Galeria
Trzęsienie ziemi w dniu 11 marca zastalo mnie w Shinjuku, w centrum Tokio. Rzadko bywam w Shinjuku, bo nie lubię tej molochowatej i przeludnionej dzielnicy. A tu taki zbieg okoliczności...
Wieżowce lekko się kołysały, chodnik podrygiwał, w parterowych budynkach kawiarenek coś głośno postukiwało. Potem odgłosy cichły, a kołysanie uspokajało się. I znowu wracało. Ludzie wyszli na zewnątrz, stali na chodnikach i czekali. Niektórzy byli w kaskach. Widać było też, że wiele osób pozostało w budynkach. Trzęsło się dosyć długo. Kiedy kołysanie się uspokoiło, tłumy ludzi ruszyły w różnych kierunkach.
Przy południowym wejściu na stację Shinjuku anonsowano przez głośniki, że na skutek silnego trzęsienia ziemi wszystkie pociągi w rejonie stołecznym się zatrzymały, a tymczasem najlepiej ewakuować się w stronę parku. Na wielkim ekranie obok stacji podawano informacje o sile wstrząsów (ponad 8 stopni w epicentrum - potem okazało się, że 9) i nadchodzących tsunami. Na mapie Japonii żółta linia ciągnąca się wzdłuż północno-wschodniego brzegu niepokojąco pulsowała - gdzieś na tej linii, w dolnym jej fragmencie był mój dom. A w domu córka. Sama.
Okazało się, że w takiej sytuacji najważniejszy jest kontakt z najbliższymi i uzyskiwanie informacji o tym, co się dzieje. Sprawdziły się automaty telefoniczne, z komórkami było gorzej. Po jakichś dwóch godzinach córka dodzwoniła się do mnie i dowiedziałam się, że schroniła się z naszym kotem w pobliskim domu kultury. Wszyscy wiemy, że takie miejsca jak szkoły i inne instytucje publiczne są miejscami ewakuacji w nagłych wypadkach. Ulżyło mi.
Kiedy nie ma komunikacji, trzeba polegać głównie na własnych nogach. Koleżanka, z którą spotkałam się w Shinjuku, tego dnia szła pieszo do domu przez około pięć godzin razem z tłumem ludzi zmierzających w tym samym kierunku. Z drugą koleżanką błąkałyśmy się w okolicach stacji, bezskutecznie poszukując środków lokomocji. Wszędzie stały ogromne kolejki, na przystankach i postojach taksówek, przy budkach telefonicznych. Nasze domy są za daleko by dojechać bezpośrednio autobusem, w końcu ruszyłyśmy pieszo. Po drodze dowiedziałam się, że niektóre linie metra niebawem zaczną kursować. W rezultacie dotarłam do Urayasu głównie jadąc metrem, klucząc i przesiadając się kilka razy. Ostatni odcinek przeszłam znowu pieszo, przeklinając botki na obcasach, które miałam na obolałych nogach i walcząc z chęcią przywłaszczenia sobie jakiegoś roweru stojącego na ulicy. Ale nikt tu nie robi takich rzeczy.
W domu kultury w mojej dzielnicy, gdzie ewakuowała się córka, byłam o wpół do drugiej w nocy. Resztę nocy przespałyśmy na twardym materacu rozłożonym na podłodze, życzliwie obdarowane kocami. Jedna noc spędzona w takich warunkach pozwoliła mi zrozumieć, że właściwie zupełnie nie wiem, jak czują się ludzie ewakuowani z własnych domów. Ledwie liznęłam tego, co tyle razy widziałam w telewizji.
Parę osób pytało mnie, czy się bałam. W momencie wydarzeń dominowała we mnie troska o życie najbliższych. Czułam też zdziwienie, zaskoczenie. Strach ścisnął mi gardło chyba tylko wtedy, gdy zobaczyłam tę pulsującą żółtą linię na mapie obok stacji. Pojedynczy człowiek nie ogarnia od razu całokształtu sytuacji, odbiera tylko sygnały. Nie byłam sama i to też miało chyba duże znaczenie.
Dziwnie wyraźnie pamiętam poranek po katastrofie. Widok ulic w Urayasu, gdzie mieszkam, był przygnębiający... błoto na chodnikach, pęknięcia i wybrzuszenia jezdni, dziwne zagłębienia - wszystko jasno widoczne w pełnym świetle. Jakby kilkanaście godzin temu jakaś bestia usiłowała wydostać się spod równo ułożonych płyt chodnikowych i gładkiego asfaltu. Paradoksalnie w tym momencie poczułam, że żyję.
