gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

„Japoński miszmasz" Arkadiusza Jabłońskiego Wyróżniony

Oceń ten artykuł
(13 głosów)

    Ostatnimi czasy nawet z japońskich programów telewizyjnych dowiadujemy się o tym, jak bardzo Polacy kochają Japonię. Bez wątpienia w Polsce znowu, bo nie po raz pierwszy, panuje moda na Japonię i jej kulturę. Słyszy się, że studia japonistyczne są oblegane przez kandydatów, a teksty prasowe, internetowe, książkowe na temat Japonii sprzedają się ponoć jak świeże bułeczki. No właśnie, teksty. Wszystko jest w porządku, dopóki ich autorzy po krótkim liźnięciu tematu nie usiłują przekazywać całej i niezwykłej prawdy o Japonii i dopóki nie rozmijają się z faktami, grzęznąc w stereotypach.

      Doświadczeni polscy japoniści, działający głównie w sferach akademickich, stosunkowo rzadko włączają się do tej medialnej wrzawy. Trochę szkoda, bo oddają przez to pole przedstawicielom innych branż i to tamci mają większy wpływ na kształtowanie się wizerunku Japonii w Polsce. A jaki ten wizerunek jest - każdy widzi.

     Chciałabym zasygnalizować naszym czytelnikom, że ostatnio pojawiła się nowa książka, której autor podejmuje polemikę z licznymi, także obecnymi od stosunkowo niedawna w medialnym obiegu podobnymi tekstami, poprzez wskazanie i analizę „(...) motywacji, jakie pchnęły ich autorów do uderzającego odstąpienia w relacjach z „dalekiej Japonii” od praktyki rzetelnego (lub choćby: zdroworozsądkowego) opisu weryfikowalnej przecież coraz łatwiej rzeczywistości. Rezygnacja z opisu racjonalnego Japonii i zjawisk obserwowanych w tym kraju (zwykle: wytłumaczalnych) następuje we wskazywanych tekstach w imię krótkotrwałego efektu narracyjnego, motywowanego rozśmieszeniem, otumanieniem lub przestraszeniem odbiorcy.” (Z „Profilu autora”, str. 5)

     Książka pod tytułem „Japoński miszmasz” autorstwa Arkadiusza Jabłońskiego - bo o niej tu mowa - to zbiór artykułów polemicznych. Teksty, z którymi polemizuje autor, pochodzą z gazet, czasopism i książek publikowanych w Polsce na przełomie XX i XXI wieku lub później. Ostatni analizowany tekst to artykuł gazetowy z końca roku 2013, a jedyna starsza pozycja analizowana w tomie to „Imperium znaków” Rolanda Barthesa, której oryginał jest starszy (1970r.), natomiast polskie tłumaczenie ukazało się w roku 2012. Artykuły zamieszczone w tomie „Japoński miszmasz” były częściowo publikowane w internecie, w innych wersjach edycyjnych i bez opracowania graficznego.

     Arkadiusz Jabłoński jest językoznawcą, profesorem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, znanym z poczucia humoru i ciekawego stylu wypowiedzi. Lektura tomu zapowiada się bardzo interesująco, chociażby dlatego, że wprowadza obiegowy dyskurs na wyższy poziom wiedzy i erudycji. Autor diagnozuje sytuację posługując się kategoriami orientalizmu i japonizmu, krytycznie tropi efekty orientalistycznego widzenia świata.

