Galeria
Trzęsienie ziemi 11 marca zaskoczyło mnie w domu. Najpierw rozległ się niepokojący huk, dziwnie zatrzeszczały ściany. Pomyślałam, że to jakiś tajfun, chociaż nie zdarzają się o tej porze roku. Wyszłam z pracowni, by zobaczyć, co się dzieje. W tym momencie potężnie zatrzęsło. Przyzwyczajona do częstych niewielkich wstrząsów, włączyłam telewizor, by sprawdzić, gdzie i z jaką siłą trzęsie. Ale wstrząsy nie ustawały i przybierały na sile. Ściany lekko falowały, bujały się lampy. Po paru minutach uspokoiło się, a po chwili zakołysało ponownie z nową energią. Lekko spanikowana, schroniłam się pod stół zachowując się według instrukcji antytrzęsieniowej, później w chwili przerwy pomiędzy wstrząsami pobiegłam po torbę, do której szybko wrzuciłam paszport i parę niezbędnych rzeczy. Otworzyłam drzwi i rzuciłam ciepłą kurtkę przy wyjściu. Chciałam zadzwonić do męża i córki, ale okazało się, że telefony komórkowe i stacjonarne nie działają. Odzywał się automat informujący, że linie są przeciążone i należy próbować później. Sytuacja stawała się raczej nieprzyjemna. Szybko wysłałam maile przez komórkę z nadzieją, że dotrą. Obserwowałam jednocześnie rozwój sytuacji w telewizji na kanale państwowym. I tu pokazywano rozgrywające się dantejskie sceny w prefekturach Miyagi, Iwate i Fukushima. W miasteczku Sendai, pref. Miyagi, gdzie znajdowało się epicentrum potężnego trzęsienia ziemi (jak później się okazało największego od 100 lat) fale tsunami przerwały 10 metrowe wały ochronne i wdarły się do miasta zalewając i niszcząc wszystko po drodze. Statki, kutry, samochody, jak zabawki, płynęły z czarną, groźną falą.
Do wieczora obserwowałam ten ponury spektakl odbierając na Skype telefony z zagranicy. Wstrząsy z mniejszą lub większą siłą ciągle trwały. Odzywał się alarm na telefonie komórkowym aż do rana. Noc była niespokojna. W Tokio w tym czasie metro i koleje stanęły. Sklepy szybciej pozamykano. Wieczorem przez ciemne miasto tłumy ludzi pieszo wracały do domów lub zatrzymywali się na noc w czynnych już punktach ewakuacyjnych.
Kolejne dni przynosiły zatrważające wieści. W prefekturze Fukushima, gdzie znajdują się elektrownie nuklearne doszło do katastrofy na skutek trzęsienia ziemi i fal tsunami. Reaktory jądrowe uległy uszkodzeniu i rozpoczęła się dramatyczna walka z czasem, by nie dopuścić do światowej katastrofy nuklearnej. Sklepy nagle opustoszały i zabrakło wielu podstawowych produktów jak ryż, mąka, jaja, papier toaletowy, herbatniki, makaron itp. Wyczuwalna była cicha panika. Nikt jednak nie pomstował, nie przepychał się, nie było słychać kłótni. W mojej dzielnicy ten stan trwał parę dni. Brak towarów był spowodowany głównie chwilowym brakiem paliwa i zniszczeniem dróg położonych wzdłuż wybrzeża, więc samochody dostawcze nie dotarły do Tokio. Rozpoczęły się rotacyjne wyłączenia prądu, by oszczędzić energię, której zabrakło w związku z awarią elektrowni w Fukushima, które dostarczały ok. 25% energii na rejon tokijski. Wiadomości stawały się coraz bardziej dramatyczne - liczba ewakuowanych osiągnęła stan ponad 250 tys. osób porozrzucanych w 2450 ośrodkach na linii ciągnącej się ok. 500 km. Zniszczone drogi spowodowały olbrzymie trudności w natychmiastowej dostawie pomocy medycznej, żywności i przede wszystkim w ratowaniu ludzi, którzy schronili się na wyżej położonych terenach. Niestety szacuje się, że zginęło ok. 30 tys. osób. Prawie 100 dzieci zostało osieroconych. Katastrofa przybrała niewyobrażalną skalę.
Przez jakiś czas istniało również poważne zagrożenie skażeniem nuklearnym dotyczące także rejonu Tokio, które położone jest w odległości 240 km od elektrowni Fukushima. Wiele osób postanowiło wyjechać z miasta. Wiele ambasad ewakuowało swoich pracowników na tereny południowe i za granicę. Duża liczba cudzoziemców opuściła Japonię. Codzienna obserwacja rozwijającej się sytuacji była bardzo męcząca. Relacje z północy Japonii były nadawane na większości kanałów w dzień i w nocy. Obserwowanie ludzkich tragedii dziejących się na naszych oczach wysysało całą energię.
