobiety woli mężczyzny. Przypominam sobie artykuł Ewy Odagiri mówiący o tym, że w przedszkolu, do którego uczęszcza jej syn półki na buty dziewczynek umieszczone są niżej, tak aby dziewczynki musiały się schylić, a chłopców wyżej, tak aby nie musieli się schylać. Jest to schemat służący tej samej nauce o miejscu w społeczeństwie.
Japonia jest krajem ukształtowanym przez inne niż Polska oraz kraje europejskie warunki historyczne i wcale nie upieram się, że Japończycy muszą żyć zgodnie z naszym schematem myślenia. Uważam jednak, że Japonia powinna się opowiedzieć za jednym albo drugim modelem. Inaczej jest czymś, co można by określić jako „ni pies ni wydra”. Przyjęcie w ciagu ostatnich kilku lat różnorodnych ustaw, które teoretycznie zrównują kobietę i mężczyznę w prawach, nie ma zbyt wielkiego sensu. Podobnie jak w innych aspektach życia prawo zwyczajowe silniejsze jest w tej dziedzinie od pisanego i do równouprawnienia kobiet według prawa jest jeszcze daleko. W 1998 roku w Klubie Korespondentów Zagranicznych romawiałam z japońską panią naukowiec, której nazwiska nie pomnę, ale która przybyła na jedną z konferencji prasowych jako znana feministka. Zapytałam ją dlaczego kobiety nie zaczną walki o swe prawa od żądania faktycznego zrównania kobiety i mężczyzny wobec prawa, krótko mówiąc zniesienia systemu koseki. Pani feministka nie potrafiła mi odpowiedzieć na to pytanie. Zapewne chodzi o zachowanie tradycji... Przypomnę, że ograniczenie prawa do głosowania wyłącznie do mężczyzn i brak tego prawa dla przedstawicieli czarnej rasy należą do tradycji Stanów Zjednoczonych. Pomimo tego zostały porzucone w imię nowocześniejszego prawa 20 wieku. Japońska feministka wykrzykiwała podczas konferencji prasowej pozbawione konkretów hasła o zrównaniu praw kobiet i mężczyzn. Przyprowadziła chyba na salę koleżanki, bo grupa kobiet głośno wyrażała swój aplauz dla równouprawnienia. Nie ma mowy o równouprawnieniu dopóki kobieta i mężczyzna nie są równymi obywatelami wobec prawa. Japończycy często powtarzają, że ich kraj zmienia się i sytuacja zmieni się w przyszłości, ale ja nie jestem o tym przekonana. Japonią rządzą stare przyzwyczajenia. Młode pokolenie wychowane jest w przekonaniu, że status quo jest dobrem najwyższym i jego zmiana zakrawa na zdradę narodową.
Gazeta Klubu Polskiego w Japonii Nr 1 (34), luty 2004