„Japonizm i orientalizm przejawiają się nie tylko poprzez krytykowane teksty, świadomie wybrane spośród źródeł drukowanych większego formatu i trwałości, jak i przekazów efemerycznych, jakimi odbiorcę bombardują kolorowe tygodniki (...). Pozostają one także obecne w sposób niedostrzegalny a destrukcyjny w bezwiednie preferowanych schematach myślenia, które wpływają na odbiór wydarzeń innej kultury, pośredni lub wynikający z bezpośredniej styczności z przedmiotem spostrzeżeń. W ten sposób schematy rozumowania niepostrzeżenie uwalniają się od ich tekstowych pierwowzorów, prowokując do beztroskiego niedbalstwa w odbiorze świata „nieswojego”, postrzeganego jako nieistotny lub z założenia śmieszny, rodząc zarazem absurdalną pewność słuszności jedynie własnej wizji świata". (Z „Od autora”, str. 29) 

Poniżej publikujemy fragment książki, który został nam udostępniony przez Wydawnictwo Jeżeli P to Q.

Japonski miszmasz

Arkadiusz Jabłoński, Japoński miszmasz,

Baranowo 2015, Wydawnictwo Jeżeli P to Q, ISBN 978-83-942291-0-8

(fragment)

Mów do mnie jeszcze

 

Wypowiedź na temat Japonii zawsze znajdzie w Polsce słuchaczy, niezależnie od jej treści. Nic w tym złego – i mówię to z całym przekonaniem. Może to nawet być przyjemne dla japonisty, który po ujawnieniu własnej specjalności pytany jest zwykle z nabożeństwem, czy już był w Japonii oraz czy język japoński jest trudny (na oba pytania dobrze odpowiedzieć twierdząco). Rozmówca bardziej dociekliwy zapyta, czy Japończycy naprawdę są pracoholikami, czy kobiety zajmują, cokolwiek to oznacza, niską pozycję w życiu społecznym, czy kuchnia japońska to naprawdę tylko ryby i ryż, czy wszyscy mieszkańcy Wysp czczą bezkrytycznie cesarza, uważając go za boga, lub też wyrazi wątpliwość co do wyższości technologicznej „Toyoty” nad „Fordem” czy „Volkswagenem”. Taki obraz Japonii opiera się na zdrowym rozsądku przeciętnego Polaka, który wie o Japonii tyle, co przeciętny japonista o klonowaniu albo o sztucznej inteligencji. Więcej wiedzieć mu wcale nie trzeba. Tak działają stereotypy.

Stereotyp można postrzegać jako przeszkodę w poznawaniu prawdziwego obrazu świata. Na co dzień jednak to dzięki stereotypowi nie trzeba się zastanawiać nad problemami, które nas bezpośrednio nie dotyczą. Stereotyp sam w sobie nie jest dobry ani zły: po prostu istnieje. Można z nim walczyć, ale z pewnością nie będzie to walka łatwa.

Stereotypy funkcjonują w sposób użyteczny wtedy, kiedy pozostają zrównoważone z godnymi zaufania źródłami informacji na dany temat. Bezcelowe jest zarzucanie niekompetencji autorowi felietonu, który napisze, że język japoński jest bardzo trudny, że niedługo klony dostarczą nam sztucznych narządów lub też że siła obliczeniowa komputerów pozwoli im niebawem na samodzielne myślenie. Takie poglądy stanowią naturalnie dowód na preferowanie pewnej łatwizny w myśleniu, ale to nie rzecz niekompetencji. Dziennikarz, który wypisuje takie rzeczy, przeważnie sam zdaje sobie sprawę z tego, że jego publikacja ma charakter niefachowy, a nawet jeśli tak nie jest, nikomu to specjalnie nie przeszkadza. Można się obruszać, jeśli autor felietonu w magazynie kolorowym błyśnie myślą, że język japoński można uprościć albo zasugeruje spisek specjalistów od klonowania i od sztucznej inteligencji, którzy tworzą nowe gatunki i maszyny, jakie już niedługo zawładną światem. Zawsze jednak dostępne są wiarygodne i pewne źródła informacji. Zawsze można przeprowadzić wywiad ze specjalistą, który może nie udzieli odpowiedzi prostych, ale za to na pewno nie poprzestanie na utrwalaniu utartych schematów. Ciekawe, że chyba żaden japonista nie powie, iż język japoński jest trudny (a jeśli nawet powie, to zapyta najpierw, pod jakim względem i dla kogo), a specjaliści od klonowania i sztucznej inteligencji to raczej dziennikarzom pozostawiają pole do popisu w zakresie fantastyki naukowej poświęconej tej tematyce.

