gazeta.jp Polonia Japonica

Polonijny portal internetowy funkcjonujący w polsko-japońskiej przestrzeni międzykulturowej, prowadzony przez grupę Polek mieszkających, pracujących i działających w Japonii.

 

Galeria

A+ A A-

Atrakcją Polski są ludzie

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Rozmowa z Masatoshim Koharą, polonistą, profesorem Tokijskiego Uniwersytetu Języków Obcych.

Jak to się stało, że pojechałeś na studia do Polski?
Chciałem jechać do Pragi, ale Czechosłowacja nie przyjmowała wtedy studentów z zagranicy. Niebawem miała nastąpić praska wiosna.

Dlaczego chciałeś studiować w Pradze?
Byłem germanistą, zajmowałem się Kafką, a Kafka urodził się, mieszkał i pracował w Pradze.
Jednak zamiast do Pragi, trafiłeś do Warszawy.
Tak. Wtedy nie było jeszcze stałej wymiany studentów, trzeba było zwracać się prywatnie do konkretnych osób, załatwiać wyjazd przez kontakty osobiste, a nawet trochę polityczne.

Wśród rusycystów i slawistów z Twojego pokolenia jest chyba wielu ludzi, którzy mieli poglądy lewicowe?
Tak samo było w moim wypadku. Cała młoda inteligencja japońska była wtedy lewicowa. Potem sytuacja się zmieniła, powstały podziały. A teraz zupełnie nie ma w Japonii lewicy.

Jakie masz wspomnienia z okresu studiów w Polsce?
Od czego zacząć? Przecież to siedem i pół roku. Moje studia w Polsce trwały dłużej niż studia w Japonii. Tutaj studiowałem tylko cztery lata. A w Polsce najpierw przez rok uczyłem się języka polskiego na kursie w Łodzi, potem zdałem egzamin końcowy i przyjęto mnie na studia na Uniwersytecie Warszawskim. Łącznie byłem w Polsce przez 9 lat.

Jak wyglądało Twoje życie w Polsce?
Pojechałem do Polski w 1967 roku. Ekonomicznie wtedy w Polsce było dno. To było straszne. Wszędzie było ponuro, ciemno. Moja żona płakała, kiedy musiała zjeść pierwszą kolację w stołówce na uniwerku. To była wątróbka, zupełnie bez smaku. U nas inaczej się przyprawia wątróbkę.

A więc byłeś w Polsce z żoną?
Tak. Początkowo prywatnie wynajmowaliśmy mieszkanie, ale było dla nas za drogie, więc przenieśliśmy się do domu akademickiego. A tam nie było pokojów dla małżeństw, więc umieszczono nas oboje w żeńskim akademiku. Chyba jestem jedynym na świecie mężczyzną, któremu przyszło mieszkać oficjalnie w akademiku dla dziewcząt. Ale po dwóch latach musieliśmy się wyprowadzić. Mieszkaliśmy na Smyczkowej, już we wspólnym pokoju przez rok, a potem znowu prywatnie wynajęliśmy mieszkanie. Miałem kontakt ze studentami i z innymi ludźmi w różnym wieku. Polska też się zmieniła, inaczej było w latach 60., inaczej w pierwszej połowie lat 70., kiedy wszyscy mieli nadzieję na lepszą przyszłość.

Powiedz o Twoich kontaktach z ludźmi w Polsce.
Z Polakami można łatwo nawiązać kontakt. Oczywiście na początku ma się trudności, ale potem szybko rodzi się zażyłość. Z innymi narodami to nie zawsze jest możliwe. Na początku pobytu w Polsce trochę się bałem, bo ludzie przez cały czas na mnie patrzyli. Można było interpretować to tak, że nas obserwują, bo przecież takie były czasy. Na pewno byli tacy, którzy nas obserwowali, ale nie o to mi chodzi. Ludzie patrzyli na nas z ciekawością, a jeśli zauważyli, że mamy jakieś kłopoty, że jesteśmy bezradni, to podchodzili do nas, pomagali nam. Na początku pobytu w Polsce to była obsesja: wszyscy na nas patrzą, ale potem bez tego wzroku było smutno. Często jeździłem na Zachód, a tam wcale na nas nie zwracano uwagi. Może trochę w Anglii...
W Polsce wtedy było biednie, ludzie byli ubrani skromnie, a niektórzy brudno... tacy robotnicy z czerwonymi twarzami... ale w końcu i z nimi można było zawrzeć znajomość.