Teraz, dwa miesiące po katastrofie sytuacja powoli się uspakaja i normuje. Nadal jednak pozostaje pewien niepokój, jako że wstrząsy wtórne nadal są wyczuwalne i według danych naukowców mogą potrwać około roku. A po wielkim wstrząsie reaguje się o wiele gorzej nawet na małe ruchy ziemi i oczekuje niespokojnie, czy znowu nie nastąpi większy kataklizm.
Na ulicach w tej chwili jest prawie normalnie, ale nie zupełnie, jest ciemniej. W ramach oszczędności energii, wiele neonów jest wygaszonych, więc wrażenie radosnego, pełnego światła i życia miasta zniknęło. Poza tym metro i pociągi nadziemne nie jeżdżą w swoim pełnym rozkładzie, więc są przepełnione. Już zapowiada się braki w dostawie energii w najcięższych miesiącach letnich i wiele firm podejmuje kroki oszczędnościowe, by w czasie upałów zmniejszyć użytkowanie systemów nachładzania, zakładając folie filtrujące na szyby. Zmniejsza to wydatnie nagrzewanie się pomieszczeń. Zaopatrzenie w sklepach jest zdecydowanie dobre, chociaż dane statystyczne pokazują, że poważnie spadły zakupy, jak również liczba podróżujących za granicę podczas tzw. Golden Week. Wiele restauracji i sklepów jest zamykanych wcześniej i prawie wszystkie sklepy mają światła do połowy wygaszone. Klimatyzacja w pociągach jest włączana tylko od czasu do czasu. W telewizji natomiast znów pojawiły się programy rozrywkowe, ale nadal cały kraj obserwuje północne prefektury. Pokazują nam jak intensywnie pracują lekarze, wojsko i tysiące wolontariuszy. Donoszą o wielu drobnych i większych sukcesach, tragediach, traumach, żywieniu ewakuowanych, ich skargach i bólu.
Po raz pierwszy doświadczyłam na własnej skórze trzęsienia ziemi o takiej sile i przez pierwszy tydzień, gdy alarmy odzywały się także w nocy, spałam przygotowana do ewentualnej ewakuacji z plecakiem obok, gdybym musiała nagle wyjść z domu. Pomimo tej nieprzyjemnej sytuacji nie czułam się bezpośrednio zagrożona pozostając w Tokio podczas katastrofy i po. Były momenty pełne napięcia w związku z możliwością skażenia także i Tokio, sprawdzałam więc strony ambasady polskiej oraz innych krajów, by się zorientować, jakie są wskazania. Nie szukałam żadnej pomocy uważajac, że to my osoby mniej poszkodowane w Tokio możemy jej udzielić. Myślę, że mieszkańcy Tokio oprócz strachu, pewnego dyskomfortu, który jeszcze jakiś czas potrwa i chwilowego szoku nie doznaliśmy większych szkód. Katastrofa dotknęła głównie i zniszczyła bezpowrotnie piękne północne rejony Japonii. Ciągle obserwujemy, co się w chwili obecnej dzieje w Miyagi, Iwate i w Fukushimie. Z całego serca życzę wszystkim poszkodowanym jak najszybszego powrotu do normalności. A nam wszystkim mieszkańcom Japonii, byśmy nie mieli kolejnych wrażeń tego typu.
Najnowsze od Emilia Okuyama
1 komentarz
-
5☆. Dobrze jest czasem porównać własne przeżycia z doświadczeniami innych osób w podobnej sytuacji.
N. Link do komentarza
Z informacji od krewnych i przyjaciół w Ojczyźnie wynika, że media pozajapońskie coraz bardziej tracą zainteresowanie tym, co aktualnie dzieje się u nas. Można się było tego spodziewać. Jednak zamieszczane licznie jeszcze niedawno komentarze na polskich portalach wieszczące koniec Japonii i podważające sens spokojnej postawy Japończyków wobec marcowej tragedii oraz jej skutków wyraźnie świadczyły o tym, że w ciężkich chwilach najlepiej szukać siły w sobie i w tych, którzy doświadczają tego samego. Dlatego dobrze, że istnieje ta e-strona. Dziękuję Pani za artykuł i z wzajemnością życzę dużo spokoju na każdy dzień.
Komentarze
- PLUSK WODY DO STAREGO STAWU WSKOCZYŁA… Skomentowane przez ELZBIETA dodany czwartek, 08 listopad 2012 19:09 O stawie i żabie (Literatura, Język)
- Chcialbym na poczatku powiedziec, ze naprawde… Skomentowane przez Seweryn Karłowicz dodany piątek, 24 sierpień 2012 04:47 Tematyka spotkania polonijnego w ambasadzie 5 lipca br. (AKTUALNOŚCI)