Pogląd eksperta nie musi być prezentowany w sposób atrakcyjny dla każdego odbiorcy, co nie oznacza, że powierzchowna atrakcyjność teorii automatycznie dyskwalifikuje ją pod względem naukowym. Informacje uzyskane od eksperta podlegają weryfikacji, zarówno pod względem merytorycznym (prawdziwości informacji), jak i metodologicznym (wykorzystanych narzędzi badawczych). Nic nie stoi na przeszkodzie, aby autor interpretował fakty według własnego widzimisię, przyzwoitość nakazuje jednak przynajmniej wspomnieć o tym, że istnieją inne interpretacje, nie mówiąc już o choćby powierzchownym zapoznaniu się z nimi.

 

Ludzie stamtąd

 

W ciągu ostatnich lat w Polsce co roku ukazywało się co najmniej kilka pozycji książkowych na temat Japonii oraz duża liczba artykułów i wzmianek o tym kraju w kolorowych czasopismach, nie mówiąc o tłumaczeniach literatury japońskiej. Już powierzchowny przegląd rynku pozwala zauważyć, że przynajmniej ta pierwsza grupa publikacji sprzedaje się bardzo dobrze, zyskując duże zainteresowanie czytelników.

Nie wszyscy autorzy publikacji o Japonii są japonistami. Cieszy, że ktoś, spędziwszy jakiś czas w Japonii, chce podzielić się wrażeniami z czytelnikiem. Jeśli autor umie pisać w sposób interesujący, a przedsięwzięcie rokuje sukces ekonomiczny, można tylko pogratulować pomysłu.

W Polsce nie ma cenzury i napisać można w zasadzie wszystko. Niekiedy zawartość faktograficzna niektórych publikacji budzi zastrzeżenia, jeśli jednak nadrzędny cel zabawienia czytelnika zostanie przez nie spełniony, nie warto chyba drążyć szczegółów. Literatura i sztuka felietonu rządzą się swymi własnymi prawami. Jeśli tylko o czymś można powiedzieć, że, nawet jeśli to kłamstwo, to dobrze napisane, małostkowe i niskie byłoby wytykanie autorowi błędów w japońskim nazewnictwie czy też nieścisłości informacyjnych. Jeśli ktoś przekonuje, że Japonia jest interesująca, zachwycająca albo nawet, niech tam, „inna pod każdym względem” niż Polska, ba, nawet jeśli jedyną treścią przekazu jest: „Tam byłem.”, problem spójności warstwy faktograficznej schodzi na dalszy plan. „Po pierwsze, nie nudzić”, można by rzec za Jerzym Wittlinem.

Co innego jednak: zabawiać, a co innego: zbawiać. Dopóki ktoś uważa prywatnie, że Japończycy są godnymi współczucia pracoholikami dziesiątkowanymi przez karōshi albo nawet zupełnie na serio przekonuje, że w Japonii druga osoba jest dla rozmówcy „nienaruszalną świętością”, co stanowić ma fenomen w skali światowej, można przymknąć na to oko z uśmiechem i udawać, że nic się nie stało. Rzeczywistość obroni się sama. Jeśli jednak w tekście kogoś sugerującego niejednoznacznie, że wypowiada się jako naukowiec, czytamy: „Za szczelnie zasłoniętymi oknami japońskich mieszkań-pudełek gospodynie domowe samotnie popadają w alkoholizm, a ich mężowie – ‹‹salarymeni›› (czy ‹‹sararymeni›› w wersji japońskiej) – drżąc, by nie stracić pracy (i twarzy), upijają się po godzinach w męskim towarzystwie. Pracujące kobiety parzą herbatę swoim kolegom i nawet nie marzą o awansie, z pokorą znosząc żarty na temat ich ‹‹kobiecych umysłów››„, to stanowi to już pewną interpretację i wartościowanie faktów, narzucając pytanie zarówno o źródło informacji, jak i o solidność proponowanej ramy interpretacyjnej. To, że pracownik biurowy to, „w wersji japońskiej”: sarariiman, pomińmy wszakże. Rzecz nie w drobnych nieścisłościach faktograficznych, lecz w poważnym nadużyciu polegającym na przedstawieniu czytelnikowi mało wyszukanych formalnie i merytorycznie uwag na temat kultury i społeczeństwa japońskiego pod maską rzekomego wywodu naukowego.