Rozmawiałeś z ludźmi, którzy cię zaczepiali na ulicy?
Tak, w tramwaju, na ulicy, w kinie... tylko pijanych unikałem. I czasami kłóciłem się z kierowcami taksówek albo z konduktorami w tramwajach.

Jeździłeś bez biletu?
Z biletem, tylko nie zawsze wiedziałem gdzie jest koniec linii. Tramwaj zajeżdżał do zajezdni, a potem wyruszał od nowa i wtedy podchodził konduktor i kazał mi płacić mandat.

Czy to znaczy, że jeździłeś w kółko?
Czasami tak, bo to był najlepszy sposób poznania miasta.

Czy utrzymujesz kontakt z Polakami, których poznałeś podczas studiów w Warszawie?
Z niektórymi jeszcze tak. Ale niektórzy już odeszli z tego świata. Odeszła moja pani profesor Janina Kulczycka-Saloni. Odszedł Tadeusz Łomnicki, z którym miałem bliski kontakt. W Polsce zawsze chodziłem na jego przedstawienia, nawet do jego domu. Teraz już go nie ma. Nie ma też Himilsbacha, który zjawił się bez zapowiedzi w naszym mieszkaniu w asyście kilku siłaczy w przeddzień wyjazdu z ostatniego dłuższego pobytu w Polsce, w 1987-88 roku. Chciał wynająć mieszkanie po nas. Skąd wiedział, że wyjeżdżamy? Miał nosa. Zaraz po powrocie do Japonii dowiedziałem się o jego śmierci. Moi znajomi są już starzy, zajęci, rzadko pisujemy do siebie. Ale gdy jestem w Polsce to nasze kontakty odżywają. Tylko coraz rzadziej bywam w Polsce, ostatnio byłem trzy lata temu. Nie wiem co się stanie z moją Polską, tą, która jest we mnie.

Czy nie było Ci trudno wrócić do Japonii po dziewięciu latach w Polsce?
Było, ale oczywiście wtedy pozostanie w Polsce było niemożliwe. Był człowiek, który kazał mi wracać i pomógł w znalezieniu pracy. To był profesor Sh?zo Yoshigami. Pomogła mi też jego żona, Risako Uchida.

Co robiłeś po powrocie do Japonii?
Początkowo pracowałem jako doradca redaktorski w wydawnictwie Baseball Magazine - sha. Sporo współpracowałem z Polską. Mój kolega ze studiów pracował w Interpressie, a ja zamawiałem u niego artykuły i potem tłumaczyłem je na japoński. Dużo było o sporcie, bo wtedy Polska była silna w tej dziedzinie. Po sześciu latach zacząłem pracować na uniwersytecie Dait? Bunka jako wykładowca lietratury europejskiej. Do dziś jestem związany z tą uczelnią. Dużo pisałem i tłumaczyłem. Napisałem wiele artykułów i rozpraw o Polsce, o jej powojennej historii, o polityce wyznaniowej, o tradycji romantycznej, o kulturze.

Kiedy zacząłeś się zajmować historią Żydów polskich? To jeden z głównych tematów Twoich badań.
Naukowo zacząłem studiować ten temat bardzo późno. Ale moja praca tłumaczeniowa jest w dużym stopniu związana z problematyką żydowską. Moim pierwszym przekładem z literatury polskiej była powieść Bogdana Wojdowskiego Chleb rzucony umarłym. To jest ogromna powieść, tłumaczyłem ją przez prawie cztery lata, podczas studiów w Polsce i przez rok po powrocie do Japonii.

Dlaczego wybrałeś tę książkę?
Podsunął mi ją pan Yoshigami. Jeszcze w czasie studiów przetłumaczyłem książkę Wandy Kiedrzyńskiej Na granicy życia i śmierci, listy i grypsy więzienne Krystyny Wituskiej. Zauważono ten przekład w Japonii i mnie powierzono tłumaczenie Wojdowskiego. Tłumaczyłem w konsultacji z autorem, początkowo nie wiedząc prawie nic o historii polskich Żydów. O tym się wtedy w Polsce nie mówiło. Wśród studentów chodziły plotki, że ten albo tamten jest Żydem i na tym koniec. A mnie trudno było o wszystko pytać. Głębsze zainteresowanie przyszło później. Pamiętam, że kiedyś pewien mój współpracownik z poprzedniego uniwersytetu zapytał mnie kim był Frank i co to jest właściwie ten frankizm. Zacząłem trochę studiować temat, to było może z piętnaście lat temu. Po fakcie dowiedziałem się, ze mój opiekun w Polsce był Polakiem pochodzenia żydowskiego.

