Jechałam taksówką na lotnisko, gdzie miałam wsiąść w samolot do Paryża, a stamtąd – do Tokio. Już w drodze tęskniłam za Polską. Kali być wielki świat, westchnęłam w duchu, usiłując się pocieszyć. A nie, wróć – Sienkiewicz to rasista i sadysta, jak uświadomił mi onegdaj esej wybitnego japońskiego polonisty [1].System wartości mi się załamał, bo wszak na tym sadyście nauczyłam się czytać. Precz z kolonializmem, nie, zostawmy w spokoju biednego Kalego. Tak naprawdę to byłam w stanie rozdarcia, bo w Japonii mąż, a tu - tylu innych bliskich mi ludzi i ważnych spraw. Polska, tu zawsze chciałam mieszkać. Japonia bardzo przyjemna, kiedy się jest na stypendium, ale na stałe – co to, to nie, to mówiłam zawsze stanowczo. I nadal tak czuję, mimo że kocham moją japońską rodzinę i przyjaciół. Polska jest moim miejscem na ziemi, jedynym, gdzie czuję się u siebie, nawet wtedy, kiedy mnie to i owo denerwuje. W Polsce kwitną bzy i jaśminy, nikt ich nie celebruje jak japońskich wiśni, a pachną tak pięknie… Jedną z rzeczy, które lubię w Polsce są pogawędki z taksówkarzami. Ten zawód wykonują często bardzo inteligentni faceci, którzy chętnie dzielą się swoimi poglądami na życie, politykę, wychowanie dzieci i w ogóle wszystko. Więc i tym razem nawiązałam rozmowę z taksówkarzem. Jak wiele osób z jego pokolenia w Polsce (na oko trzydziestka), miał za sobą dłuższy pobyt z granicą. W Stanach Zjednoczonych, o ile dobrze pamiętam. Światowy, bywały, niejedno widział. Nie podskoczysz mu. Ale jak powiedziałam, że do Tokio i…