 

Kobieta z Wysp

 

Przytoczony wyżej cytat pochodzi z jednego z felietonów („Kobiety współczesnej Japonii”) autorstwa feministki i kulturoznawczyni (czy na pewno dobrze się wyraziłem?), Joanny Bator, jakie w ciągu ostatnich lat były cyklicznie zamieszczane w jednym z dodatków Gazety Wyborczej.

Analiza ciągu tekstów Bator pozwala stwierdzić, że traktuje ona poważnie nie tylko swą misję feministyczną, ale najwyraźniej pragnie jawić się jako wyrocznia w sprawach kultury japońskiej. To oczywiście nie budzi samo w sobie sprzeciwu. Źródła internetowe przedstawiają Bator jako naukowca (odpowiednik żeński tego słowa nie istnieje, gdyż nauka, poza genetyką, o płeć pytać nie powinna), antropolog kulturową, absolwentkę kulturoznawstwa, która posiada doktorat w dziedzinie filozofii. Również ona sama nie odżegnuje się od naukowego nastawienia do świata, co nakazuje jej spostrzeżenia traktować z dużą dozą powagi. Ostatnio w Polsce ukazała się książka Bator, do której nie miałem dostępu, przebywając w Japonii, i niżej nie zamierzam się na jej temat wypowiadać.

Lektura pięciu tekstów Bator, której swoistym podsumowaniem jest tekst niniejszy, pozwala, niezależnie od treści jej książki, traktować je jako swoistą deklarację ideologiczną i metodologiczną autorki. Nie trzeba być antropologiem kulturowym, by dostrzec, że szeroko zakrojone nadużycie, na jakie teksty te się składają, zdaje się mieć charakter nie tylko pseudoantropologiczny, ale także pseudometodologiczny, a nawet, o dziwo, chyba także pseudofeministyczny.

Nie mogę przede wszystkim zgodzić się z traktowaniem Japonii jako przedmiotu badań wymykającego się wymogom racjonalnych dociekań naukowych. Chciałbym przy tym odnieść się do tekstów Bator nie z pozycji wzburzonego japonisty, któremu badacz niejaponista odbiera chleb, lecz jako zaciekawiony czytelnik, gotów szczerze wierzyć, że to nie epatowanie tanią egzotyką, ale poważne powody metodologiczne skłoniły autorkę do wyboru co najmniej kontrowersyjnego podejścia do kwestii przyzwoitości faktograficznej i metodologicznej. Fakt, że nauka nie zmieni raczej oblicza pod wpływem odkryć Bator, nie może uprawniać do karmienia czytelników informacjami nieprawdziwymi, nierzetelnymi i przedstawionymi w wykrzywionym kontekście. Metoda intelektualnego „równania w dół” stosowana w omawianych tekstach nie znajduje usprawiedliwienia w żadnym kontekście ich potencjalnego odbioru. Ponieważ zaś nawet niepozorne w ujęciu jednostkowym przekłamania Bator odnoszą się także do bardzo sporej grupy ukazujących się w Polsce popularnych publikacji na temat innych kultur, swego rodzaju ikoniczne traktowanie przeze mnie poniżej „przypadku Bator” niech posłuży spożytkowaniu wątpliwej wartości wytworów autorki w szczytnym celu piętnowania en gros wszelkiej łatwizny intelektualnej, jakże powszechnej w naszym wieku informacji masowej, szybkiej i niedbałej.