Opiekun naukowy?
Nie, nie. To były czasy socjalizmu. Musiałem mieć opiekuna, czyli osobę, która mnie oficjalnie i formalnie zaprosiła na studia do Polski. Mój opiekun był szefem Agencji Robotniczej, ale po 68 roku został usunięty ze stanowiska. Nie wyjechał, pozostał w Polsce. Wtedy nie wiedziałem dlaczego został usunięty.

Dokonałeś wielu przekładów z literatury. Twoje nazwisko, jako tłumacza literatury polskiej, figuruje w przewodniku encyklopedycznym Literatura polska XX wieku wydanym w 2000 roku przez PWN. Tłumaczyłeś nie tylko Wojdowskiego, ale i Żukrowskiego, Borowskiego, Konwickiego, Lema, nawet Żeromskiego, Konopnicką i Kraszewskiego.
Tak, tłumaczyłem wiele, ale szerzej zajmowałem się głównie Witkacym i Wojdowskim. O Wojdowskim napisałem ostatnio długą rozprawę pod tytułem Śmierć po Holocauście.

Przetłumaczyłeś dwa jego utwory: Chleb rzucony umarłym i Stary doktor.
Tak, ale chciałbym przetłumaczyć więcej, jeśli tylko znajdzie się wydawca.

Co Cię pociąga w utworach Wojdowskiego?
To trudno powiedzieć. Chyba cały jego świat, świat getta. To jest świat wyobrażalny, jeśli się ma wyobraźnię, ale doświadczyć tego się nie da. Wojdowski opisuje tylko konkrety, taki ma styl.

Bogdan Wojdowski popełnił samobójstwo, prawda?
Tak, pod koniec życia miał manię samobójczą, jego samobójstwo nie było nagłe. Bardzo dobrze go znałem. Gdy byłem w Polsce często się spotykaliśmy, chodziliśmy razem do restauracji, rozmawialiśmy długo na różne tematy. Był bardzo nerwowym człowiekiem.

Mimo upływu lat świetnie mówisz po polsku.
Mam dwie osobowości. Język polski przydaje mi się, bo gdy mówię po polsku mogę stać się innym człowiekiem, nie-Japończykiem.

Wykładałeś język polski w wielu miejscach, prawda?
Tak, zaraz po powrocie podjąłem pracę wykładowcy języka polskiego. W pewnym momencie prowadziłem zajęcia we wszystkich ośrodkach w Tokio, w których uczono polskiego: na uniwersytecie Waseda, w instytucie Daigakushorin, w Instytucie Majakowskiego, w ośrodku kultury Asahi. Potem musiałem ograniczyć te zajęcia, szczególnie po rozpoczęciu pracy na Tokijskim Uniwersytecie Języków Obcych.

Dlaczego ludzie w Japonii uczą się polskiego?
Różnie bywa. Są studenci, którzy chcą się zajmować sprawami polskimi, studiować historię Polski lub literaturę. Kiedyś takich było dużo. A inni dlatego, że mają polskich przyjaciół, znajomych. Byli starsi panowie, których córki wyszły za mąż za Polaków i oni chcieli rozmawiać po polsku z wnukami. Albo mężowie Polek, ale oni często przerywali naukę, mieli różne sprawy rodzinne, finansowe...

Jesteś autorem kilku podręczników i pomocy naukowych do nauki języka polskiego oraz współautorem jedynego w Japonii słownika polsko-japońskiego.
W najbliższym czasie będziemy opracowywać nowy słownik, bazując na poprzednim. Niestety w obecnym słowniku jest za mało przykładów, za to gramatyka jest bardzo dobrze opracowana. Wydawnictwo Hakusuisha, a właściwie konkretni ludzie z wydawnictwa, zaproponowało wydanie nowego słownika, jest już jego koncepcja, a zespół redakcyjny to stali pracownicy polonistyki na Tokijskim Uniwersytecie Języków Obcych.

Na polonistyce prowadzisz katedrę studiów regionalnych i międzynarodowych. Jakie tematy dyktujesz studentom?
Ja niczego studentom nie dyktuję, to nie te czasy. Studenci sami szukają i znajdują to, co ich interesuje. Na przykład jedna ze studentek przygotowuje pracę dyplomową o subkulturach w Polsce. Inna napisała o polskiej reklamie w perspektywie historycznej: przed wojną, w czasach socjalizmu i obecnie. To też dosyć ciekawy temat. Ale coraz trudniej jest orientować się w tym co się dzieje w Polsce, kultura stała się bardziej skomplikowana, rozszerzona.