Nowa część miasta Urayasu leżącego przy wschodnim skraju Tokio, jest zbudowana na polderach - sztucznym gruncie powstałym na terenie Zatoki Tokijskiej. Po trzęsieniu ziemi poziom gruntu się obniżył, niektóre małe budynki są przechylone, ale duże bloki stoją twardo. W naszym mieszkaniu panował spory bałagan. Wszystkie moje książki pospadały z przewróconych regałów, sporo potłuczonego szkła leżało na podłodze, krzywo wiszące obrazy dopełniały całości.
Obecnie mamy w domu prąd, gaz, działa winda, co jest bardzo istotne, bo mieszkam na 17 piętrze. W naszej okolicy brak wody, kanalizacja nie działa, ale są regularne dostawy wody pitnej samochodami Sił Samoobrony i służb miejskich. Zdążyłyśmy napełnić wannę wodą. Na razie trenujemy survival. Mamy zapasy jedzenia i wody, nie ma problemu z zakupami. Jest nienormalnie, ale poziom nienormalności różni się znacznie w zależności od miejsca. Kilka kilometrów dalej, w starej części Urayasu wszystko wygląda tak, jak zawsze i nie widać żadnych strat.
Zdaje się, że większość mieszkańców Tokio odczuwa tę sytuację na własnej skórze głównie w postaci zakłóceń w komunikacji. W wielu dzielnicach Tokio nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o warunki w domach. Od dziś w rejonie stołecznym nastąpią okresowe przerwy w dostawie prądu. Komunikacja pociągami naziemnymi i metrem jest ograniczona.
Mogę powiedzieć, że dyscyplina, organizacja i informacja są na najwyższym poziomie. Ciągle trwają lekkie dodatkowe wstrząsy, ale z biegiem czasu prawdopodobieństwo kolejnego dużego trzęsienia maleje. Wiadomości nadawane w telewizji wyglądają jakby nadchodziły z innego świata, chociaż to tak blisko stąd - niespełna 300 kilometrów. Jednak wystarczająco daleko, by przeżyć.
Urayasu, 14 marca 2011
Najnowsze od Renata Mitsui
2 komentarzy
-
Życzliwe pozdrowienia dla Autorek artykułu i komentarza. Wszystkiego dobrego, w górę serca.
A. Link do komentarza -
Szanowni Panstwo,
Alexandra Link do komentarza
przepraszam ze pisze na ten adres Maila ale nie umie znalezc maila od polskiej misji katolickiej w Japoni. Prosze o przeslanie tego mailu do Polskiej misji Katolickiej w Tokio. Serdecznie dziekuje!
Mieszkam w Niemczech. Tutejsza Telewizja podawala ze wiele osob z terenu czesienia ziemi chetnie opusciloby zagrozony radioaktywnoscia teren ale nie wiedza gdzie isc. My mamy dom kolo Norymbergi w Niemczech i chetnie zaprosilybysmy do nas 2 osoby z terenu trzesienia Ziemi - najchetniej z Senndai albo Iawki na 2-3 miesiace. Proponujemy pokoj(18 m2) z malutka lazienka i Jedzenie. Chetnie odbierzemy te osoby z lotniska (najblizsze lotnisko jest w Norymberdze). Uczylysmy sie japonskiego 1 semestr ale to bylo 20 lat temu i wiele juz nie pamietamy ale mowimy dobrze po angielsku, fancuskui, niemiecku i hiszpansku ale jezeli nasi goscie beda tylko mowic po japonsku to nie jest zadna przeszkoda - jakos sie porozumiemy z "rozmowkami" albo na migi.
Prosze nam napisac czy moga Panstwo nam pomoc znalezc kogos kto chetnie by do nas przyjechal. Bardzo dziekuije za pomoc.
Laczymy sie modlitewnie z naszymy Japonskimi bracmi i siostrami i czekamy bardzo niecierpliwie na odpowiedz.
Z Bogiem
Rodzina Bugaj
Komentarze
- PLUSK WODY DO STAREGO STAWU WSKOCZYŁA… Skomentowane przez ELZBIETA dodany czwartek, 08 listopad 2012 19:09 O stawie i żabie (Literatura, Język)
- Chcialbym na poczatku powiedziec, ze naprawde… Skomentowane przez Seweryn Karłowicz dodany piątek, 24 sierpień 2012 04:47 Tematyka spotkania polonijnego w ambasadzie 5 lipca br. (AKTUALNOŚCI)