 

A to byli przebierańcy...

 

Bator jest przede wszystkim feministką, co z góry narzuca opisowi Japonii pewien schemat interpretacyjny, w którym rola kobiety jest automatycznie rozpoznawana jako upośledzona w porównaniu z rolą mężczyzny. Byłoby naiwnością z mojej strony dyskutować z tym poglądem i od tego się powstrzymam. Inną sprawą pozostaje, czy interpretowane przez Bator fakty dają się wyjaśniać tylko i wyłącznie w terminach feministycznych, nie mówiąc już o tym, czy fakty te są przedstawione rzetelnie i we właściwych proporcjach.

Wydaje się, że dla badacza kultur i zachowań ludzkich w tychże kulturach oczywista powinna pozostawać zależność, ale także i różnica gatunkowa, między obserwowanymi na bieżąco faktami a prawidłowościami zachowań członków danej kultury, nie mówiąc już o konieczności świadomego wyboru pewnej konsekwentnej metody opisu i interpretacji opisywanych zjawisk. Naturalne wydaje się oczekiwanie odniesień do źródeł zaliczanych do klasyki antropologii kulturowej w Japonii. Można spodziewać się, że choćby prace sygnowane przez takie znane na świecie nazwiska jak Ruth Benedict, Takie Sugiyama-Lebra czy też Chie Nakane, nawet jeśli nie będą wyczerpująco cytowane w kontekście spostrzeżeń dotyczących kultury japońskiej, pozwolą ukierunkować w pewien sposób interpretację, dostarczając czytelnikowi spójnych schematów pojęciowych.

Zupełnie przypadkiem trzy wymienione nazwiska należą do kobiet, badaczek, które zajmowały się kulturą japońską w XX wieku. Z ich poglądami można się nie zgadzać, a przynajmniej niektóre z nich uznać współcześnie za przebrzmiałe, jednak zupełne ich pominięcie w naukowym rzekomo wywodzie jest wysoce zaskakujące. Wystarczyłaby nawet drobna aluzja sugerująca, że autorka miała z nimi styczność. Żadna z wymienionych badaczek nie wspomina chyba nawet słowem o feminizmie, lecz to jednak mało przekonujące uzasadnienie dla zlekceważenia ich prac. Te ostatnie można bez trudu znaleźć w ich angielskich wersjach w bibliotekach japońskich uniwersytetów, co także dla Bator, która, przedstawiana w wielu życiorysach znajdujących się w Internecie jako „stypendystka rządu japońskiego”, sama siebie określa jako „pracującą” na japońskim uniwersytecie, nie powinno być trudne. Dla kogoś, kto odkrywa, że mówi prozą, każda rewelacja jest z pewnością sama w sobie fascynująca i istotna. Od eksperta oczekiwać jednak wypada nieco większego wyrafinowania.

Nawiasem mówiąc, sam kilkakrotnie przebywając na stypendium w Japonii ani nie spotkałem choćby jednego stypendysty, który mówiłby o sobie, że „pracuje” na uniwersytecie przyjmującym go na staż, ani do głowy by mi nie przyszło tak się samemu określać. Nie jest to może najbardziej istotny aspekt sprawy, lecz charakterystyczne, że trudno doszukać się w tekstach Bator czy to nazwy uniwersytetu, gdzie „pracowała”, czy określenia zajmowanego przez nią stanowiska. Wątpliwości tych nie rozwiewa niestety prezentowany przez autorkę warsztat socjologiczny i antropologiczny. Facta, non verba – chciałoby się rzec.

 

Ostatnio zmieniany
Zaloguj się, by skomentować
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się