Polska po 1989 roku jest zupełnie innym krajem.
A ja myślę, że tak nie można powiedzieć. Ludzie są tacy sami. Zmienił się system, zmienił się stosunek do polityki, ale to nie jest nagła zmiana, to jest proces. Pamiętam cały ten proces, począwszy od lat 60. Jeśli chodzi o kulturę to cały świat się zmienił. Nie sądzę, by Polska mogła stworzyć jakąś zupełnie nową kulturę, Polska stała się zwykłym krajem, w którym w zwykły sposób można żyć i tworzyć.

Pracujesz na polonistyce od 1993 roku, prawda?
Uczyłem od początku, od czasu powstania polonistyki w 1991 roku, ale stałym pracownikiem uniwersytetu zostałem dopiero w 1993. Przybyłem tu na dziesięć lat, od kwietnia 2003 roku muszę iść na emeryturę. To jest ostatni rok mojej pracy.

Co będziesz dalej robił?
Pracował. W tej samej dziedzinie. Między innymi chcę się zająć tłumaczeniem Witkacego. Napisałem o nim kilka rozpraw, ale jego utworów nie tłumaczyłem. Witkacy jest trudny i jako człowiek zupełnie inny niż ja, ale będę się starał, bo chyba warto wydać tłumaczenia jego dramatów i powieści. Poza tym chciałbym pojeździć po mojej okolicy, tu w Japonii. Do tej pory nie miałem na to czasu.

Na zakończenie chciałabym zapytać: jak myślisz, czym teraz Polska może przyciągać Japończyków? Co w niej może być atrakcyjnego?
Trudno powiedzieć, Polska się zmieniła, skończyły się dawne czasy. Tym, co się nie skończyło są chyba mimo wszystko ludzie. Polacy. Powiedziałbym, że to Polacy są atrakcją Polski, naprawdę. Ci Japończycy, którzy byli w Polsce, żyli tam, mieli kontakt z Polakami w większości stali się propolscy. Dlaczego? Chyba z Polaków emanują jakieś promienie...

Dziękuję za miłą rozmowę i życzę sukcesów w dalszej pracy.


Masatoshi KOHARA ur. 1940 w prefekturze. Fukushima. Ukończył studia polonistyczne na UW. Profesor Tokijskiego Uniwersytetu Języków Obcych i Uniwersytetu Dait? Bunka, członek wielu stowarzyszeń naukowych.

Badacz polskiej historii powojennej, historii Żydów polskich, polskiej literatury współczesnej. Napisał m.in. rozprawy naukowe: Polityka wyznaniowa w powojennej Polsce (1980), Witkacy - prorok zagłady (1981), Uwagi o społeczeństwie polskim w okresie powojennym na podstawie utworów literackich (1982), Polska tradycja romantyczna (1987), Wczoraj i dziś literatury polskiej (1997). Śmierć po Holocauście (1999). Współautor pracy zbiorowej Narody i kultury Europy Wschodniej (1989). Dokonał wyboru i tłumaczenia tekstów źródłowych do pracy zbiorowej Współczesna historia Polski i antysemityzm (1997 i 1998).

Tłumacz literatury polskiej. Przełożył m.in. utwory B. Wojdowskiego (Chleb rzucony umarłym 1973, Stary doktor 1990), T. Konwickiego (Zwierzoczłekoupiór 1975, wraz z R. Uchidą), H. Panasa (Według Judasza 1978), W. Żukrowskiego (Lotna 1978), S. Lema (Eden 1980, wznow.1987), T. Borowskiego (Proszę państwa do gazu 1983), ponadto książkę J. Kańskiego Chopin i jego ziemia (1981, z oryg. ang.) oraz K. Moczarskiego Rozmowy z katem (1983).

Wykładowca języka polskiego. Opracował rozmówki angielsko-japońsko-polskie (1977), podręcznik Tysiąc pięćset podstawowych słów języka polskiego.(1982). Współautor Małego słownika polsko-japońskiego 1981) i podręcznika Wstęp do języka polskiego (1987). Autor serii artykułów Zaproszenie do języka polskiego (1990) i hasła język polski w Wielkim Słowniku Językoznawczym (1992).

Autor licznych esejów i artykułów poświęconych historii i kulturze polskiej. Wychowawca kolejnych pokoleń japońskich polonistów.

Zaloguj się, by skomentować
© 2013 www.polonia-jp.jp

Logowanie lub Rejestracja

Zaloguj się